Zwykły niezwykły dziwny wtorek

12.7K 510 73
                                    


Nie chciałam wierzyć swojemu szefowi, kiedy jeszcze tydzień wcześniej oznajmiał mi, że to właśnie na dzisiejszy dzień przypada kolejna i jak myślę ostatnia wizyta Josha Hooda w redakcji. Przynajmniej w najbliższym czasie.

 Chyba, że nic mi o tym nie wiadomo.

Dziś jest wtorek.

Dla mieszkańców Londynu zwykły wtorek, jednak dla redakcji „Views" dzisiejszy dzień jest traktowany ze szczególną szczególnością. Pomimo tego, że znakomicie wiem o tym, że goszczenie osoby pokroju Hooda jest wyśmienitą reklamą dla firmy to i tak zjawiam się na miejsce odrobinę za późno.

Mogę przysiąc, że od feralnego dnia z kopciuszkiem i jego pantofelkiem, Dylan Gates nie miał do mnie żadnych zastrzeżeń. Cóż ja mogę poradzić, że mieszkanie w starej kamienicy niesie za sobą szereg nieprzyjemnych sytuacji. Na przykład dzisiejszy brak prądu i ciepłej wody jest tylko częścią góry lodowej, która może runąć.

Cały ranem się motam z powodu spotkania z Joshem Hoodem i nie mogę się na niczym skupić. Biegam po domu w dziwnych jak dla mnie dotąd skowronkach. Jakbym cieszyła się z tego, że będę mogła go chociaż przez chwilę zobaczyć, może nawet zamienić kilka pojedynczych zdań. Chociaż bardzo możliwe, że już dawno zapomniał o moim istnieniu, a ja głupia robię sobie nadzieje, by zobaczyć chociaż przez chwilę jego zapierający dech w piersiach uśmiech.

Kiedy docieram pod redakcję żałuję, że nie mam przy sobie żadnej pary okularów przeciwsłonecznych. Grupa reporterów zauważa mnie i robi mi zdjęcia, nie patrząc nawet na fakt, iż nie jestem żadną gwiazdą telewizji. Najszybciej jak tylko potrafię wchodzę do budynku. Przy wejściu czeka na mnie dziewczyna, która w dzień, w którym tutaj byłam po raz pierwszy udzielała mi informacji jak trafić do biura szefa.

- Witaj Clarisso. Nie chciałabym cię straszyć, ale wiesz, że wszyscy czekają na ciebie? - mówi Abby poddenerwowanym głosem.

- Dlaczego na mnie? Przecież ja tam za nic nie odpowiadam. Najważniejsze, że jest tam nasz gość i ludzie odpowiedzialni za przeprowadzanie sesji zdjęciowej.

Mam wrażenie, że to jest logiczne. W końcu nie przypominam sobie, aby mój szef przydzielił mi jakieś zadanie.

- Niby tak, ale chciał najpierw porozmawiać z tobą.

- Jak ze mną? Mówisz poważnie?

Patrzę na nią zaskoczona.

- Ja nie wiem, dowiesz się dokładnie jak tam już będziesz. Chodźmy, nie traćmy więcej czasu.

Abby idzie tak szybko, że mimo tego, że chodzenie w szpilkach mam opanowane do perfekcji, to i tak jest mi trudno za nią nadążyć. Zaczynają mi się pocić ręce, na samą myśl o tym, że cała praca została wstrzymana przeze mnie.

Zostaję praktycznie wepchnięta do sali przez dziewczynę. Ze szczególną trudnością przełykam ślinę widząc, jak wzrok wszystkich znajdujących się tutaj ludzi skierowany jest w moją stronę. Łapiąc kontakt wzrokowy z fotografem, pewnym krokiem kieruję się w jego stronę.

- Cześć Dan. Widziałeś może pana Gatesa? - pytam bez zbędnych ceregieli. Od razu jego zauważam jego rozdrażnienie. Znam go w redakcji jako jedną z nielicznych osób, z którymi udało mi się złapać dobry kontakt w tak krótkim czasie.

- A widziałem. Lepiej tutaj poczekaj zanim się zgubisz.

Rozglądam się po pomieszczeniu, ale oprócz kilku osób odpowiadających za oświetlenie i kobiety dokładającej gorącej wody do stołu z poczęstunkiem, po Dylanie Gatesie nie ma śladu.

- A gdzie jest nasz gość?- pytam zaraz potem.

- Szczerze mówiąc nie wiem. Kręcił się tutaj ze swoimi ochroniarzami. Pewnie lada moment przyjdzie. - odpowiada montując aparat na statywie.

Portfel MiliarderaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz