Rozdział 6

1K 131 10
                                    

// Baekhyun //

Byłem w Francji. Było ciemno. Był Chanyeol. Byłem szczęśliwy. Nagle wszystko zniknęło i pojawiłem się tutaj, w moim pokoju. Czy to był sen? Spojrzałem się na biurko. Czerwona róża stała w wazonie wypełniając pokój swym pięknym zapachem. To nie mógł być sen. Pamiętam wszystko tak dokładnie. Te moce, francuskie uliczki, uciekałem i... Położyłem swoje opuszki palców na moich ustach. I pocałunek Chanyeola. Wstałem z łóżka. Lekko zawirowało mi się w głowie. Spojrzałem się na zegarek. Jest 10:29. Odsłoniłem żaluzje i do mojego pokoju wpadła fala ciepłego słonecznego światła. Zaćmienie też bardzo dobrze pamiętam. Podszedłem do lustra. Byłem strasznie blady. Odgarnąłem trochę długą już grzywkę. Przebrałem się i nagle zadzwonił mój telefon.

Stałem na parkingu, który znajdował się pomiędzy moim osiedlem, a osiedlem od D.O. Pociłem się od samego oddychania. Czemu było aż tak ciepło?

-Baekhyun!- Usłyszałem za sobą znajomy głos. Obróciłem się i ujrzałem twarz D.O. Uśmiechnąłem się do niego. Oczywiście jak to Kyungsoo, nie odwzajemnił mojego uśmiechu. -To był sen?- Spytał się nagle. Spojrzałem się na niego z pytającą miną nie wiedząc o co mu chodzi. -Byłem w Kolorado.- Powiedział nagle. Wtedy klasnąłem. Teraz on spojrzał się na mnie jak na idiotę.

-Ja byłem we Francji!- Powiedziałem wyraźnie.

-Czyli to nie był sen.- Wyminął mnie i ruszył w dobrze znanym nam kierunku. Podbiegłem do niego.

-A co robiłeś w Kolorado?- Spytałem.

-Spadałem.

-Co?- Zatrzymałem się na chwilę.

-Nie ważne. Chodź.- Pociągnął mnie za rękę.

Po chwili ukazała nam się rampa. Było na niej już sporo osób. Usłyszałem donośny głos Chanyeola i krzyki Suho. Kłócili się. Gdy podeszliśmy na tyle blisko i wszyscy nas zauważyli Chanyeol rzucił się na mnie biorąc mnie w objęcia. To zdecydowanie nie był sen. Poczułem motylki w brzuchu. Chciałem już mu coś słodkiego powiedzieć, lecz on się odsunął i spojrzał w stronę Shuo.

-Nie mam pojęcia co się stało.- Powiedział już z większym spokojem.

-Kyungsoo!- Nagle Kai pojawił się tuż obok mojego przyjaciela. -Cieszę się, że nic ci nie jest.- Powiedział z troskliwym uśmiechem. Lubiłem gdy Kai troszczył się o D.O. Uśmiechnąłem się.

-Słuchaj Park Chanyeol! Coś musiało pójść nie tak. Każdy z nas pojawił się w innym miejscu!- Suho krzyknął.

-Myślicie, że źle odbył się rytuał?- Spytał się nagle Tao, który siedział na rampie.

-Może źle moce zostały użyte?- Tym razem pytanie dobiegło z ust Chena.

-Niemożliwe, przecież każdy wiedział co robi.- Odpowiedział Xiumin.

-Najważniejsze, że nikomu...- Zaczął Chanyeol, lecz przerwał mu krzyk Sehuna, który biegł w naszą stronę. Zdyszany stanął obok Suho.

-Gdzie jest Luhan?- Szybko rozglądał się dookoła. -Nie ma go tu?- Wszyscy zaprzeczyli kiwając głową. -Gdzie on jest? Nie ma go w domu, nie odbiera telefonu. Muszę go znaleźć.- Powiedział próbując złapać oddech.

-Może coś mu wypadło, spokojnie Sehun.- Uśmiechnąłem się do niego ciepło.

-Wam też się to stało? Byliście w jakimś dziwnym miejscu?- Zapytał zmieniając temat.

-Tak i ciągle nie wiem dlaczego się tak stało.- Powiedział Suho tym swoim oburzonym tonem.

-Ja wiem czemu.- Wszyscy obróciliśmy się w stronę głosu.

EXODUS // baekyeol // PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz