Dalsze losy - czyli co z Robyn i Zayn'em

3K 301 40
                                    

To tylko ONE SHOT jedna historia która opisuje dalsze losy Ro i Zee :))) 


***

Dokończyłem zmywać naczynia, po czym wytarłem mokre dłonie w ciemne szerokie jeansy i spojrzałem przez okno opierając się o szary gładki marmurowy blat. Słońce zrobiło się pomarańczowe i zbliżało się do horyzontu.

Sąsiad wraz ze swoimi małymi dziećmi bawili się w basenie korzystając z upalnego dnia. Los Angeles było bardzo ciepłe nie to, co wiecznie zimny i pochmurny Londyn. Chociaż pewnie gdyby nie Londyn nigdy nie poznałbym Robyn.

Wziąłem szklanki ze schłodzonymi napojami i ruszyłem ku wielkim oszklonym drzwiom, które prowadziły na taras oraz nasze podwórko.

Moja piękna żona siedziała na wygodnym fotelu ogrodowym przyglądając się dali podwórka. Odłożyłem szklanki na stolik ze szklanym blatem i również popatrzyłem w to samo miejsce, co ona.

Dwóch sześcioletnich chłopców walczyło o piłkę a mała dziewczynka rok młodsza przyglądała się im, po czym zaczęła się rzadzić rozstawiając ciemnowłosych chłopców tak by to ona miała dostęp do okrągłego przedmiotu.

Pocałowałem żonę w jej rumiany policzek a kiedy odwróciła głowę w moją stronę dziabnąłem jej usta swoimi.

-Mówiłem, że muszę mieć córeczkę - Wyszeptałem przypominając sobie czas, kiedy okazało się, że moja ukochana urodzi mi syna i to nie jednego w dwóch. Gdy rodziła w męczarniach wyzywając mnie ja mówiłem jej, iż potrzeba mi jeszcze córeczki.

-Tak a ja cię wyzywałam - Uśmiechnęła się lekko i wzięła łyk napoju.

Wyzywała mnie podczas rodzenia drugiego malucha. Mówiła, że jestem tylko głupim samcem i sam mam rodzić. A jednak po siedemnastu godzinach rodzenia wydała na świat moich synów.

Słowa nienawiści padały dopóki na jej piersi nie zostały położone nasze maleńkie słoneczka.

Kiedy po raz drugi była w ciąży postanowiliśmy poczekać z płcią do narodzin, kiedy nadszedł ten pamiętny dzień - dzień narodzin naszej córeczki- wszystko szło idealnie. Moja Robyn rodziła tylko godzinę, ponieważ nasza mała Tiffany była prawdziwą wojowniczką chcącą wydostać się na świat.

-Hej ja wiem ze za tym kryła sie miłość -Pocałowałem ją mocno nie przejmując się dziećmi, które się bawiły. Nie robiliśmy nic sprośnego czy złego. No halo miałem już przeszło trzydzieści lat.

Słysząc kłótnię naszych dzieci a potem płacz Tiffany szybko odwróciłem się patrząc na całą trójkę gdzie chwilę później podbiegłem. Moja słodka brunetka z polotem rudości na włosach klęczała na ziemi trzymając swoje małe kolanko. Podniosłem ją w swoje szerokie i napakowane ramiona pokryte większą ilością tatuaży niż kiedyś. Wtuliła się we mnie a ja popatrzyłem na czarnowłosych chłopaków, którzy patrzyli w ziemię.

-Koniec grania w piłkę - Warknąłem lekko, kiedy chłopcy przekrzykiwali się razem chcąc zwalić winę jeden na drugiego. -I komputera - Dodałem a ci jęknęli żałośnie, lecz nadal postanowili się nie przyznawać.

-Mamo noo! - Aleks jęknął żałośnie biegnąc w stronę mojej kochanej kobiety, która chwilę potem trzymała obu chłopców w ramionach słuchając ich skarg. Bądź, co bądź mimo miłości do moich dzieci to córeczkę traktowałem jak księżniczką chcąc ją chronić. Przecież była taka drobna.

Pocieszając malutką szlem w stronę mojej rodziny próbując się nie zaśmiać, kiedy Robyn z udawanym przejęciem i zrozumieniem kiwała głową na mówiącej do niej chłopaków.

Siostra mojego przyjaciela [z.m] - One Shot✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz