1.9

6.1K 603 60
                                    

Michael już od kilku minut niespokojnie krążył po pomieszczeniu. Nie mógł usiedzieć w miejscu wiedząc, że za chwilę zobaczy Luke'a. To było dla niego takie odległe. Nie wierzył w to.

Miał wrażenie, że to sen, z którego w każdym momencie może się obudzić. Nie chciał tego.

Bał się tego spotkania. Bał się odrzucenia. To byłoby dla niego zbyt bolesne. Nie chciał przeżywać tego po raz kolejny.

Mimo wszystko zaufał Luke'owi. Na początku tego nie chciał, bo bał się, że kolejna osoba go skrzywdzi. Nie chciał, żeby to był Hemmings, na którym zaczęło mu zależeć.

Miał nadzieję, że Luke nie okaże się taki, jak inni.

Kiedy schodził po schodach, usłyszał dzwonek. W jednym momencie go sparaliżowało. Nie mógł się ruszyć. Ocknął się dopiero, gdy usłyszał dzwonienie po raz drugi.

Stawiał małe i niepewne kroczki w kierunku drzwi.

Jedną ręką chwycił za klamkę, a drugą klucz, który przekręcił.

Pierwszym co zobaczył była czarna koszulka z żółtym logiem Nirvany. Jego głowa uniosła się trochę do góry, napotykając tęczówki, które porównał do Pacyfiku. Po raz pierwszy widział takie oczy. Według niego były piękne.

Uważnie przyjrzał się jego twarzy. Lekko nażelowanym blond włosom, małemu zadartemu noskowi, pełnym, malinowym ustom. Michael uważał, że Luke był perfekcyjny.

Nie miał jednak czasu dłużej mu się przyglądać, bo został przyciągnięty w uścisku przez Hemmingsa.

Wyższy oplótł swoje długie ramiona wokół karku Mike'a, a on sam złączył swoje na plecach blondyna.

Trwali tak w uścisku, ciesząc się swoją obecnością i tą chwilą.

- A może najpierw, chociaż raz, powiedziałbyś cześć, kochanie?


I wtedy Michael poczuł, że jest w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie i z odpowiednią osobą.

say hi, darling • mukeWhere stories live. Discover now