Niedzielne poranki w akademiku zazwyczaj były ciche, wręcz martwe — większość studentów odsypiała nocne imprezy albo przewracała się z boku na bok, licząc, że świat poczeka, aż się obudzą. Jakby cały budynek brał wspólny, długi oddech po tygodniu pełnym hałasu.
Tym razem ciszę przerywało tylko ciche brzdąkanie gitary, które niosło się z ich pokoju jak leniwy promień słońca.
Minho obudził się wolniej niż zwykle. Otworzył oczy, przez chwilę leżąc bez ruchu, nasłuchując. Nie był to żaden przypadkowy hałas — Jisung grał. Melodia była prosta, trochę nierówna, ale miała w sobie coś... prawdziwego.
Podniósł się z łóżka, jeszcze w t–shircie i dresach, i przetarł twarz dłonią.
— Jest niedziela, Han — rzucił zaspanym głosem.
Jisung siedział po turecku na podłodze, gitara oparta o jego kolano, włosy w nieładzie. Podniósł głowę i uśmiechnął się lekko. — Wiem. Idealny dzień na tworzenie.
Minho zmrużył oczy. — Co to tym razem?
— Nowa piosenka. Jeszcze bez tytułu. — Han przesunął palcami po strunach, jakby chciał sprawdzić, czy melodia wciąż mu się podoba. — Chcesz posłuchać? Kiedyś wziąłem się za jej pisanie i postanowiłem do tego wrócić.
Minho wzruszył ramionami.
I wtedy Han zaczął. Jego głos był miękki, trochę jeszcze senny, ale w tym tkwił urok.
Every time I see you cry
I felt like drowning in the dark
You said it's fine, but no, I'm not
'Cause all I want is you, not your tears
Until the tеars dry up
I wanna make you the happiest onе, no fear
So baby, hold my hand now*
Minho zamarł.
Dźwięki gitary początkowo były tylko tłem — lekkim, ciepłym, trochę niezdarnym — ale gdy Han zaczął śpiewać, coś w nim zadrżało. Ten głos... był zupełnie inny niż się spodziewał. Nie teatralny, nie przesadny. Naturalny. Senny i miękki, a mimo to niosący w sobie coś surowego, szczerego. Jakby Han nie tyle wykonywał piosenkę, co wyciągał ją gdzieś z wnętrza siebie, jeszcze nieoszlifowaną, ale przez to prawdziwą do bólu.
Minho, choć chciał, nie potrafił się oderwać. Patrzył, jak Jisung siedzi na podłodze, lekko pochylony, oczy ma przymknięte, jakby odcinał się od wszystkiego wokół. Jakby to było tylko on i melodia. A jego głos — nieidealny, ale pełen emocji — rozlewał się po pokoju niczym poranny blask: cichy, ale niezaprzeczalny.
I wtedy coś w Minho pękło. Jakaś bariera, cienka warstwa, która do tej pory oddzielała jego uporządkowany świat od... tego chłopaka z gitarą. Od Jisunga, który potrafił w jednej chwili być irytującym bałaganiarzem, a w następnej — kimś, kto potrafił stworzyć coś tak czystego, że aż bolało.
Han przestał grać. Na moment zapanowała cisza, jakby sama piosenka potrzebowała oddechu.
— Co sądzisz? — zapytał nieśmiało, podnosząc wzrok. — To jeszcze szkic. Nie wiem, czy to w ogóle ma sens.
ESTÁS LEYENDO
|• Louder than quiet •|~ minsung
FanfictionCisza bywa bezpieczna. Cicha przeszłość, ciche uczucia, ciche cierpienie. Ale co, jeśli ktoś przychodzi i łamie tę ciszę swoim śmiechem, chaosem i muzyką? Minho - chłodny jak poranne światło nad Seulem, precyzyjny jak litera prawa i zbyt dumny, by p...
