Rozdział 7 - "Czy tak wygląda śmierć?"

Start from the beginning
                                    

- Nie tu! Wyjdź! Nie masz wstydu? - warknęłam zdenerwowana.

- Powiedziała panienka, żebym się przebierał. Myślałem, że może lubisz patrzeć - odparł przebiegle, zarazem rozwiewając nadzieję, jakoby nie zwrócił uwagi na mój zbyt porywczy komentarz.

- Cholera! - zaklęłam w myśli i usiadłam po turecku na kanapie, opierając ręce na splecionych stopach.

Kiedy demon wrócił do środka, poczułam jednocześnie dumę i rozbawienie. Swobodne ubranie leżało na nim idealnie, nie spodziewałam się, że aż tak dobrze potrafię mierzyć na oko. Skąpany w blasku promieni słońca, wpadających przez przybrudzone szyby, wyglądał niczym anioł. Boski wysłannik niebios, którego zesłano na ziemię, by nade mną czuwał - gdyby nie pulsujące czerwienią tęczówki, nie byłoby w nim już nawet odrobiny demona.

Nie wydawał się zirytowany, wręcz przeciwnie. Widząc zadowolony wyraz mojej twarzy i mimowolny, coraz szerszy uśmiech, także i on rozchmurzył się, całkowicie zapominając o wyznaniu, do którego go zmusiłam. Włożył ręce do kieszeni lnianych, czarnych spodni i zerknął na mnie pytająco. Z aprobatą kiwnęłam głową. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Był tak oszałamiająco idealny. Jego sylwetka, blada cera, delikatny uśmiech, każdy niesfornie sterczący kosmyk włosów i każde zagięcie materiału - wszystko współgrało ze sobą w całkowitej harmonii, jakby był latami dopieszczanym dziełem sztuki wybitnego artysty. Jeszcze nigdy żaden widok nie zaparł tchu w mojej płaskiej piersi tak, jak zrobiła to powierzchowność piekielnego pomiotu, kryjącego się pod maską życzliwego służącego. Pragnęłam zachować ten obraz w pamięci na zawsze. Zarówno swojej, jak i telefonu.

Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i zrobiłam demonowi zdjęcie, po czym wepchnęłam ją z powrotem do kieszeni i podeszłam do niego. Stałam oddalona zaledwie o kilka centymetrów i z uśmiechem na twarzy patrzyłam w jego kocie źrenice, lekko zadzierając głowę do góry.

- Teraz wreszcie wyglądasz jak człowiek - powiedziałam z dumą i przytuliłam go.

Nie, dlatego że nagle poczułam do niego emocje podsycane erotycznymi rządzami. To było zupełnie coś innego. Dostrzegłam w nim opiekuna, wsparcie i towarzysza życia. Kogoś, kto będzie ze mną aż do śmierci. Niewiele się myliłam, bo właśnie to mi obiecał, kiedy zawarliśmy pakt, jednak odczucie, które mi towarzyszyło nie miało związku z umową. Było czyste, pierwotne i nieskalane niczym z tego świata. Wypełniło moje serce nadzieją i optymizmem. Chociaż brzmiało to żałośnie, widząc demona - jedyną istotę, która zobowiązana kontraktem przysięgła stać u mego boku do końca marnego żywota, zrozumiałam, że jednak byłam samotna. Bez względu na to, jak silnie przekonywałam się, że to nieprawda, uczucie pustki w sercu uderzyło we mnie z ogromną siłą i pozwoliło, bym całą potrzebę bliskości przelała na wcielenie zła, które trzymałam w ramionach.

Odsunęłam się od niego i lekko zażenowana prychnęłam pod nosem na idiotyczne myśli, które opanowały mój zmęczony umysł.

- Może to prawda, może jestem samotna. Ale dotąd mi to nie przeszkadzało. Teraz mam ciebie. Do końca życia nie będę sama. Nie ma znaczenia, co czuję, liczy się tylko spełnienie marzenia. Chociaż... Jestem wdzięczna za to, że cię mam.

- Panienko, dobrze się czujesz? - odezwał się w końcu.

- W porządku - potwierdziłam i wzięłam głęboki oddech. - Po prostu zrozumiałam, że czułam się samotna dopóki się nie pojawiłeś. Kiedy zobaczyłam cię w tych idealnie dopasowanych, gustownych ciuchach w stylu casual, zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie będę sama - zaśmiałam się.

W stronę mroku - KuroshitsujiWhere stories live. Discover now