Rozdział 11

2.7K 196 61
                                    

-Kastiel uspokój się!-wołałam do chłopaka panikując i biegając po trawniku.

-„Uspokój się"?! Cholera jasna, niech mi pan da tego węża!-krzyczał czerwonowłosy, wyrywając z dłoni zdezorientowanego mężczyzny węża strażackiego i ruszając za mną w pościg.

-Kas, daj spokój, to był wypadek!-zaczęłam się tłumaczyć, ale tamten wcale nie miał zamiaru mnie słuchać.

-Proszę pana, proszę to oddać!-zawołał za chłopakiem strażak biegnący za nim i próbujący odzyskać skradzioną rzecz.

-Ależ oczywiście, ale najpierw muszę coś zrobić! To dla dobra ludzkości!-krzyczał płomiennowłosy. Mimo, że wszyscy ganialiśmy się w kółko, wcale nie było nam do śmiechu. Zwłaszcza mnie, będącej sprawczynią trzeciego pożaru w tym tygodniu i serii niezjadliwych dań.

-Tego nie używa się przeciw cywilom! Tym się tylko gasi pożary!-nakłaniał strażak, najwidoczniej widząc nie tęgą minę swojego przełożonego, który obserwował całe to zajście z daleka. Na szczęście Kastiel wyhamował i stanął tuż przed mężczyzną. Sama również zwolniłam kroku i powoli zbliżyłam się do wściekłego chłopaka. Strażak postarał się o wcale nie małą naganę, której czerwonowłosy nawet nie brał na poważnie, tylko uśmiechając się złośliwie od czasu do czasu. Kiedy wreszcie mężczyzna sięgnął po wąż, płomiennowłosy znienacka wycelował we mnie i wystrzelił wielkim strumieniem wody. Siła odrzutu zwaliła mnie z nóg oraz przemieściła kilka metrów dalej. Cała zmoczona, patrzyłam wytrzeszczonymi oczami, jak chłopak potulnie oddaje węża strażackiego jego właścicielowi, przeprasza, a potem obiecuje, że nic takiego się nie powtórzy-zarówno cała ta sytuacja, jak i pożar. Facet w skafandrze kiwnął lekko głową, następnie odchodząc do swojej załogi oraz odjeżdżając z miejsca wypadku. Czerwonowłosy mimo swoich opatrunków żwawo do mnie przyskoczył i spojrzał na mnie z góry uśmiechając się złośliwie. Dzielnie patrzyłam mu prosto w oczy, ale najwyraźniej tylko w mojej głowie toczyła się jakaś bitwa- Kastiel dobrze wiedział, że nie mam z nim szans.

-No i co się tak szczerzysz wredna małpo. Gdybyś się tak nie zachowywał, to na pewno nie było by tych pożarów, a moja kuchnia by ci smakowała-rzuciłam w końcu wstając i otrzepując się z ziemi.

-Mam ci przypomnieć przez kogo jestem w takim stanie?-przypomniał chłopak, wskazując swoje już znikające siniaki. Spojrzałam mu w oczy naburmuszona, jednak już po chwili odwróciłam wzrok dobrze wiedząc, że ma rację. Mimo wszystko wciąż się obwiniałam o to co się stało. Odwróciłam się plecami do Kastiela i ruszyłam w kierunku mieszkania. Gdy dotarłam do środka moim oczom ukazały się resztki piany gaśniczej, a ściany, dywany i meble były na w pół lub całe zniszczone bądź spalone. Westchnęłam ciężko. Chyba poproszę Gareth'a żeby przypisał mi zmiany wszystkich pracowników aby zarobione pieniądze przeznaczyć na naprawienie wszystkich szkód. Czerwonowłosy, który właśnie do mnie dołączył, złapał mnie z ramiona.

-Uuu... Z każdym pożarem co raz gorzej to wygląda... Ile to ich było?-skomentował złośliwie chłopak, zaczynając rozglądać się po pokojach. Dobrze wiedział jak dobić człowieka.

-Trzy-mruknęłam, przechodząc przez resztki dywanu i gruzu aby dotrzeć do kuchni. Kiedy się tam znalazłam zastanawiałam się czy strażacy czasem nie zrobili tu remontu. Wszystkie ściany łącznie z sufitem i podłogą były czarne, nie mówiąc już o blatach i szafkach. Podeszłam powoli do kuchenki, zdejmując przypalony posiłek z palnika.

-Bon appetit kochanie-skwitował czerwonowłosy widząc jak zrezygnowana patrzę na zwęgloną patelnię, którą trzymałam w ręku. Jedyne na co było mnie stać w tej chwili to wysłanie mu morderczego spojrzenia. Ten oparł się o najbliższą ścianę i zamyślił przez moment.

No return | Słodki FlirtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz