I

7.3K 517 144
                                    

*Oczami Prince Gumball*

-Kochani słodyczanie! Apeluję do Was, ponieważ potrzebuję dwóch ochotników. Bardzo odważnych, którzy podołają zadaniu. Proszę chętnych o zgłaszanie się do Cynamonka.

Oh, Marshall Lee you look like handsome actor, Maybe Johnny Depp?

Zasiadłszy na różowym tronie, z licznymi zdobieniami, rozmyślałem nad istotą sytuacji. Potrzebuję ściągnąć tu Marcelego, króla wampirów, gdyż tylko on da radę przekonać słodyczan do zachowania spokoju, podczas inwazji zombie.

Odnoszę wrażenie, że nie jestem zbytnio przekonujący, mimo dzierżącego berła i sznurków władzy. Niepokój wdałby się we znaki, a moi poddani prędzej czy później spanikowaliby.  Niewątpliwym faktem, jest to, że kiedy czegoś się boją, najzwyczajniej wybuchają. 

- Książę, przybyła Fionna i Cake - oznajmił pan Miętówka.
- Och, nareszcie. Słuchajcie potrzebuje, abyście jak najszybciej ściągnęły tu Marcelego  - posłałem im przyjazny uśmiech i wstałem - zależy mi na czasie. Chciałbym, żeby w przeciągu trzech dni znalazł się tutaj - złapałem Fionnę za ramię i znacząco spojrzałem.
-J-jasne! Sprowadzimy go tu jak najszybciej - wyjąkała. Odwróciła wzrok, lekko się czerwieniejąc i odsunęła się. Zastanawiająco spojrzałem na nią, marszcząc brwi. Takie zachowanie nie pasowało do odważnej i wnikliwej Fionny. Jednak wydaje mi się, że to bezsensu rozmyślać nad tym, co jest mniej istotne. 
- To ja wracam do tworzenia eliksiru. Jego sekretna receptura pozwoli zwiększyć siłę wojownikom - odstąpiłem i zwróciłem się w stronę laboratorium. 

*Oczami Marshalla*

-Gówniane deski! - Warknąłem. Cholernie boli.. moje kolano, nosz kurwa!
Oparłem się o ścianę i usiadłem na zimnej podłodze.

15 minut później

 Czując zapach istot zmierzających w stronę mojej jaskini, podleciałem do drzwi. U progu ukazała się złotowłosa Fionna i jej przyjaciółka Cake. Nie spodziewałem się ich obecności, szczerze powiedziawszy zastanawia mnie po co tu znowu przylazły. 
- Hej Marceli! - uśmiechnęła się do mnie, tak jak nigdy przedtem. Coś konkretnego się stało? 
- Hmm... Czegoś potrzebujecie?
- Tak właściwie to mamy prośbę... - w tym momencie obie spoważniały. Czyli coś jest na rzeczy... no tak, nikt nie przyszedłby tutaj bez powodu, ani zachcianki. Wiadomo.  
- Bo Książę Balonowy.. - nie pozwoliłem im dokończyć.
- Czego ten wykorzystujący wszystko i wszystkich dupek chce? - wyraziwszy swoją niechęć do tego pacana, zrobiłem krok do przodu. Nie dość, że stara się uprzykrzyć mi życie to jeszcze prosi pośredników, żebym mu pomógł. Jakby sam nie mógł przyjść! 
-... Chce, żebyś uspokoił słodyczan... wiesz, wykorzystując to, że jesteś wampirem i że możesz użyć manipulacji... - co? Czyli jeszcze ma czelność prosić mnie, żebym zajął się jego królestwem? Bezczelność.
- A co będę z tego miał? - zaśmiałem się sarkastycznie.
- Nagroda gwarantowana przez księcia - odpowiedziała Cake.
- Że co? Może jeszcze zapłaci mi w naturze? - wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem. Nie żebym tego chciał, ale wydaje się zabawną wizją premii. 
- No to jak... Pomożesz? Balonowy tworzy miksturę, dzięki której pokonamy zombie, ale musisz użyczyć tych... tych swoich mocy. 
- Inwazja zombie? - Was ist das? Pierwsze słyszę o jakiejkolwiek inwazji w słodkim królestwie...
- Zmarli znów powstali z grobów i próbują zamienić innych w takie chodzące poczwary... - szerzej otworzyłem oczy. Jedyne czego bardziej nienawidzę od Gumballa to właśnie tych ohydnych zombie.
- Pomogę... Przybędę do słodkiego królestwa jutro - niechętnie uśmiechnąłem się i zamknąłem drzwi.
- Ej! Marceli! To było niemiłe! - Fionna krzyknęła za drzwiami.
- Bywa - zaśmiałem się i zacząłem pakować swoje rzeczy.

*Oczami Fionny*

- Słuchaj Cake... Myślisz, że Balonowy coś do mnie czuje? - spytałam towarzyszki. Nigdy nie pomyślałabym, że tak jest, ale mówią, że szczypta czasu, uroku, szacunku coś zdziała. 
- Nie chcę ci robić zbędnych nadziei, ale po jego gestach mogę wywnioskować, że coś między Wami iskrzy - zaśmiała się. Fakt, nadzieja umiera ostatnia. 
- Wydaje mi się, że on woli towarzystwo Marcelego... Na to wygląda...
- Przesadzasz! Zresztą sama widzisz, że Marceli nie przepada za nim  -
Powiedziała i puściła mi oczko. No cóż, oby tak było... Staram się o KB juz bardzo długo...

To jest pierwszy rozdział, taki wstęp. Mam zamiar pisać raz 'oczami Marshalla', a innym razem 'oczami Gumballa'. Mam nadzieję, że spodoba się wam to i do usłyszenia w następnym rozdziale. Buziaki.

EDIT. Postanowiłam wszystko przeredagować od początku, przepraszam za spam aktualizacjami z góry. Kocham mocno i przesyłam buziaki!

Sama słodycz ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz