Szczupła, siedemnastoletnia dziewczyna szamotała się po pokoju w poszukiwaniu swoich szortów. Wszędzie, gdzie przeszła siała spustoszenie, jakby po przejściu tornada. Podbiegła do łóżka, przerzuciła kołdrę i narzutę, zajrzała po poduszkę, dwie sekundy później szybko się obróciła, przy okazji zmiatając z toaletki wszystkie kosmetyki jednym obszernym ruchem ramienia
- Kurw... - jęknęła.
Do sypialni wszedł duży, pręgowany kocur, łasił się do jej nóg.
- Idź sobie sierściuchu, nie pomagasz mi teraz
Dziewczyna miała krótkie blond włosy, szarozielone oczy i bladą, prawie białą skórę. Była w majtkach i białej koszulce z dużym, czarnym napisem.
- Filip! Filip, nie widziałeś moich spodenek? Tych szarych szortów?? – krzyknęła na tyle głośno, by mógł dosłyszeć ją brat, krzątający się na parterze
- Nie i nie wiem po co ci one, skoro i tak nigdzie ze mną nie idziesz. – Odpowiedział jej dość wysoki, męski głos, niezbyt miłym tonem.
- Jadę. – mruknęła pod nosem i po raz kolejny zaczęła przeszukiwać swoją szafę.
- No jesteście, nareszcie... - odetchnęła z ulgą i wyciągnęła ubranie, schowane pod stertą kolorowych koszulek. Szybko założyła spodenki, przeczesała włosy ręką i ruszyła do toaletki, by przypudrować twarz i pomalować rzęsy. Podniosła z podłogi puder w kamieniu, który jakimś cudem pozostał w jednym kawałku.
Gdy skończyła nadawać swojej twarzy pożądany wygląd, wzięła do ręki komórkę i sprawdziła godzinę.
- O w duszę, już osiemnasta... Muszę się pospieszyć, pewnie Filip już wychodzi – powiedziała sama do siebie. Nie zadawała sobie trudu posprzątania pokoju, chwyciła torbę, telefon i dżinsową kurtkę i zbiegła szybko na dół po śliskich, ciemnobrązowych schodach. Uśmiechnęła się do brata jakby nigdy nic i zaczęła zakładać buty, gdy ten patrzył na nią, z oburzenia nie mogąc wypowiedzieć ani słowa.
- Co się tak patrzysz? Ubieraj się, już późno. – zagadała słodkim, przymilnym głosikiem
- Patrzę się, bo chyba masz problemy ze słuchem. Powiedziałem już raz, że nigdzie ze mną nie idziesz i nie zamierzam się powtarzać! - chłopak wrzasnął na siostrę.
- Jadę. Oni mnie lubią. Jasiek się ucieszy, gdy mnie zobaczy, w przeciwieństwie do ciebie - zmierzyła brata lodowatym wzrokiem - Nie zabronisz mi – dodała.
- Haha, jesteś komiczna - udał ze wyciera łzy - masz zbyt wysokie mniemanie o sobie dziewczyno. To, że jesteś moja bliźniaczką nie upoważnia cię do łażenia za mną krok w krok! Nie masz do cholery własnych przyjaciół?!
- Mam więcej przyjaciół od ciebie, a tak się składa, że terefere to również moi przyjaciele - dziewczyna odpowiedziała ostro, wyrzucając słowa z prędkością karabinu maszynowego - A jeśli coś ci nie pasuje, to zaraz pogadam o tym z tatą. Nie macie ostatnio zbyt dobrych relacji, co? - uśmiechnęła się jadowicie, ściskając kurczwo trampek, którego nie zdążyła jeszcze założyć.
Chłopak wyraźnie się zdenerwował. - Ostatni raz się zgadzam, ty podły karaluchu! Kiedyś się na tobie odegram i będziesz tego żałowała – odburknął, patrząc na nią wzrokiem zabójcy. Szybkim ruchem złapał klucze od domu, wiszące na kołku na ubrania i wyszedł z domu. Siostra odwróciła się do niego tyłem, by założyć drugiego buta. Uśmiechała się triumfalnie.
- Możesz trochę zwolnić? – nastolatka, mimo iż wysoka, musiała prawie biec, by dotrzymać kroku bratu. Filip zignorował jej pytanie.
- Świetnie. Mamy zamiar biec do Puszczykowa? To trochę daleko... - chłopak znowu nie odpowiedział. Jednak wkrótce zatrzymali się przy przystanku autobusowym. Siedemnastolatka przypomniała sobie, że zapomniała wziąć ze sobą migawkę, lecz nie przejęła się tym zbytnio. W ogóle mało czym się przejmowała.
Po kilku minutach nadjechał autobus z numerem 312, wyświetlonym na dużym ekranie na przedzie pojazdu. Rodzeństwo wsiadło. Autobus był prawie pusty, lecz zdecydowali się stać. Chłopak trzymał się poręczy i z lekko drwiącym uśmiechem przyglądał się bliźniaczce, która rzucała się po pojeździe w trakcie jazdy. Jednak ona nie traciła dobrego humoru. Oboje mieszkali z rodzicami w Poznaniu i chodzili do tego samego technikum, lecz byli w innych klasach. Nigdy nie stanowili zgranego rodzeństwa, głównie przez to, że tak naprawdę mieli bardzo podobne charaktery. Lecz wyglądem bardzo się od siebie różnili. Filip miał ciemniejszą karnację, brązowe oczy i włosy, które odcinały się od jasnego blondu siostry. Dziewczyna była wysoka, miała ok. 175cm wzrostu, brat był niewiele wyższy. Teraz jechali na imprezę ich wspólnej – no, może raczej Filipa – paczki: grupy chłopaków „Terefere" i kilku dziewczyn.
Wysiedli na przystanku, około trzysta metrów od dużego, białego domu z przestronnym ogrodem, należącym do rodziców Floriana, kolegi Filipa. Już stąd dochodziły ich roześmiane głosy osób, które najwyraźniej dobrze się bawiły. Rodzeństwo szybko udało się w tamtym kierunku. Kiedy przekraczali furtkę obrośniętą szkarłatnym plączem, usłyszeli rozpoczynający się, wesoły utwór. Dziewczyna szybko go rozpoznała – był to hymn Terefere, napisany i wykonywany przez mały zespół Jasia i Sylwii. Przyspieszyła kroku i wkrótce dostrzegła dużą grupę osób – niektóre rozmawiały na stojąco, popijając jakieś napoje, inne przymierzały się do skoku do basenu, jakiśi chłopak obsługiwał wieżę, dbając o dobrą muzykę na przyjęciu.
- No hej – szepnęła i dołączyła do znajomych.
Jasiek stał właśnie przy stoliku z napojami i rozmawiał z Sylwią. Z ożywieniem opowiadał jej jakąś - widocznie zabawną - historię, bo dziewczyna prawie dusiła się ze śmiechu. Zaraz jednak oboje zamilkli, gdy dostrzegli nadchodzącego Filipa.
- Tu jesteśmy! – zawołała Sylwia i oboje mu pomachali, by zwrócić na siebie uwagę. Filip zauważył to i uśmiechnął się, kierując się w ich stronę. Jednak zaraz za nim pojawiła się wysoka, blada dziewczyna.
- O...o. – wyjąkała Sylwia i wymieniła z przyjacielem znaczące spojrzenia. Filip akurat do nich dołączył.
- Cześć – powiedział wesołym, beztroskim tonem.
- Hej, no wreszcie jesteś – odpowiedział Janek, wyszczerzając zęby w uśmiechu. Jednak zaraz przybrał lekko zakłopotany wyraz twarzy, gdy podeszła do nich siostra Filipa.
- I ty... też, Marina. Cześć – uśmiechnął się blado do niezaproszonej dziewczyny.
- No, widzę, że ładnie się bawicie. O, Sylwia, nowy sweter? – powiedziała dziewczyna nazwana Mariną, bez niepotrzebnych – według niej – wstępów.
- A, tak..
- Widziałam go ostatnio w Galerii. Nie mieli już czasem tych pudrowo różowych? Oczywiście wyglądasz bardzo dobrze, ale lepiej by ci było w tamtym kolorze..
- Nie, chyba nie mieli. Pójdę... pójdę do Florka spytać się, jak z muzyką. Jasiek, Filip, jakby co to wiecie, gdzie mnie szukać... - Sylwia okręciła się na pięcie i odeszła w kierunku domu. Janek odchrząknął. Nastało krępujące milczenie. Filip wpatrywał się ostrym wzrokiem w siostrę, jakby chciał ją w ten sposób wypatroszyć.
Dziewczyna najwyraźniej zrozumiała, że nie została odebrana najlepiej, bo w końcu powiedziała:
- To ja może przywitam się z resztą. Na razie – i zostawiła chłopaków samych.
- Filip... Nie żeby coś, ale dlaczego ona tutaj... jest? Przecież nikt z nas jej nie zapraszał – Jasiek przerwał ciszę, która na powrót nastała po odejściu Mariny.
- Przepraszam! Nic jej nie mówiłem o dzisiejszej imprezie, ale sama się domyśliła widząc, jak się szykuję... Nie chciałem jej zabierać, ale się uparła i zagroziła, ze pójdzie z tym do ojca, a nie chciałem kłopotów w domu. Obiecuje, że to ostatni raz! - wytłumaczył się Filip.
- No dobra... ale powiedz jej, że gdyby coś.. No wiesz, gdyby coś nabroiła to nie będzie taryfy ulgowej, jasne? Widziałeś co było ostatnio, nie chcemy powtórek.
- Jasne. Dam jej to do zrozumienia.
- Masz ochotę się czegoś napić? – Janek zmienił temat.
- Oj tak, a co macie? Nic mocniejszgo tym razem, mam nadzieję? - odpowiedział Filip półżartem.
- Jak widać. Tylko bezalkoholowe, nie chcemy znowu narobić kłopotów rodzicom Florka – Jasiek zaśmiał się i zaczął nalewać jakiś gazowany napój do dużej szklanki.
- Hej Stachu! Widziałeś gdzieś Florka? – Marina zagadała przysadzistego, lecz sympatycznie wyglądającego chłopaka.
- O siema Marina, ty tutaj? – Stachu wydawał się nieco zaskoczony, lecz odpowiedział na pytanie. – Stoi na tarasie, tam przy wieży, sprzecza się właśnie z Sylwią, którą płytę lepiej puścić na początku – powiedział i wskazał ręką, w której trzymał aparat fotograficzny, na wyłożony płytkami, duży taras.
- Okej, dzięki – Marina wyminęła chłopaka i ruszyła w tamtym kierunku.
- Ah, kto to nas zaszczycił swoją obecnością – przywitał dziewczynę syn właścicieli domu, lecz bez ironii – uśmiechał się zawadiacko.
- Jak mogłabym się nie zjawić na twojej imprezie, Eskacz – odpowiedziała Marina, uśmiechając się szeroko. Tylko ona nazywała Florka Eskaczem, inni nawet nie bardzo wiedzieli, skąd ta ksywa. – Macie tu coś dobrego? Do jedzenia?
- Ta, jasne, wejdź do kuchni. Coś stamtąd powinno ci zasmakować... O ile Rafałek nie opróżnił już całej lodówki – dodał z udawaną powagą. Dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
- Okej, sprawdzę – Marina zostawiła Floriana i Sylwię na tarasie i weszła do domu. Była już w nim wiele razy, więc wiedziała, w którym kierunku się udać. W progu kuchni niemal zderzyła się z wychodzącym Rafałem.
- Ojej, Martusia! – zawołał kolega, który jako jedyny do tej pory wyraźnie ucieszył się z jej obecności. Wykonał ruch, jakby chciał ją objąć, lecz uniemożliwiły mu to dwa talerzyki ze słodyczami, które trzymał w rękach. Marina zaśmiała się.
- Dobrze wiesz że nie cierpię, gdy ktoś na mnie tak mówi. Zostawiłeś może dla mnie coś do jedzenia?
- No pewnie, chyba nie myślałaś, że zjem wszystko? Spokojnie, dopiero się zaczęła impreza. – Rafał udał urażonego – Chodź, pokażę ci, czego warto spróbować. – położył sobie oba talerze na jednym ramieniu i wrócił się do pokoju, pociągając Marinę za sobą – To twoja ulubiona sałatka, Sylwia zrobiła. Nałóż sobie. – Marina wyciągnęła rękę w kierunku dużego półmiska, gdy jej wzrok padł na otwarty na oścież barek.
- O, widzę, że nawet postaraliście się o coś ciekawszego do picia..
- Oj Marinka, to butelki rodziców Florka. Byłby bardzo zły gdyby zobaczył, że ktoś sobie z nich którąś pożyczył...
- Rafał, nie przesadzaj. Serio chcesz się bawić na soczkach? – Marina spojrzała na chłopaka, udając niedowierzanie.
- Marina, wszyscy wiemy, jak działa na ciebie alkohol. Lepiej tym razem sobie odpuść... - przekonywał ją przyjaciel, gdy wtem do ich uszu doszedł odległy krzyk kogoś z ogrodu
- Rafaaał, mógłbyś do nas przyjść na chwilę?
Chłopak popatrzył znacząco na koleżankę, po czym wyszedł z kuchni.
- No, ale tylko łyczek... Tak na rozluźnienie... - powiedziała do siebie dziewczyna, lecz zagłuszył ją dźwięk rozpoczynającego się utworu.
YOU ARE READING
Having fun is not a crime when you're in Push or Cowo I Terefere FanFiction
FanfictionFanfiction o Terefere i paru innych osobach publicznych, m.in youtuberach, pisane na zasadzie rp - czyli wspólnie - przez trzy dziewczyny, firanki. Dopiero się rozkręcamy, lecz zapraszamy do czytania już teraz!
