Wzdrygnęłam się czując chłodny powiew wiatru muskający mój policzek. Przymknęłam powieki i cicho westchnęłam. Powinnam wracać zanim ktoś zauważy moją dłuższą nieobecność, wolałam nie myśleć o tym jak miałabym się z niej wytłumaczyć. Wstałam z klęczek po czym otrzepałam kolana, rozglądając się po raz ostatni. Znajdowałam się na jednym z budynków z którego miałam świetny widok na Wierzę Eiffla; zawsze lubiałam przychodzić tu z nim. Gdy tylko ta myśl przeszła mi przez głowę, delikatnie się skrzywiłam czując żal i lekką złość którą nie wiedziałam czy kierować na siebie, na Czarnego Kota, na całą tą sytuację, czy na los który pozwolił mi na obdarzenie nieodpowiedniej osoby nieodpowiednim uczuciem w nieodpowiednim czasie i okolicznościach. Zdecydowanie to ostatnie. Nie wiem dlaczego po naszej kłótni uznałam przyjście tutaj za dobry pomysł, ale wtedy wydawało się to jedynym właściwym wyborem. Zerknęłam na swoje jojo licząc, że zobaczę tam choćby jedną wiadomość. I mimo próby oszukania samej siebie, że nie ma to dla mnie znaczenia, lekkie rozczarowanie mimowolnie oblało moje ciało gdy nie dostrzegłam żadnego powiadomienia zarówno tekstowego jak i na poczcie głosowej. Potrząsnęłam głową i zeskoczyłam z budynku zawieszając się swoją bronią niczym lassem na najbliższej latarni.

Weź się w garść.

Gdy wylądowałam za jedną z kamienic niedaleko piekarni moich rodziców, rozejrzałam się dla pewności, że znajduję się tu sama. Niepotrzebnie. Ulice były zupełnie puste. Zdecydowanie zbyt dużo czasu spędziłam na dachu, co uświadomiłam sobie patrząc w gwieździste niebo które jeszcze chwilę temu pokrywał delikatny blask zachodzącego słońca. Cóż, może jednak nie było to chwilę temu zważywszy na fakt że dopiero około godziny pierwszej przekroczyłam próg swojego pokoju. A tak właściwie to nie próg, bo dostałam się do niego przez wejście na dachu.

- Chowaj kropki. - po wypowiedzeniu zaledwie dwóch wyrazów, na miejscu czerwonego kostiumu, pojawił się codzienny strój, a na dłoni wylądowała moja na ten moment jedyna towarzyszka.

Pospiesznie wyciągnęłam makaronik z wnętrza małej, różowej torebki i wręczyłam go czerwonemu kwami. Wiedziałam, że moja najlepsza jak i już niestety jedyna przyjaciółka-wspólniczka chciała omówić ze mną całe zdarzenie, ale gdy już miała się odezwać przymknęłam powieki i powoli pokręciłam głową dając jej tym samym do zrozumienia, że nie mam siły ani ochoty o tym teraz rozmawiać. Tiki najwyraźniej zrozumiała mój niemy przekaz gdyż bez słowa sprzeciwu położyła się obok mnie przygotowując się do snu. Mimo tak później godziny nie umiałam zmrużyć oka przez myśli kotłujące się w mojej głowie, więc w końcu zrezygnowałam z tego pomysłu. Zamiast tego tępo patrzyłam w sufit jakbym tylko czekała aż da mi odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania, co oczywiście się nie stało. Zamiast stłumić moje rozmyślania w zarodku, pozwoliłam im popłynąć jeszcze dalej, aż w końcu zaprowadziły mnie do wspomnienia które tak zawładnęło moimi myślami. W kącikach moich oczu zebrały się łzy którym za wszelką cenę nie chciałam pozwolić wypłynąć, co niestety się nie udało gdyż już po chwili czułam spływające po policzkach mokre strużki. Odtwarzałam w głowie moment sprzed Luwru jak zdartą płytę, pozwalając by za każdym razem zaczynał się na nowo, rozdrapując świeże rany.

- Ty niczego nie rozumiesz! - wydarłam się nie umiejąc opanować rosnącego we mnie gniewu. Miałam już dość tej rozmowy a dopiero się zaczęła.

- Więc może łaskawie wytłumaczysz mi o co chodzi zamiast udawać, że nic się nie dzieje. - odparł widocznie poirytowany chłopak. Jestem pewna, że on również zdawał sobie sprawę z faktu, że udawanie jest o wiele łatwiejsze niż zmierzenie się z rzeczywistością. Nie rozumiem w takim razie dlaczego mnie obwiniał skoro sam stosował się do taktyki którą wspólnie postanowiliśmy obrać. - Jak mam zrozumieć skoro niczego mi nie mówisz? - on również podniósł głos, tracąc kontrolę.

Zajebiście, czyli teraz już oboje się darliśmy. Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego, lecz mimo wszystko brnęłam w to dalej. Raz kozie śmierć.

- Dobrze wiesz, że...

- Tu nie chodzi o tożsamość i ty dobrze o tym wiesz! - przerwał mi chłopak, nie pozwalając mi dokończyć mojej zapewne błyskotliwej myśli która w moim mniemaniu miała złagodzić całą sytuację. Jak widać na załączonym obrazku, nie wyszło. - Mam dość tego, że niczego mi nie mówisz. Zachowujesz się dziwnie, dystansujesz się ode mnie a ja nie wiem co zrobiłem nie tak. Jeśli coś się stało możesz mi powiedzieć, postaram się pomóc - mówił już spokojniej co uspokoiło również mnie. Na tym mógłby zakończyć swoją wypowiedź, ja spławiłbym go słowami „wszystko jest okej" a następnie rozeszlibyśmy się w swoje strony. Jednak on postanowił pieprzyć dalej i wywołać burzę której najprawdopodobniej się nie spodziewał. - Ale nie da się pomóc komuś kto.. kogo... - pod koniec zaczął się wahać widocznie uświadamiając sobie, że to nie zmierza w dobrym kierunku. Jednak zrobił to za późno bo ja doskonale wiedziałam co chce powiedzieć.

- No dalej, dokończ. - prychnęłam ironicznie czując łzy zbierające się w kącikach moich oczu. - Nie da się pomóc komuś kto nie chce pomocy? Komuś kogo się... nie zna?

- Wiesz, że nie o to mi chodzi... - A jednak dokładnie o to chodziło.

- A ty wiesz, że to prawda. - Tym razem to ja mu przerwałam mając już dość ciągłego omijania tematu. Chciał wyjaśnienia to je dostanie. - Nie znasz mnie a ja nie znam ciebie. Nie wiemy o sobie nic konkretnego, poza suchymi faktami które sprawiają, że wierzymy w mylną otoczkę naszej przyjaźni. - Wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu to co od dawna chodziło mi po głowie.

- Mylną otoczkę? Serio, tak opisujesz to co jest między nami? - widziałam, że on sam jest bliski łez, lecz mimo wszystko zdecydowałam się kontynuować.

- Chodzi mi o to, że na kłamstwach nie da się zbudować trwałej relacji. Na kłamstwach nie da się zbudować przyjaźni. - Zanim zorientowałam się co powiedziałam było już za późno. Kurwa. - czekaj, nie to chciałam powiedzieć...

- Masz racje. - jego twarz była wyprana z jakichkolwiek emocji, ale ja wiedziałam, że to tylko maska pod którą skrywa się zraniony siedemnastolatek. - Może nie jesteśmy przyjaciółmi, może nasza relacja nie jest trwała ani nic z tych rzeczy. Ale mimo tego, że to co było między nami od samego początku było niejasne, to ty zawsze byłaś dla mnie kimś ważnym, kimś na kim mogłem polegać. Kimś komu mogłem powiedzieć o rzeczach o których bałem się powiedzieć komukolwiek wcześniej, bo wiedziałem że nie będziesz mnie oceniać. Może było to spowodowane tym, że byłem pewny, że nigdy nie dowiesz się kim naprawdę jestem. Jednocześnie czułem się przy tobie anonimowy a z drugiej strony miałem wrażenie, że znasz mnie lepiej niż mój własny ojciec. Myślałem, że obydwoje darzymy się zaufaniem..- po tych słowach odwrócił się a moje serce na chwilę stanęło. Nawet nie zauważyłam, że od jakiegoś czasu wstrzymuję powietrze. - ..ale najwyraźniej się myliłem.

- Czarn..- Chciałam go zatrzymać. W tamtym momencie chciałam zrobić wiele rzeczy. Przytulić go, powiedzieć, że mi też zależy, zapewnić, że wszystko będzie dobrze i że damy sobie radę. Ale z jakiegoś powodu nie zrobiłam żadnej z nich. Może moje sumienie wykorzystało już limit kłamstw przez co nie mogłam z siebie wydusić ani jednego. Już sama zaczęłam się gubić pomiędzy tym co prawdziwe, a tym co było tylko ułudą.

- Powinienem już iść, ty również skoro tak zależy ci na ochronie naszych tożsamości. - Prychnął ironicznie nie dając mi już dojść do słowa.

Po czym zniknął. Rozpłynął się w cieniu nie pozostawiając po sobie nic więcej niż odgłos łamiącego się serca. Nie wiedziałam czy wydobywał się on ze mnie czy może z niego. A może z nas obojga.

***

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 24, 2024 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Afterglow - Jump Then FallWhere stories live. Discover now