Rozdział 1

18.4K 1.4K 249
                                    

Hej,oto nowe opowiadanie yaoi. Wstawiam pierwszy rozdział na próbę, jak się spodoba to będę pisać dalej ^^

Miłego czytania ;) Proszę o gwiazdki i komentarze!

***

-Kup jeszcze mleko. I mąkę - kiwałem głową, nie skupiając się zbytnio na słowach mojej mamy - a weź też jajka, bo może zabraknąć - dopisałem to do niewidzialnej listy w mojej głowie, choć i tak tego wszystkiego zapomnę jak tylko wejdę do supermarketu.

-Ktoś ma urodziny? - zapytałem znudzony, ubierając niebieską czapkę na swoje sterczące blond włosy.

-Nie głuptasie. Przychodzi pan Thomson wraz ze swoim synem - powiedziała moja rodzicielka radośnie. Przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się do niej. Tajemniczy pan Thomson to nikt inny jak jej kolejne miłosne zainteresowanie. Choć nie popieram jej usilnego szukania nowych doznań, to musze przyznać, że ostatnio jest szczęśliwa. A jak ona, to i ja. I nawet dam radę przetrawić fakt, że będę musiał poznać i najprawdopodobniej być miłym dla syna pana Thomsona. No logiczne, matka wykorzystuje swoje jedyne dziecko, by zaciągnąć jakiegoś dzianego facia do łóżka. Przecież to jak najbardziej normalne.

-Mhm i zgaduję, że muszę na tym spotkaniu być, prawda? - zapytałem, choć znałem już odpowiedź. Isabell rzuciła mi tylko przelotne spojrzenie i roześmiała się.

-Oczywiście skarbie. Od tego czy się z Jack'iem polubicie wiele zależy - w tym właśnie momencie dała mi jasno do zrozumienia, że jeżeli to sknocę, to mogę zapomnieć o spokoju do końca życia. Pięknie.

-No idź już, idź. Musisz się wyrobić do godziny - powiedziała i wypchnęła mnie za drzwi. Powitał mnie zimny wiatr. Spojrzałem z udręką na drogę i zacząłem się przedzierać przez zaspy śniegu. Nie lubię mrozu, to jest takie uciążliwe. Nagle przede mną wyskoczył jakiś chłopiec, śmiejąc się się i rzucając śnieżnymi kulkami w dziewczynkę biegnącą za nim. I o co tyle szumu? Zwykłe, białe gówno.

Gdy doszedłem do celu, w sklepie nie było nikogo, nie licząc starej kasjerki siedzącej za ladą. Pani Brin nie była osobą, która z chęcią pogada o przepisach kulinarnych, czy o dziecku sąsiadów. Nie. Jeśli się było na tyle zdesperowanym, by z nią gadać, lepszym wyborem jest po prostu strzelić sobie w łeb.

Ruszyłem po potrzebne produkty, które jakimś cudem zapamiętałem. Mleko, jajka, mąka. Mleko, jajka, mąka. Mleko, jajka... - Kurwa - wymsknęło mi się, gdy jakiś chłopak wpadł na mnie zza rogu. Zatoczyłem się do tyłu, wpadając na półkę z mąką, która z łoskotem upadła, rozsypując wszędzie ten cholerny biały proszek.

-Kurwa - powiedziałem głośniej, kaszląc i otrzepując się z tego cholerstwa. Cały sklep wypełniła biała mgiełka. Usłyszałem głośny krzyk pani Brin. Cóż, chyba mogę ten dzień nazwać najgorszym w tym tygodniu, prawda?

-O matko, przepraszam - wyszeptał chłopak i podał mi rękę, którą odtrąciłem. Wstałem i parsknąłem śmiechem widząc winowajcę całego ubrudzonego. Ha, doigrał się. Nie tylko ja wyglądam jak idiota.

-Wiesz do czego są oczy? Do patrzenia gdzie się kurwa chodzi - mówię i czuję wzbierającą we mnie wściekłość. Nieznajomy chłopak patrzy na mnie ze skruchą, a ja mam ochotę mu przywalić. Przez niego mam przesrane. Nie, poprawka. MaMY przesrane, bo jeśli gość myśli, że się wywinie, to po moim trupie.

-Ekhem - odwróciłem się i zobaczyłem pomarszczoną twarz zmęczonej życiem staruszki - chłopcy, wiecie, że musicie to posprzątać, prawda? - popatrzyła na mnie i na tego gnojka po czym, uznając najwidoczniej nasze milczenie za odpowiedź twierdzącą, dodała - Na zapleczu macie jakieś gąbki i inne takie... Weźcie się do roboty, a ja policzę ile pieniędzy mi tu zmarnowaliście.

-Nie mam jak zapłacić - powiedziałem coraz bardziej zirytowany.

-Ja pokryję koszt szkód, nie ma problemu - odpowiedział pan-jestem-debilem. Cudownie, trafił się jakiś dzieciak z wypchanym portfelem.

-Sprzątać i tak musisz - warknąłem idąc w stronę zaplecza.

***

Uporaliśmy się z tym w trochę ponad pół godziny. Nie odzywaliśmy się do siebie przez cały ten czas ani razu. Chłopak zapłacił, ja kupiłem mleko, jajko, mąkę i wyszedłem. Tyle.

-Hej! Jeszcze raz przepraszam - usłyszałem za swoimi plecami, na co tylko prychnąłem.

Błagam cię Boże, w trosce o moje zdrowie psychiczne, jeżeli nie chcesz przypadkowych ofiar, nie pozwól bym kiedykolwiek jeszcze spotkał tego durnia.

***

-Jezu James, zaatakował cię jakiś śnieżny potwór czy co? - zapytała moja matka, zawiązując stary fartuch na sobie. Wyłożyłem produkty na ladę w naszej dość przestronnej kuchni i odpowiedziałem zrezygnowany.

-To mąka, mamo...

-Wiesz skarbie, kiedy prosiłam cię o mąkę, to chodziło mi raczej o tą w pudełku. Nie musiałeś się tak poświęcać - zaśmiała się i potargała mi włosy, a wokół nas posypało się mnóstwo białego proszku - to wygląda jak łupież, idź się umyć - rzuciła na odchodne i zabrała się za gotowanie.

-Postaraj się nie spalić kuchni, okej? - zapytałem pełen obaw i od razu dostałem kuchenną rękawicą w twarz. Miała naprawdę niezłego cela - Okej, okej, już idę.

Ruszyłem w stronę łazienki, mając nadzieję, że ten dzień szybko się skończy.

***

-Osz ku... - zacząłem, widząc osobę siedzącą na kanapie. Moja mama słysząc powoli wymykające się z moich ust przekleństwo, wtrąciła radosnym tonem

-James to jest Jack, syn pana Thomsona. Jack, to mój syn - wskazała na mnie. Spojrzenie ciemnobrązowych oczu chłopaka powędrowało do mnie i jestem pewien, że gnojek mnie rozpoznał. Nie był już co prawda obsypany mąką, na sobie miał elegancką niebieską koszulę i dżinsy. Uśmiechnął się.

-Miło mi cię poznać - powiedział, oczekując odpowiedzi.

-Mhm ta... mnie również.

***

Pamiętaj, jeśli ci się podobało zostaw gwiazdkę i komentarz! Od tego zależy, czy będzie więcej ♥



Nienawidzę Cię, kotku. |yaoi| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz