Rozdział 38.

6 2 0
                                    

June

W drzwiach antykwariatu minęłam się z Deanem, który posłał mi jedynie wymuszony uśmiech, przywitał się cicho, a potem szybko zniknął. Niewielka szpilka wbiła się w moje serce, ale zignorowałam ból, pośpiesznie szukając pani Harris. Ekscytacja, którą niosło za sobą zerwanie więzi, była obezwładniająca. Znalazłam starszą kobietę porządkującą książki na półce. Poklepałam ją w ramię, na co lekko podskoczyła.

– Chcesz herbaty? – zapytała na powitanie. Pokiwałam przecząco głową, co ją lekko zaskoczyło. – A więc to tak.

Pani Harris miała niesamowity talent do odgadywania tego, co siedzi ludziom w głowach. Kiedy byłam młodsza, wydawało mi się, że jest jakimś medium. Kobieta wskazała dłonią kantorek. Usiadłyśmy na wysłużonej kanapie.

– Nie jesteś gotowa – wymruczała tylko, poprawiając poduszkę za sobą. Wiedziałam, że to powie, więc przygotowałam masę argumentów.

– Zaraz wrócę. – Pobiegłam do łazienki i ściągnęłam soczewkę. Wróciłam, wskazując palcem na swoje oko. – Proszę spojrzeć.

Tęczówka przybrała bladoniebieski odcień już prawie na całej powierzchni. Można było dopatrzeć się prześwitów brązowego, ale postanowiłam to zignorować. Wakacyjne spotkanie z Williamem przyczyniło się do zmiany koloru. Widziałam, że jego też już prawie całkiem zmieniła kolor.

– Znalazłam powód, pani Harris – powiedziałam z dumą. – Los związał nas ze sobą, żebyśmy mogli zrozumieć, że inne życie wcale nie oznacza tego, że jest złe.

– Kochana, gdybyś znalazła prawdziwy powód, musiałabym wydusić go z ciebie siłą – powiedziała z rozczarowaniem. Zmarszczki wokół jej oczu jakby się pogłębiły. Zagryzłam wargę ze złością.

– Wiem, że nie chce pani zerwania tej więzi – wyrzuciłam z siebie drżącym głosem. – Ale nie mogę tak żyć. Staram się go tolerować, ale prawda jest taka, że gdyby nie to połączenie, nigdy by się ze mną nawet nie porozmawiał. Jestem dla niego jak guma do żucia przyklejona na chodnik. Nie chce spędzić całego życia, będą związaną z kimś, kto wstydzi się i nigdy nie pomyśli o mnie na poważnie. Więc zrobię to, czy pani mi pomoże, czy nie.

Kobieta siedziała chwilę w ciszy, prawdopodobnie zastanawiając się nad moimi słowami. W końcu odetchnęła głęboko, patrząc mi prosto w oczy.

– Nie powstrzymam cię, dziecko? – zapytała, przepalając ostatnie iskierki nadziei.

– Nie – odpowiedziałam twardo, starając się wyglądać na pewną siebie. Widziałam, że w końcu się ugięła.

– Weź coś do pisania i chodź za mną – mruknęłam, a ja podążyłam za nią do jej prywatnej, malutkiej biblioteczki z nadzieją tlącą się w sercu.

Pani Harris zapełniła moją torbę szczegółami dotyczącymi rytuału. Mieliśmy poczekać do pełni, bo zyskamy większe szanse na powodzenie oraz więź przez te dwa tygodnie będzie mogła w spokoju rozwinąć się już do końca. Zadowolona, prawie wybiegłam z antykwariatu, wysyłając sms do Pierce'a.

Ja: Za dwa tygodnie będziemy uratowani. Wiem, jak zerwać więź!

Nie otrzymałam odpowiedzi, ale w tym momencie miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Wpadłam do domu i postanowiłam zrobić kolację. Cisza stała się przytłaczająca. Planowałam odwiedzić jeszcze mamę w szpitalu. Pośpieszenie również upiekłam cynamonki, bo wiedziałam, jak bardzo je uwielbia. W głowie cały czas odtwarzałam przebieg rytuału. Liczyłam, że jeżeli powtórzę wszystko setki razy, to nas przypadkiem nie zabiję. Mama oczywiście ucieszyła się na mój widok i z całych sił próbowała udawać, że jest z nią dużo lepiej. Nie wskazywał na to kolor skóry, który teraz przypominał kartkę papieru, ani wychudzone kości. Nawet nie sięgnęła po cynamonkę. Starałam się nie wyglądać na zrozpaczoną.

– Jak było w szkole? – zapytała, próbując zacząć temat, który nie nawiązywał do jej okropnego stanu. – Mam nadzieję, że już nikt cię nie dręczy. Chętnie porozmawiam z waszą dyrektorką, June.

– Już jest w porządku – burknęłam cicho. Odkąd William ma gorszy problem na głowie, nieco odpuścił sobie zatruwanie mi życia, ale postanowiłam zachować tę informację dla siebie. – Naprawdę – dodałam, kiedy otaksowała mnie wzrokiem pełnym zwątpienia.

– Myślałaś, na jaki uniwersytet będziesz aplikować? – Starałam się omijać ten temat szerokim łukiem. Przez moment planowałam Oxford, ale wiedziałam, że nasza sytuacja mi na to nie pozwoli.

– Pewnie na jakiś w pobliżu. – Wzruszyłam ramionami, jakbym wybierała co najwyżej płatki na śniadanie. Jej mina stała się pełna dezaprobaty. – Jeszcze o tym nie myślałam.

– Skarbie, zanim się obejrzysz, będziesz kończyć szkołę. – Ścisnęła mocniej moją dłoń. – Pomyśl, żebyśmy miały czas wszystko zaplanować – Uśmiechnęła się z troską.

Zastanawianie się nad kierunkiem studiów to ostatnie, na co miałam w tym momencie ochotę, zwłaszcza, że działo się tak dużo. Mimo wszystko przytaknęłam posłusznie. Posiedzieliśmy razem jeszcze chwilę, bo niedługo później przyszła pielęgniarka, próbując delikatnie oznajmić, że godziny odwiedzić dobiegają końca. Wyszłam, zostawiając ją samą. Toczyłam wojnę z myślami, straszącymi mnie odejściem mamy z tego świata. Po dotarciu do domu postanowiłam jeszcze posprzątać. Ostatnio nie miałam na to czasu. Wykończona, opadłam na łóżko, po czym wzięłam do ręki telefon, chociaż moje powieki wydawały się ważyć tonę. Pierce nadal nie raczył skomentować mojej wiadomości, ale za to miałam kilka smsów od Josephine, pytającej co u mnie oraz proszącej o polecenie dobrej książki na jesień. Odpisałam, po czym zasnęłam, kiedy tylko ledwo położyłam głowę na poduszce. 

My Vicious Destiny [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now