Ich portret

7 2 0
                                    

Shell Cottage 03.09.2005 r.

William szedł polną ścieżką. Słońce już zaszło a niebo było mgliste, pełne szarych chmur. Wydawały się ciężkie, jakby za chwilę miał lunąć z nich ulewny deszcz. Tak się właśnie czuł Bill. Chodził powoli, ciągnąc po ziemi wielkimi, dziurawymi trzewikami. W oddali widział już swój dom, jednak nie patrzył na niego. Twarz miał skierowaną ku ziemi. Nie miał siły jej nawet podnieść. Nie miał siły iść i zdecydowanie nie miał siły im tego przekazać. Na samą myśl o tym w gardle stawała mu gula, nie mógł się jej pozbyć tak jak tego obrazu. Ich. Leżacych ze złączonymi dłońmi. Nie zapomni o tym widoku do końca swojego życia. Wróciło do niego to same uczucie goryczy, które pierwszy raz poczuł gdy stanął przed grobem Freda na jego pogrzebie, ale teraz ono było jeszcze silniejsze. Może dlatego, że przez ich puste oczy odczuł ich ból, strach. Czemu z nim wtedy nie poszedł? - to pytanie wwierciło się mu w głowę. W ogrodzie dostrzegł swoją córeczkę Victoire. Jej blond włosy czesał wiatr gdy biegała ze swoją szmacianą lalką wokół płotu. Mężczyzna momentalnie, silnie się rozpłakał. Odwrócił twarz i zakrył usta. Elijaha nigdy nie zobaczy jak jego córka się bawi. Bill miał ochotę paść na kolana. Zostać na tej pożółkłej trawie jak zacznie padać. Chciał by deszcz jego zmoczył. Stał się całością razem z jego łzami. Aby mógł wypłukać z jego oczy ich widok, ale potrzepał głową. Wiedział, że musiał być teraz silniejszy niż kiedykolwiek. Dla niej - Vicy go zobaczyła.

- TATAAA! - zaczęła biec w stronę mężczyzny. Nieuważnie, podskakiwała przez wysoką trawę, lekko się potykając.

Bill przetarł łzy i wymusił uśmiech. Uchwycił swoje dziecko w ramiona i mocno przytulił. Położył dłoń na jej główce.

- Tęskniłam tato - wyszczerzyła zęby ukazując brak siekacza - wypadł mi ząb. Babcia powiedziała, że to oznacza, że jestem już duża - pochwaliła się

- To super skarbie. Wracajmy już do środka, za chwilę będzie padać

Victoire podała tacie rączkę, wesoło podskakując zaczęła śpiewać piosenkę. Jej kokardki na kitkach podskakiwały razem z nią. Patrzyła na Billa dużymi, niebieskimi oczami, jednak jemu ciężko było na nią spojrzeć. Podniósł wysoko głowę i uchylił drzwi wejściowe.

- Wróciłeś - Fleur rzuciła mu się na szyje choć ciężko było się jej przytulić. 8-miesięczny brzuch ciążowy stanowił sproą przeszkodę.

Mężczyzna rzeczywiście nie mógł wypowiedzieć ani słowa. Przekazał to żonie wzrokiem. W łuku prowadzącym do kuchni stanęła Pani Molly. Po wyrazie miny syna ona też już wiedziała. Mimowolnie zaczęła szlochać czego Vici nie rozumiała. Ze zdziwieniem zaczęły patrzeć na zmianę na rodziców nie wiedząc co się dzieje.

- Dzieci śpią? - zapytał

- Tak

- To idź połóż też Victoire - przekazał jej rączke mamie.

Jego głos usłyszeli również inny. Ron wyjrzał z salonu. Bill położył ręce na ramionach matki. Pomógł jej usiąść na krześle przy stole. Kobieta była załamana. Nie mogła w to uwierzyć choć przeczuwała to. W salonie byli również Hermiona i George. Wtedy już każdy wiedział co się stało Everettom. William również usiadł i położył na stole lekko zakrawiowe ich zdjęcie, zrobione tydzień po narodzinach Irii. Za oknem zaczął padać silnie deszcz.

- To jedyna pamiątka jaką będzie miała. Wszystko inne zostało zdemolowane. Nie szczędzili nawet spiżarni czy schowku. Przewrócili ten dom do góry nogami.

- A-a co z nimi? - zapytała nieśmiało Hermiona

- Walczyli dzielnie, ale oboje byli w takim stanie, że - załamał mu się głos. Zacisnął oczy i poczekał chwilę - Rose dostała zaklęciem Cadere. Tym, które pierwszy raz usłyszałem gdy byłem z Harrym w Caistor. Oni je stworzyli. Całkowicie paraliżuje ciało od pasa w dół. Zostawia na skórze takie - zaczął szukać słowa - niebieskie pajęczyny. Jakby przez tkanki przeżarł się prąd. Coraz bardziej się rozwijają. Zniszczyli całe osiedle. Ja..

Zrobił przerwę, przed sobą ukazał się mu obraz innych. Sąsiadów, ludzi leżących na ulicych. Ciał nabitych na szkła popękanych okien. Szczególnie widok martwego niemowlęcia leżącego jeszcze w swojej kołysce z grającą zabawką, która wisiała nad łóżeczkiem wciąż puszczając wesołą melodię.

- Nie znalazłem nikogo żywego - spuścił głowę w dół - Przez te dwa dni, przez które mnie nie było ja chciałem im wszystkim zrobić należyty pogrzeb.

Nikt nie odpowiedział na to. Było tylko słuchać szlochanie Pani Molly, która zakryła twarz dłońmi. Ron przytulił Hermionę. Miesiąc temu powitali na świecie ich pierwsze dziecko, któremu dali na imię Rose na część ich przyjaciółki. Gdy ją poinformowali o tym, tak się cieszyła. Niestety nie zdążyła jej zobaczyć.

- Myślę, że powinniśmy zastanowić się co z Irią - przerwał ciszę George - Mamy w domu obecnie czwórkę małych dzieci. Plus Fleur w ciąży. Przyjadą za kilka dni Percy i Audrey z dzieckiem i przypomnę, że Audrey też jest w ciąży. Nie pomieścimy się

- Martwisz się teraz o miejsce? O czym ty mówisz - oburzyła się Hermiona

- On ma racje - przerwał Bill - z tym co się teraz dzieje ciężko nam będzie wychować jeszcze kolejne dziecko. W dodatku muszelka jest świetnie chroniona przez zaklęcia, ale do czasu. Powinniśmy oddać ją do domu Ms. Simons tak jak obiecałem to jej ojcu. Tam będzie bezpieczniejsza. Zabiorę ją tam jutro.

- Ja ją zawiozę, ty musisz odpocząć.

Odpowiedział głos z tyłu salonu. Każdy się odwrócił. W drzwiach stał cały przemoknięty Harry, którego dopadła ulewa. Zrzucił swój ciężki płaszcz na fotel i dosiadł się do stołu.

- Co ty tu robisz? - zapytała Hermiona

- Usłyszałem o ataku na Timworth. Wracałem jak najszybciej się da.

- Ile tam stałeś - George wskazał głową na tył salonu gdzie stał Potter.

- Słyszałem wszystko - wyprzedził jego kolejne pytanie - Dzieje się teraz coś bardzo niedobrego. Wciąż nie wiem kto stoi na ich czele. Zakładam, że to musi być ktoś jeszcze z zakonu Ridlle'a. "W imię Lorda Voldemorta" - zacytował - Oni ą rewelacyjnie zaplanowani.

Harry wyjął z kieszeni pogiętą, lekko przemoczoną mapę. Wyprostował ją przejeżdżajać dłońmi po stole i odwrócił do wszystkich. Było na niej całe wschodnie wybrzeże. W większości miast były narysowane szare "x" z obok przypisanymi datami.

- Obserwowałem ich od kilku miesięcy. Zaczęli od Fakenham i szli w dół - pociągnął wskazującym palcem po mapie - Przeszli przez Swaffham, Snettertom, ale nagle właśnie na Timworth. Nie rozumiem według jakiego schematu się poruszają. Nie jestem w stanie przewidzieć gdzie będą dalej - podrapał się po mokrych włosach.

- Ja właśnie też nie - dodał William - Nikt się nie spodziewał, że uderzą w Timworth.

Z góry zaczął donosić płacz dziecka. Hermiona pośpiesznie pobiegła do ich pokoiku by nie obudziły się pozostałe niemowlęta.

- Tę noc prześpie się tutaj a Irię zabiorę jutro o świcie - Zaczał Harry - Podam ją jako sierote wojenną, ale upewnie się, że zapiszą ją jako Irie Everett. Tam rzeczywiście będzie bezpieczniejsza. Będzie tak dla niej lepiej.

George pomógł swojej mamie wstać i zaprowadził ją do kuchni. Pani Molly czuła się jakby straciła kolejne dzieci. Jej serce było znów rozdarte i nie była wstanie się uspokoić. Do końca tego dnia w muszlece było słychać jedynie płacz.

Last Blood of BlackWo Geschichten leben. Entdecke jetzt