Rozdział 29.

7 1 0
                                    

June

– Potrzebowałam tego – sapnęłam z zachwytem, kiedy za jednym razem wciągnęłam pół kubka machy z toną bitej śmietany. Oczywiście, zapomniałam poprosić o wersję bez laktozy, więc pewnie bardzo pożałuję tej decyzji. Siedząca na kanapie obok mnie Ellie, pokiwała ochoczo głową, wgryzające się w swoje orzechowe dango. Niewielka kawiarnia na rogu Downing Street, gdzie można było dostać azjatyckie słodkości, znajdowała się na naszej liście zawsze, kiedy wychodziliśmy gdzieś we trójkę. Dean powoli sączył czarną, mrożoną kawę, mierząc złośliwym spojrzeniem Ellie, z którą znów się spierał. Tym razem o najlepszy rodzaj herbaty. Nadal ciężko było mi uwierzyć, że to ja byłam tą trzecią osobą, która dołączyła do ich paczki. Nie mogli bardziej się od siebie różnić. Moja przyjaciółka była wysoką brunetką z ogromnym zamiłowaniem do sztuki. Często bazgrała w swoim szkicowniku, a wolny czas poświęcała na czytanie opasłych tomów o znanych artystach. Dean z kolei wolał nie wyróżniać się z tłumu, z reguły był uprzejmy, uwielbiał horrory, głupie talk-show i koszykówkę.

Udało się nam wyjść pierwszy raz od właściwie kilku miesięcy. Ciężko było mi to przyznać, ale zazwyczaj ja byłam powodem zrujnowanych planów. Zawsze wypadało mi coś pilnego. Sprawy rodzinne, praca. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, więc całą sobotę postanowiłam poświęcić dla przyjaciół. Koniec roku szkolnego zbliżał się coraz szybciej i miały to być nasze ostatnie beztroskie wakacje. Chciałam je dobrze wykorzystać, zwłaszcza że pewnie nie uda nam się spędzić tyle czasu razem, ile byśmy naprawdę chcieli.

– Uwielbiam to miejsce – dodała Ellie.

– Powtarzacie to za każdym razem, i po jakieś sto razy, kiedy tylko tu jesteśmy – parsknął Dean, mieszając rurką w szklance. Starałam się udawać, że nie widzę jego ukradkowych spojrzeń w moim kierunku. Nie powiedziałam jeszcze Ellie o naszej dosyć intymnej rozmowie i bałam się tego, jak zareaguje. Traktowała go jak brata.

– Muszę wam coś powiedzieć – zaczęłam, tonąc w poczuciu winy, że tak mało mówiłam im o bardzo ważnej części swojego życia. – Chodzi o moją więź.

Obydwoje nagle spoważnieli i spojrzeli na siebie wymownie. Ciężko przełknęłam ślinę, bo nadal go końca nie przepracowałam faktu, że moim przeznaczeniem jest ktoś taki jak Pierce. Ellie zachęcająco pomachała dłonią.

– On wie – powiedziałam cicho, wbijając wzrok w stolik. – Dowiedział się w katedrze. – Skierowałam przepraszający grymas w stronę Ellie. Powinnam była już dawno to przyznać. Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię.

– Dlaczego nic nie mówiłaś? – zapytała gorzko. – Cały czas przy tobie byłam, wydzwaniałam jak szalona i martwiłam się, kiedy znowu przestałaś się odzywać. Obydwoje jesteśmy po twojej stronie. Po co nas odcinasz? Nie ufasz nam?

– To nie tak – udało mi się wydusić kilka słów, a żal rozlewał się po moim ciele. – Dalej ciężko mi o tym mówić.

– Tak, o wszystkim ciężko ci mówić. Jak się ma twoja mama, co? – zapytała, zakładając ręce na piersi. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio była tak wściekła.

– Nie przesadzaj, Ellie – wtrącił się Dean, przychodząc mi na pomoc, chociaż sam nie wyglądał na zadowolonego.

– Nie, ma racje – westchnęłam. – Ostatnio radzę sobie trochę mniej niż zwykle, i nie chciałam was martwić. Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi. Przepraszam, że tak wyszło.

– No dobra, dobra – mruknęła Ellie, ale zauważyłam, że trochę się rozluźniła. – To mów, co z Piercem? Jak zareagował?

– Źle. – Nie owijałam w bawełnę. Wolałam uniknąć szczegółów, ale chciałam, żeby mieli obraz tego, jak wyglądała moja relacja z tym człowiekiem. – Szczerze, to ja najpierw zachowałam się trochę podle. Tak czy inaczej, udało nam się porozmawiać.

– Czekaj, udało ci się dotrzeć do Pierce'a? – zapytał niepewnie Dean, wbijając we mnie badające spojrzenie.

– Tak. Chcemy zerwać więź – przyznałam, skubiąc rękaw bluzy. Popatrzyłam na chłopaka, który ciężko przełknął ślinę i pokiwał przytakująco głową, jakby właśnie tego oczekiwał. Nie mogłam się dziwić, skoro właśnie on podsunął mi ten pomysł. – Dowiedziałam się, że żeby to zrobić, musimy rozwinąć ją do końca. Wiecie, mamy być w pełni świadomi tego, co tracimy. Mamy teraz małe zawieszenie broni – przyznałam, a zawstydzenie zbierało się w moim żołądku. Okropnie źle czułam się z faktem, że musiałam chodzić na układy z chłopakiem, który dotychczas utrudniał mi życie, jak tylko mógł. Opowiedziałam im całą resztę historii, pomijając fakt, że regularnie spotykaliśmy się w sali muzycznej, oraz to, że William pała sympatią do skrzypiec. Miałam wrażenie, że Ellie nie mogła pozbierać szczęki z podłogi. Kuło mnie to, jak wiele na co dzień musimy ukrywać.

– Czyli to w stołówce była ustawka? – sapnęła, kładąc łokcie na blacie i nachylając się w moją stronę. Trochę za bardzo ekscytowała się tą całą sytuacją.

– Częściowo. – Wzruszyłam ramionami. – Sama zaproponowałam, że powinniśmy zachowywać się jak dawniej, więc było to do przewidzenia.

– Wow – wydusiła. – Hej, nie sądzisz, że mimo wszystko przyjął to całkiem dobrze? No może poza pierwszą reakcją. Nie posądzałam go o współpracę.

– Zależy mu na tym, żeby zerwać więź – podsumowałam. Spojrzenie Deana stało się intensywne. Nawet mi przyszło na myśl, że zgodził się całkiem szybko i nie próbował niepotrzebnie utrudniać całego przedsięwzięcia. Wiedziałam jednak, że mogłam się po nim spodziewać wszystkiego, więc to jeszcze mógł nie być słodki koniec.

–June, jesteś tego całkiem pewna? Mam wrażenie, że to nie jest najlepszy pomysł – zapytała Ellie, markotniejąc. Nie znałam osoby, która nie romantyzowałaby połączenia dusz. Tak, było to przepiękne, dopóki nie wykręcało ci wnętrzności. Jak cudowny motyl, który może zatruć.

– Tak, nie mamy innego wyjścia – stwierdziłam gorzko.

Zachodzące słońce oblewało moje policzki, kiedy razem z Deanem szliśmy krętą drogą w stronę domu. Mieszkaliśmy przecznicę od siebie, więc często kręciliśmy się blisko osiedla, żeby jeszcze nie wracać, tylko porozmawiać chwilkę dłużej. To był jeden z tych dni, a moja bateria, która odpowiadała za umiejętności społecznie, właśnie się wyładowała. Już miałam wejść w wąską ulicę, która prowadziła prosto pod moje drzwi, kiedy Dean nawet nie zwracając na mnie uwagi, poszedł dalej. Dogoniłam go w kilku krokach.

– Powiesz mi, jeżeli ten idiota ci coś zrobi, prawda? – zapytał w końcu chłopak, a ja byłam zaskoczona, że to pytanie wymsknęło mu się tak późno. Widziałam, jak ze sobą walczył. W końcu jednak postanowił się poddać i patrzył na mnie z zaciętą miną. Pokiwałam twierdząco głową, nie siląc się na odpowiedź. Nie ważne, ile bym go zapewniła i tak nic nie zmieniłoby faktu, że śmiertelnie się o mnie martwił. – Nie przyszło ci na myśl, że może chcieć od ciebie czegoś więcej?

– Daj spokój, William Pierce nienawidzi mnie od zawsze. Czego innego może chcieć, jeżeli nie pozbycia się mnie ze swojego życia? – prawie parsknęłam zduszonym śmiechem, jednak powstrzymałam go ostatkiem sił.

– Myślę, że nie tak patrzy się na osobę, której się nienawidzi – mruknął cicho Dean, wkładając ręce do kieszeni. – Nie zastanawiało cię to, że zawsze tobie poświęcał najwięcej uwagi?

– Co sugerujesz? – zapytałam zirytowana, ponieważ jego paplanina nie miała dla mnie żadnego sensu.

– Nic. Proszę tylko, żebyś była ostrożna.

My Vicious Destiny [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now