Rozdział 22.

7 3 0
                                    

William

Moje palce dostawały drgawek na samą myśl, że miałem napisać do Juniper Sinclair. Nie leżało to w mojej naturze i czułem, jakbym właśnie topił cały autorytet budowany przez lata. Z całych sił starałem się ignorować istnienie dziewczyny po naszym spotkaniu w parku, jednak mimo tego, że byłem w stanie na nią nie patrzeć, ciekawość nie pozwalała mi o niej nie myśleć. Do ruiny doprowadzało mnie zastanawianie się, dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie, to musiał być ktoś taki. Pomijając fakt, z jakiej rodziny pochodzi, co sobą reprezentuje i jaka przepaść ciąży między nami, musiałem dodać jeszcze, że przecież moją rozrywką było uprzykrzanie życia dziewczynie. Robiłem to prawie od zawsze. Podstawianie nogi w podstawówce, kradzież piórnika, kiedyś nawet zamknąłem ją w szatni i uciekłem, a woźny musiał wyważać zamek. Wyzywałem ją, dręczyłem i nie wiedziałem, czy potrafię inaczej. Od zawsze przyciągał mnie do niej jakiś magnes, a diabeł stojący za moim ramieniem szeptał, że trzeba ją zniszczyć. Byłem wściekły i upokorzony. Kiedy najgorsza złość minęła, wróciłem do bezsensownego egzystowania. Szkoła, dom, szkoła, dom. Wyciszony telefon. Muzyka na słuchawkach, tylko po to, żeby uciszyć te żałosne myśli. W końcu, po nocy pełnej koszmarów, zdecydowałem się podjąć jakieś działanie i napisałem do Sinclair, która zaproponowała zerwanie więzi. Nieco się zdziwiłem, bo nie dość, że to nielegalne i może mieć katastrofalne skutki, to przecież dosłownie nikt nie chciał tego robić. Jeżeli połączenie stawało się obciążeniem, ludzie urywali kontakt, a więź pogrążała się we śnie. To prawie tak, jakby nie istniała. Dawała oznaki życia bardzo sporadycznie w kryzysowych sytuacjach. Juniper Sinclair nienawidziła mnie tak mocno, że wolała ryzykować swoim własnym życiem. Z biegiem czasu złość parowała, a mnie zaczęły nachodzić myśli mówiące o tym, jak w ogóle mogłem potraktować tak swoją własną bratnią duszę. Przecież nie byłem potworem. Inny głos jednak szeptał mi do ucha, że na to zasłużyła i więź jest jedynie skazą na honorze.

Ja: Rozumiesz, Sinclair, czy gołębia ci wysłać?

Wysłałem wiadomość już kilka minut temu i nadal nie otrzymałem odpowiedzi. Irytacja zaczęła narastać, ale nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Postanowiłem skoczyć przed szkołą na siłownie, żeby zrzucić z siebie nieco napięcia.

Sinclair: Spóźnię się.

Odczytałem wiadomość, siedząc w sali muzycznej i wymsknęło mi się przekleństwo. Byłem zmordowany po całym dniu lekcji, zwłaszcza że od kilku tygodni nie udawało mi się wytrzymać do końca zajęć. Odkąd przyznałem przed sobą istnienie więzi, czułem się nieco lepiej, jednak nadal byłem wymęczony. Może wszechświat się na mnie mścił. Nie potrafiłem odmówić pokusie i sięgnąłem po skrzypce, nadal stojące samotnie w kącie. Całe zakurzone, bez nikogo, kto mógłby się nimi zaopiekować. Korpus instrumentu był podrapany. Włosie na smyczku całe zmatowiało. Pewnie dawno nie widziało kalafonii. Nie obawiałem się, że June zaraz tu wparuje, bo zdążyła mnie już przyłapać na graniu, a co najgorsze, znała mój największy sekret. Złapałem instrument, opierając go wygodnie o swoje ramię. Postawiłem na Beethovena. Powoli posuwałem smyczek. Muzyka przyjemnie drażniła moje zmysły. Znów przestałem myśleć o rzeczywistości. Mój oddech mieszał się z dźwiękiem. Nie musiałem czekać długo. Juniper cicho uchyliła drzwi. Nie przerwałem. Dziewczyna weszła do środka i przysiadła na ławce, wbijając wzrok w podłogę.

– Nie nudziłeś się – westchnęła, kiedy odłożyłem skrzypce. Zsunęła torbę z ramienia i wyciągnęła kilka książek. Na biurko rzuciła też plik kartek. Niechętnie podszedłem i przysunąłem sobie krzesło.

– Racja, czas przeszły. Teraz nudzę się nieziemsko. – Uniosłem jedno opasłe tomisko. "Przeznaczenie, więź, dusza". Reszta nosiła podobne tytuły. Nigdzie nie widziałem poradnika, który nazywałby się "Jak zerwać więź? Szybki i skuteczny sposób". – Typowo. Jesteś bezużyteczna.

My Vicious Destiny [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz