Rozdział 9

6 1 0
                                    

LISA

W dniu mojego i Ralpha lotu do Chicago, przed pracą ja, Stephen, Dennis,Tim i Mia siedzieliśmy razem na ławkach na małym tarasie za moją agencją detektywistyczną i rozmawialiśmy o wszystkim, co tylko ślina nam na język przyniosła. Gustav miał być dopiero o czternastej, więc do tego czasu wszystko będzie tak jak dawniej.

- Może nie będzie tak źle? - zapytał Tim, mając na myśli oczywiście Fischera.

- No nie wiem - parsknął Stephen. Doskonale wiedziałam, że nie chciał po prostu niepotrzebnie nastawiać wzlędem niego źle wszystkich, bo to odbiłoby się piętnem na atmosferze w pracy, a może także i na jej jakości.

- Wczoraj jak cię Lisa nie było, chciał przejąć ode mnie sprawę porwania Suzie - Dennis zacisnął wargi w grymasie niezadowolenia.

Gwałtownie wyprostowałam się niczym struna i pokręciłam głową. Nie mogłam w to uwierzyć. Gustav przyjechał tak niedawno a już zaczął panoszyć się i śmieć zabierać mojemu najlepszemu detektywowi jego osobistą sprawę, bo chodziło o porwanie córeczki jego młodszej siostry. Dennis nie okazywał po sobie bólu, jaki odczuwał, ale kiedyś opowiedział mi o wszystkim co przeżywa. Nie śpi nocami, omija posiłki z braku czasu i apetytu, a nawet wspominał o tym, że przez calą tę sytuację nabawił się zespołu zaburzeń obsesyjno kompulsywnych. Nagle do moich myśli wpłynęło wspomnienie, kiedy w chwili słabości powiedziałam Stephenowi, że powinnam mu oddać sprawę Ralpha. Jak mogłam w ogóle tak pomyśleć? Nie mogę dokładać mu pracy. Nie udźwignie tego wszystkiego, chociaż wiem, że udawałby, że jest w stanie to zrobić.

- Boże, nie mogę w to uwierzyć - wypuściłam powietrze z płuc i pochyliłam się, opierając łokcie na kolanach. - Niech on nie myśli sobie, że może ustawiać moich ludzi po ką...

- Spokojnie - zapewnił Dennis, wchodząc mi w zdanie. - Poważnie, on to teraz mój najmniejszy problem - zaśmiał się, ale nie było w tym nawet krzty humoru.

Spojrzałam na niego i nagle ogarnął mnie przejmujący smutek. Tak bardzo skupiłam się na pracy, że zaniedbałam relacje z współpracownikami. Uniosłam dłoń i poklepałam detektywa w miarę możliwości pocieszająco po plecach, chociaż w tej sytuacji ten gest był niczym plaster na amputowaną nogę.

Mężczyzna podparł podbródek o dłoń bliżej mojej strony i wtedy do moich nozdrzy dostał się zapach jakichś perfum.

Chwila, to zapach żeńskich perfum...Obróciłam głowę i spojrzałam na Dennisa, który wpatrywał się w jakiś punkt naprzeciwko niego.

- Pachniesz damskimi perfumami - postanowiłam zmienić temat. Nie spuszczałam z niego wzroku i zmarszczyłam podejrzliwie brwi, a kącik moich ust drgnął na samą myśl, że kolega mógłby spędzić noc z jakąś dziewczyną.

- Co? - nieco się ożywił, co mówiło samo za siebie, prychnął i przewrócił oczami - Przecież to zwykły Dio...

- Dennis - upomniałam i zamachałam mu w dezaprobacie palcem przed oczami. - To ewidentnie damskie perfumy - zaakcentowałam drugie słowo.

- Nie wciskaj kitu, chłopie - wyszczerzył się jak dotąd milczący Stephen, który uznał za taktowne niewtrącanie się w naszą wcześniejszą rozmowę i poruszył znacząco brwiami. - Jest szósta, to całkiem możliwe, że dopiero wyszedłeś od jak...

- Dobra - przerwał mu, wystawiając w obronnym geście obie dłonie przed siebie. - Poznałem kogoś.

Od razu po tym jak to powiedział, rozbrzmiały dźwięki wyrażające zaskoczenie a także stłumione oklaski w postaci dłoni Stephena uderzających o jego uda. Uśmiech nie schodził z twarzy nikogo i to właśnie lubiłam w mojej ekipie najbardziej. Tą solidarność i brak zawiści. Cieszyłam się, że Stephenowi mimo wszystko udało się wyrwać kąciki ust Dennisa w górę. Każdy jego najmnjejszy uśmiech miał znaczenie.

Limit [16+]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن