Rozdział 30 - Śmierciożerca

Start from the beginning
                                    

Z westchnieniem usiadła w wannie, przyciągnęła kolana do piersi i oparła na nich podbródek. Nieprzyjemną rzeczą w puszczaniu wodzy fantazji było to, że w końcu trzeba było z powrotem wrócić do rzeczywistości. Do więzienia, które było jej pokojem, i do kąpieli, w której chciałaby ukryć się na zawsze. Malfoy był tajemnicą, której nie miała czasu ani możliwości rozwiązać. Miał bardzo ważną pracę do wykonania. W ogólnym rozrachunku był cenniejszy od niej. Nie miała różdżki, Harry'ego, Rona, wolności. Dzięki Bogu za cały ten czas, który mogła poświęcić na obserwację i rozmyślania.

Była dobra w rozmyślaniu.

Wszystko, co teraz miała, to absurdalny plan i o ile Aleksander Amarov nie był jeszcze lepszym manipulatorem niż Malfoy, wyglądało na to, że faktycznie zadziałał.

🔵 🔵 🔵

Dwaj kapitanowie statków niepewnie pomachali do siebie. W wąskim kanale między dwoma ogromnymi tankowcami ostatnie sześć (pozornie) pustych kontenerów floty tonęło teraz pod falami.

Nie wykonano ani jednego telefonu na statek macierzysty w związku z tymi bardzo niezwykłymi rozkazami. Istniała milcząca zgoda między każdym statkiem zamieszanym w zatapianie kontenerów – rób to, co ci każą i nie zadawaj pytań, aby plan, którego jeszcze nie rozumieli, nie został nieświadomie rozwikłany. Kapitanowie woleli pewne rzeczy wypierać. Rozkazy najwyraźniej pochodziły od samego Amarova, więc po co je kwestionować?

Zadanie Zabiniego zostało wykonane, a fakt, że nic jeszcze nie wybuchło, uspokajał wszystkich.

Choć nie zaskakiwało to Dracona.

🔵 🔵 🔵

Hermiona wyszła z wanny i włożyła ogromny, puszysty biały szlafrok. Już miała zacząć suszyć włosy, gdy otworzyły się drzwi do jej kwatery.

Louis Renauld, ubrany w barwy, których pozazdrościłby mu paw, wszedł do pokoju w towarzystwie tych samych dwóch strażników, którzy odprowadzili ją z kwatery Amarova. Był jeszcze czwarty mężczyzna, którego rozpoznała jako lekarza floty, doktora Prestina.

- Czego chcesz?

Renauld posłał jej szelmowski uśmiech.

- Dzień dobry, moja droga. Przepraszam, że sprawiam ci kłopot, ale potrzebujemy trochę twojej krwi. Widzisz, przeprowadzamy kilka testów... jedynie na wszelki wypadek. Nie ma się czym martwić. Wyciągnij rękę do doktora Prestina, a załatwimy to szybko.

Z tego, co pamiętała, nic dobrego nie wynikało z podchodzenia Prestina do kogokolwiek ze strzykawką. Poza tym naprawdę muszą myśleć, że była idiotką.

- Nie jesteście tu, żeby pobrać mi krew. Co jest w strzykawce? – zapytała.

Prestin westchnął, posyłając Renauldowi spojrzenie 'A nie mówiłem'.

Dwaj strażnicy rzucili się na nią. Uchyliła się pod rękami pierwszego, który próbował ją złapać, ale nie mogła uniknąć drugiego mężczyzny. Chwycił ją tak, że obydwoje wylądowali na podłodze. Mężczyzna odwrócił ją, usiadł na niej okrakiem i uderzył ją w twarz. Ból był ostry i intensywny. Poczuła w ustach krew. Mimo szoku szarpała się, kopała i próbowała odepchnąć strażnika. Jej krzyki zostały nagle stłumione przez rękę drugiego strażnika. Ugryzła go mocno, czując obrzydzenie, gdy jej usta wypełniły się krwią.

Teraz nawet Renauld się zaangażował. Oddychając ciężko, opuścił swoją pokaźną sylwetkę na kolana i użył paska szlafroka Hermiony, aby ją zakneblować.

- Szybko! – syknął.

Trzymając jej prawą rękę, Prestin próbował wstrzyknąć jej tajemniczą substancję. Hermiona nie przestawała z nimi walczyć, a jej gwałtowne ruchy spowodowały, że pierwsza igła wypadła z jej ramienia. Zirytowany Prestin nie tracąc czasu, złapał następną. Tym razem wszyscy trzej mężczyźni przytrzymywali ją, aby była wystarczająco unieruchomiona, by Prestin mógł wykonać zastrzyk.

[T] Love in a time of a Zombie Apocalypse | DramioneWhere stories live. Discover now