Rozdział 12 - Niezbędne rzeczy

186 26 6
                                    

Malfoy poinformował ją, że chciałby spędzić trochę czasu na miotle, a Hermiona uznała to za całkiem sensowną prośbę.

Gdy dodał, że chodzi o boisko do Quidditch'a w Hogwarcie, Hermiona zastanowiła się krótko. Zdecydowała, że taka podróż jest osiągalna pod warunkiem, że Kent przejęłaby na ten czas rolę Opiekuna Malfoy'a. Nawet jeśli rozmawiał z nią używając zdań złożonych, nie stosował gierek i nie próbował jej udusić przez ostatnie trzy tygodnie, wciąż pozostawał skazanym za morderstwa.

Hermiona nie była głupia. Wiedziała, że ryzykuje życiem, ale to ryzyko nie przeważało nad korzyściami, jeśli przekazywałby im kolejne strony D.R.A.C.O. Mogliby złożyć całość w kilka dni.

Malfoy także głupi nie był. Oczywiście nikt nie zakładał, że pewnego dnia zamieni się w Matkę Teresę. Hermiona postanowiła zaufać swoim instynktom, które podpowiadały jej, że morderstwo i sianie chaosu nie były teraz u niego na tapecie.

🔵 🔵 🔵

Pojawili się na boisku. Był środek wilgotnego szkockiego lata. Stadion, jak można było przewidzieć, świecił pustkami. Trawa sięgała Hermionie prawie do kolan. Potarła ramiona, aby pozbyć się gęsiej skórki. Pomimo tego, że zaklęcia ochronne przestały działać, wydawało się niewłaściwe, aby tak po prostu aportować się na teren Hogwartu.

W przeciwieństwie do boiska, zamek nie zmienił się ani odrobinę. Osłony wokół kamieni były starożytne i nie wymagały dodatkowej pielęgnacji. Z tego względu nadal nie można było korzystać z teleportacji wewnątrz zamku.

Wokół było bardzo cicho, a powietrze wydawało się nieruchome. Nie słyszała głosu ptaków ani żadnych brzęczących insektów z błotnistych brzegów jeziora. Flagi i transparenty, które zdobiły trybuny, leżały ciemne i bezwładne. Pełnia Księżyca zapewniała delikatne światło. Wszystko wydawało się monochromatyczne.

Wojskowe buty Malfoy'a przemierzały piach i żwir.

- Dokąd idziesz? - zapytała Hermiona.

Nie musiała krzyczeć. Dzięki ciszy, jej głos niósł się bez żadnego wysiłku.

Odpowiedział, nie odwracając się.

- Żeby znaleźć podwózkę.

Hermiona nie miała pojęcia, że drużyna Slytherinu przechowywała swój własny, oddzielny zestaw mioteł treningowych w szopie na miotły. Podczas gdy każdy inny gracz Quidditch'a zadowalał się szkolną miotłą geriatryczną, Dom Slytherina wymyślił własne zasady. To była ta część wątpliwego uroku Hogwartu – brak konsekwentności. Patrząc na wszystko mniej idealistycznie, Hermiona zastanawiała się, dlaczego inne Domy nic sobie nie robiły z powodu wszystkich niesprawiedliwości. Na przykład Hufflepuff. Ich Dom znajdował się na podejrzanym szarym końcu punktacji w wyniku nagłych zmian zasad, często z korzyścią dla Slytherinu lub Gryffindoru. Rzadko się skarżyli, co mogło być zrozumiałe, biorąc pod uwagę przypisany Domowi charakter. A jeśli brałoby się go pod uwagę, łatwiej było zrozumieć, dlaczego Malfoy stał się tym kim był, a nie... Żadną z niezliczonych innych osobowości.

Przykładowo, mógł zostać utalentowanym naukowcem.

Hermiona wchodziła na trybunę Ravenclavu. To była długa wspinaczka. Padma co prawda zaleciła jej ćwiczenie kontuzjowanej nogi, aby zapobiec zanikowi mięśni, ale na Grimmauld Place nie było zbyt wielu okazji do treningu. Jej krótkie loki przykleiły się do wilgotnej skóry. Hermiona odgarnęła włosy do tyłu, zbierając je w ciasny kucyk.

Wyjęła jedną z butelek piwa, które było idealne na tę pogodę - orzeźwiające i zimne. Jadła jabłko, obserwując latającego Malfoy'a. Widok pustego Zamku w tle wprawił ją w melancholijny nastrój.

[T] Love in a time of a Zombie Apocalypse | DramioneTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang