24 KWIETNIA 2024 ROKU - część 2

1 0 0
                                    


Kiedy wjeżdżamy na podjazd, moje myśli w mgnieniu oka ograniczają się do jednego tylko komunikatu, jak gdyby odgłos cichnącego silnika samochodu, był dla mnie pewnego rodzaju sygnałem o treści: „uciekaj". Tak też właśnie robię, choć bez wątpienia dom, który obecnie zajmujemy, nie należy do miejsc, w których pragnęłabym się ukryć.

Gnam przed siebie. Oczy zachodzą mi mgłą, a mimo to nie pozwalam płynąć łzom. Odrzucam wołanie matki dochodzące do mnie zza pleców. Skupiam się na drzwiach. Muszę dotrzeć do nich jak najszybciej. Później wystarczy, że pokonam rząd schodów i znajdę drogę do pokoju.

Nim osiągnę zwycięstwo w kwestii przynajmniej pierwszej części planu, słyszę, że ktoś wywołuje moje imię. Odwracam się, potykam o krawężnik. Niewiele brakuje, bym upadła.

Umysł nakazuje mi się podnieść, więc wstaję pośpiesznie. Z prędkością światła przelatuję przez z pozoru pusty hol. Unoszę nogi, stawiając kolejne kroki na stopniach. Przekręcam klucz w zamku. Znikam, a przynajmniej usiłuję wmówić sobie, że stałam się niewidoczna.

Tracę poczucie czasu i przestrzeni. Rozłożona na łóżku, wsłuchuję się w ciszę. Doskonale wiem, że to tylko kwestia czasu nim któreś z rodziców, zapewne mój ojciec, przerwie ją, zadając pytanie w stylu: „Co się stało?". Reakcja drugiej strony będzie natychmiastowa. Moja matka z pewnością wyprze się winy, w całości przypisując ją wyrodnej córce.

– Nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej, gdybyś choć raz spróbował przemówić jej do rozumu! – Nie muszę czekać zbyt długo, by wizja koszmarnego wieczoru stała się częścią realności.

– Jest twoim dzieckiem w równym stopniu, co moim!

– Dzieckiem?! Ta cholerna smarkula wyrosła z pieluch już jakąś dekadę temu!

– Cieszę się, że raczyłaś mnie w tej kwestii oświecić!

„Stop!"zatykam uszy, ale nie jestem w stanie zagłuszyć nawet sylaby. – „Słuchawki!" Iskierka nadziei oświetla mój przyćmiony już nieco umysł. – „Gdzie położyłam te zasrane słuchawki?"Rozglądam się dookoła, ale nie dostrzegam zbyt wiele. Włącznik światła znajduje się za daleko, bym zdołała się do niego dowlec o własnych siłach. „Myśl. Myśl!" przypominam sobie, że zostawiłam je w samochodzie. „Szlag!"

Krzyki z parteru stają się coraz głośniejsze, a ja nie mogę się od nich odciąć. Czuję, że zbliża się atak. Przyspieszony oddech, przypływ gorąca, potliwość. Wszystkie symptomy występują w jednym momencie.

W pewnej chwili dociera do mnie trzask tłuczonego szkła. Dźwięk nie dochodzi jednak z dołu, a raczej z zewnątrz. Jest w nim coś dziwnego, ale nie jestem zdolna określić co dokładnie.

By sprawdzić, co było jego źródłem, zbieram w sobie całą energię i podnoszę się z łóżka. Podbiegam do okna i wyglądam przez nie na chodnik. Przez jakiś czas nie dostrzegam nic szczególnego. W oczy na tle ciemniejącego nieba rzuca mi się jedynie żółtawe światło zapalone w salonie domu obok.

Mam zamiar odwrócić się i dać za wygraną, jednak coś (jakiś podświadomy instynkt) trzyma mnie na miejscu. Nie mija sekunda, a łoskot wybrzmiewa ponownie. Wytężam wtedy wzrok. Dostrzegam cień sylwetki przemykającej przez oświetlone pomieszczenie. Rozpoznaję w niej kobietę. Przyczyną zamieszania jest z kolej butelka lądująca na posadzce. Z szeroko otwartymi oczyma obserwuję, jak nieznajoma ciska nią o ziemię. Bierze do ręki następną. Trzask rozlega się już po raz trzeci.

W salonie pojawia się druga osoba, tym razem jest nią mężczyzna, a raczej chłopak. Rozpoznaję w nim Jacksona.

Kobieta krzyczy. On odwrzaskuje coś równie głośno, ale nie potrafię rozpoznać słów. Światło gaśnie. Chwilę później cichną również głosy. Przeszklone drzwi tarasu otwierają się i staje w nich on. Pośrodku ciemności rozbłyska ogień zapalniczki.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 30 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Wieczności mojej mirażeWhere stories live. Discover now