cz 2.3

202 29 3
                                    


Jestem wdzięczna, że żyję w dwudziestym pierwszym wieku i technologia jest na takim wysokim poziomie. W innym wypadku nie ma możliwości bym dała radę prowadzić auto. Nie mam do tego talentu i gdyby co chwilę nie pojawiały się coraz to nowe komunikaty to na pewno bym się pogubiła. Prawdopodobnie nadaje się bardziej na pasażera niż kierowcę, lecz w życiu trzeba pokonywać swoje słabości.

Zresztą nie ma co być dla siebie aż tak surową, w końcu wybrałam sobie dość długą i trudną trasę, ale na szczęście została już niecała godzina drogi.

Jestem też bardzo ciekawa jak wygląda Louis. Powiem szczerze, że mam różne preferencje odnośnie płci przeciwnej. Przeważnie wybieram starszych, lecz wiek nie jest dla mnie najważniejszy. Najlepszym przykładem tego jest właśnie Andres.

Jego jednak już nie ma. A skoro weszłam w inny związek to znaczy, że pogodziłam się z jego utratą. Chociaż nie mam pojęcia jak tego dokonałam.

Biorę głębszy oddech, bo to nie jest czas na płacz. Opłaczę go jak już się dowiem co się wydarzyło w moim życiu.

GPS doprowadza mnie do domu z drugiej strony miasta. Chociaż nie, to już jest poza miastem, nie jest jednak tak ukryty jak moja posiadłość, ale tu także widać, że mieszkańcy tego domu wolą się nie rzucać w oczy.

Tutaj bez żadnych przeszkód udaje mi się wjechać na posesję. Nie kręci się masa ochroniarzy.

Podjeżdżam prawie pod sam dom i właśnie w tym samym momencie z niego wychodzi młody chłopak. To znaczy wydaje się być w moim wieku, więc wnioskuje, że to musi być Louis.

Opuszcza auto i zbliżam się w jego kierunku. Jestem jednak zawiedziona jego brakiem reakcji na mój widok. Przez telefon tak żarliwie mnie zapewniał, że tęskni i na mnie czeka, a teraz nie widzę nawet radości w jego spojrzeniu.

- Ojciec już na ciebie czeka - informuje, a ja już wiem, że to nie jest Louis. To nie ten głos.

Lecz bardziej mnie interesuje to, że wspomniał o swoim ojcu. Czy naprawdę ja się umówiłam z jego ojcem?

Nie mam szansy o to zapytać, bo z domu wychodzi pewien mężczyzna. Starszy o brązowych włosach.

- Wreszcie jesteś kochanie - u niego za to pojawia się błysk w oczach. Szybkim krokiem się do mnie zbliża i bierze w ramiona. Wiem, że dla uwiarygodnienia swojej historii powinnam się do niego przytulić, ale coś mnie przed tym powstrzymuje.

Jest we mnie pewnego rodzaju blokada.

On to też zauważa, bo się ode mnie odsuwa i kładzie dłoń na moim policzku. Jest to przyjemny gest. Wiem, że coś nas łączyło, bo tego nie dałoby się udać, lecz nie potrafię sobie przypomnieć co między nami było.

- Coś się stało? - pyta zmartwiony. Rozumiem go, zachowuje się względem niego bardzo zdystansowanie, a on sądził, że wpadnę mu w ramiona i obdaruje go całusem na powiatanie.

- Nie sądzę by długo mi się udało to ukryć przed tobą, więc powiem prawdę. Straciłam pamięć - rozszerza oczy na moje słowa, ale nie puszcza mojej tali. Dalej jest blisko mnie.

- Ale jak to? Znowu?

Teraz to ja nie rozumiem o czym on do mnie mówi.

- Zapomniałam rok ze swojego życia - tłumaczę. - Tata twierdzi, że uderzyłam się w głowę, ale nie mam żadnego siniaka. Nie sądzę też bym przedawkowała jakieś leki, bo nie biorę ich zbyt dużo - wyjaśniam aż on kładzie dwa palce na moim ustach przez co milknę.

- Marcello pamiętasz swoje dzieciństwo? - kiwam głową na tak. - Okres dorastania, wszystko do dwudziestego drugiego roku życia? - ponownie przytakuje głową.

Wreszcie mnie puszcza i odchodzi kilka kroków dalej. Przez chwilę trwa między nami cisza, którą przerywa ten młodszy z mężczyzn.

- Ciekawe jak to zrobili, że zapomniała właśnie ten czas, który im nie odpowiadał - głośno się zastanawia. Czyli on także myśli, że mój ojciec był zdolny by wymazać mi wspomnienia. Liczyłam na to, że przez mój stan przychodzą do mnie tak irracjonalne myśli, ale może to się niestety okazać prawdą.

Mnie jednak bardziej interesuje teraz to, że już raz podobno zapomniałam o swojej przeszłości.

- Powie mi ktoś o co chodzi z tą wcześniejszą utratą pamięci? - nie zamierzam odpuścić. I tak czuję, że tutaj dowiem się o wiele więcej niż miałabym w domu. Tata wszystko tak odkręci by wyszło na jego.

- Tak Marcello - odpowiada mi Louis. - Mam tylko nadzieję, że mi uwierzysz.

Louis zabiera mnie do domu i powoli opowiada o tym w jakich okolicznościach się poznaliśmy. Jak tylko wspomina Davisa to od razu wiem, że nie kłamie. Nie potrafię jednak pojąć jakim cudem okazałam się taka słaba, że pozwoliłam mu się porwać.

Od zawsze postępowałam ostrożnie i rozważnie. A tu taki głupi błąd.

- I wtedy miałem wejść z twoim ojcem w spółkę. Przyjechał do mnie do domu i wydało się, że nazywasz się Marcella Feranto.

Cała moja historia wydaje się być jakimś scenariuszem do kiepskiego filmu niż prawdziwymi wydarzeniami. Nie mam jednak powodu by nie wierzyć Louis'owi.

- Jeśli chcesz to mogę ci pokazać nasze zdjęcia? - ochoczo kiwam głową na tak. Naprawdę potrzebuję dla swojego spokoju jak najwięcej dowodów na potwierdzenie prawdziwości jego słów.

Szatyn wyciąga telefon i wchodzi w galerię.

Na moje usta wkrada się uśmiech widząc jaka jestem szczęśliwa na tych obrazkach. Na każdym z nich się do niego przytulam lub go całuję.

- Podejrzewam, że mogę być jedyną osobą na święcie, która tak często traci pamięć - mówię w formie żartu chociaż wcale mi nie jest do śmiechu.

Mężczyzna chwyta mnie za dłoń. Cieszę się, że to zrobił, jest to forma wsparcia, którego teraz tak bardzo potrzebuję.

- Rozumiem, że czujesz się zagubiona. I zrozumiem także jeśli się okaże, że teraz nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego - już otwieram usta by powiedzieć, że obecnie nie jest to czas na podejmowanie tak ważnych decyzji, lecz on dalej mówi nie pozwalając mi się odezwać. - Ja ciebie jednak bardzo kocham i proszę być mnie nie skreśla. Przysięgam, że pokaże iż na ciebie zasługuje - jego głos jest przepełniony bólem.

On naprawdę musi mnie kochać. Takich emocji nie da się udawać.

Liczę na waszą opinię.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz