10. Chemiczny zapach

Start from the beginning
                                    

- Całe szczęście - odetchnęłam z ulgą - czyli razem wyjdziemy ze szpitala?

- Miejmy nadzieję że tak.

- Jak to? - podniosłam się do pozycji siedzącej, ponownie opadając na poduszkę. Cholera znowu zapomniałam o tej głowie i aż się skrzywiłam z bólu.

- Właśnie ze względu na twoją głowę - zacisnęła usta w prostą linię - Przy upadku z motocyklu częścią potyliczną czaszki uderzyłaś o asfalt, sama czaszka się uszkodziła i doznałaś wstrząśnienia mózgu

- I co teraz? - z oczu spływały mi łzy, a ramiona drżały od nadmiernego płaczu.

- Kochanieńka.. - zaczęła kobieta i podeszła bliżej, położywszy dłoń na moim ramieniu zaczęła je gładzić - ..wyjdziesz z tego wszystkiego, cała i zdrowa. Potrzebujesz teraz naszej opieki - posyłała mi cały czas pokrzepiający uśmiech.

Krztusiłam się powietrzem i nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. 

- Potrzebujesz prywatności czy zostać tutaj z tobą? - zapytała kobieta.

- Sama - wydusiłam jedno szybkie słowo chowając twarz w dłoniach.

- Dobrze Panno Malone, później jeszcze zajrzę - pogłaskała moje ramię i wyszła z sali.

Zbytnio nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, przelotem spojrzałam na ciągle śpiącego Nathaniela. Nie będę przecież go budzić, już i tak tyle dla mnie zrobił dlatego, za pomocą przycisku opuściłam sobie łóżko szpitalne do pozycji leżącej i przymknęłam oczy, o dziwo bez problemu zasnęłam jak na osobę która ma problem ze spaniem w ciągu dnia.

***

Rozchyliłam powieki po usłyszanym dźwięku powiadomienia, przetarłam oczy piąstkami i sięgnęłam po pilot by podnieść sobie oparcie łóżka. W momencie gdy odkładałam pilot na szafkę dostrzegłam smartfon z pikowaną obudową z dodatkiem cyrkonii - przecież to mój telefon. Wyciągnęłam rękę by go chwycić i przyciągnąć do siebie, odblokowałam go i ten stary frajer nic nie zmienił całe szczęście. Odetchnęłam z ulgą.

- Zadowolona? - usłyszałam zachrypnięty głos Nathana, obracając twarz w jego kierunku.

- To, to.. - wyjąkałam - dzięki, tobie?

- Głównie to FBI - odchylił głowę do tyłu - ja tylko ich zawiadomiłem - zerknął na mnie.

- O mój Boże, Nath! - oczy zaszły mi łzami - dziękuję. Gdyby nie ten gips już bym do ciebie podleciała.

- Ale ja za to mogę wstać - od razu podniósł się i podszedł do mnie by usiąść na brzegu mojego łóżka i opleść mnie ramionami - Jesteś taka dzielna iskierko.

- To ty jesteś dzielny. - zaoponowałam, śpiesznie odwzajemniając uścisk - Jak się czujesz?

- Całkiem dobrze, nie narzekam - wtulił twarz w moje włosy - a ty?

- Nie kłam, zaatakował Cię niedźwiedź, masz opatrzoną rękę no i, ta rana na brwi chyba musi strasznie piec - wymieniałam - nie prawdaż? 

- Naprawdę - podniósł się i złapał mnie za ramiona patrząc mi głęboko w oczy - Rana po niedźwiedziu w ogóle nie boli, o ile to w ogóle można nazwać raną. Jedynie dostałem zastrzyk od tężca - na ułamek sekundy zerknął na swoją rękę - lekko potłuczona, przygniotła mi ją kierownica także jedynie się uderzyłem. A łuk brwiowy - skrzywił się na samo wspomnienie - to strasznie szczypie, a szwy okropnie ciągną - oblizał suche wargi - ale da się przeżyć. Także teraz powiedz jak ty się czujesz.

- Dobrze, ale najpierw.. - wyciągnęłam ręce w stronę przyjaciela i oplotłam go niczym wąż, od razu zrozumiał przekaz i sam mnie przytulił kładąc głowę na moje ramię - ..już lepiej - mruknęłam cicho - Także tak - zaczęłam - mam złamaną nogę, przygniótł mi ją motocykl. Przy upadku doznałam wstrząśnienia mózgu i uszkodzenia potylicy, cholernie boli - dodałam - No i rozcięłam wargę ale to nic wielkiego - położyłam głowę na głowie Nathana.

Leżeliśmy do siebie przyklejeni przez dłuższy czas, głuchą ciszę zakłócał jedynie personel i inni pacjenci z sąsiednich pomieszczeń. Byłam bardzo ciekawa jak Nathaniel postrzega naszą relację. Byliśmy sobie najbliżsi jako dzieciaki, potem nasz kontakt urwał się na czternaście lat. A teraz, w tak krótkim czasie nasz węzeł ponownie się zacieśnił. Węzeł przyjaźni.






Uniwersyteckie PerypetieWhere stories live. Discover now