Prolog

12 1 1
                                    

Piosenka do prologu= Where's your head at- basement jaxx

-Ruby! - wołałam przyjaciółkę przez kolorowy płot, który stał pomiędzy naszymi domami. Byłyśmy sąsiadkami i znałyśmy się praktycznie od urodzenia. Dziewczyna miała też rodzeństwo, brata i nieurodzone dziecko o nie wiadomo jakiej płci.

-Ruby, Matthew! - krzyczałam na cały głos, modląc się, że w pewnym momencie wyjdą. Był Halloween i tego dnia zgodnie z tradycją mieliśmy jechać na jezioro.

Po jakimś czasie dwójka wyszła na taras z plecakami zapewne pełnymi słodyczy nazbieranych przez nas dwie godziny temu i kąpielówkami nad wodę.

-Sorka za spóźnienie kochana, musieliśmy rozstrzygnąć kod od kłódki, bo mama jak co roku musiała nowy wymyślać. -powiedziała rudowłosa, gdy do mnie dobiegła razem z bratem.

Matka każdej osoby z naszej grupy nienawidziła naszej tradycji. Ojcowie wyjeżdżali wtedy w góry, więc wymyślały pułapki. Zamki, kody, alarmy, taśma przyklejona do framugi drzwi na wysokości naszych twarzy, wszystko, abyśmy tylko tam nie pojechali. Na nic.

Razem ruszyliśmy w stronę jezdni, gdzie mieliśmy przygotowane pojazdy i gdzie czekała na nas reszta grupki. Trójka chłopców, czyli Cillian, Thiago i Matthew ubrali się za policjantów a ja, Ruby i Madison za troskliwe misie. Przez nas dziewczyn zawsze było kolorowo mimo uwag przyjaciół, którzy przebierali się za mroczne postacie, a nie księżniczki z Disneya.

Wszyscy zaczynają poprawiać siodełka, nie zakładają kasków, bo wydaje im się, że to zupełnie niepotrzebne. Później pożałujesz.

Widzę moją matkę i mamę Cilliana, czyli tak zwane ‘Bethian’ gdyż tak jak my znali się z dzieciństwa. Bethany i Vivian biegli w naszą stronę, spotkali się zapewne na winko i film romantyczny. 

Liderem grupy był Gray, urodzony w styczniu koszykarz był z nas najstarszy i najwyższy co znaczyło, że jest najważniejszy. Chłopak był zimny, jak bez emocji, chyba że się go znało. Był dla nas wszystkich jak starszy brat, a każdy z nas był z tego samego rocznika. Ja byłam najniższa i ten fakt najwięcej znaczył, nawet więcej niż wiek, a ja byłam przecież z kwietnia. Tak, jestem druga najstarsza, lecz mimo tego obchodził się ze mną jak z dzieckiem.

Jedynie on mógł jeździć naszym bmw dla dzieci. Niby w instrukcji było, żeby jeździć nim ostrożnie. No cóż.

-Wracajcie do domu! – wołały matki.

Thiago zaczął wpisywać kod do bramy, w zgadywaniu z nas był najlepszy. Patrzyłam, jak jego palce poruszają się, bo liczbach próbując zapamiętać hasło. 3, 9, 0, 4, 6, 1.

Zaczęła się powoli otwierać, a my przeciskać się, żeby być pierwszą osobą, która dotrze do jeziora.

Pedałowaliśmy lub w przypadku najwyższego wciskaliśmy gaz jak szaleni, mijając młodszych zbierających cukierki, najgorszego sąsiada, który miał przez nas ustawione przezwisko ‘Hello Neighbor’, tak zwaną zieleń, czyli wielki obszar trawy, na której przebywaliśmy godzinami i the big tree, największe drzewo w naszej okolicy.

Dojechaliśmy do czerwonego jeziora, nazywaliśmy je tak, gdyż co roku widać z tego miejsca było krwawy księżyc, czyli po prostu o kolorze czerwonym.

Chłopcy zeszli z rowerów jako pierwsi. Pomagali dziewczynom zejść, Cillianowi akurat przypadłam ja. Popatrzył mi się w oczy, och, jakie on miał je piękne, szare i błyszczące jak brylanty.

-Nie przewróć się nadziejko.

Podał mi rękę i złapałam się za nią, zeskakując z roweru. Pamiętam ćwiczenia na dżentelmena matek dla chłopaków, ale mieliśmy z nich ubaw!

Zaczął mi przypinać rower a ja w tym samym czasie,

kierowałam się w stronę drewnianych belek, które tworzyły prostokąt i zasłonkę od prysznica rodziców Thiago tym sposobem, mieliśmy przebieralnię.

Każdy się przebrał w pianki i wskoczyliśmy do wody nurtem, przy okazji patrząc, kto ma największy plusk. Woda była lodowata co nas nie, interesowało. Wlazłam na ramiona Cilliana, Madison na Matthewa, a Ruby na Thiago. Przez dwie godziny graliśmy w chicken do czasu, gdy dziewczyny wymyśliły sobie grę w butelkę.

-Ty kręć pierwsza, Leigh. Ten na kogo wypadnie tego, musisz pocałować! – moja przyjaciółka ekscytowała się. To był najgłupszy pomysł, ale w świecie Madison nie ma słowa sprzeczności.

Zakręciłam wodą butelkowaną, czekając ze stresem kogo, wylosuje… Cillian. Wylosowało Lidera. Przecież nie mogłam go pocałować… ja go znam od pieluch to by, było po prostu obrzydliwe!

-Nie będę całować go! Czy ty oszalałaś Madison! – Patrzyłam na zmianę na chłopca, dziewczynę i butelkę. To nie mogło się dziać.

-A ja nie będę całować jej z przymusu – odezwał się człowiek, którego miałam cmoknąć.

-Boże jesteście tacy nudni… pocałuj ją i po wszystkim – krzyczała do nas. Każdy ją popierał, myśląc, że to zabawne.

Chłopak nachylił się do mojego ucha.

-Będzie szybko nadziejko, wszystko będzie dobrze. Dam ci później różowego kit-kata – szepnął i szybko, zwinnie mnie pocałował.

Jego usta na moich dawało mi poczucie adrenaliny, która była w tej chwili konieczna. Czułam się jakbym spadałą do dołu.

Kocham te usta.

Było mokro, tak jakbym znajdowała się na środku oceanu. Czułam ból na tyle głowy. Nie oddychałam, nie dałąm rady Ktoś mnie wołał, ktoś mnie podnosił. Pustka.

(To tyle ode mnie na dziś miłej nocy!!)

The Dark Side Of AdrenalineWhere stories live. Discover now