8. mniejszy deficyt dzięki Twej wzajemności

66 8 38
                                    

Minęły cztery miesiące, odkąd Namjoon pojawił się w Polsce i zaczął pracę na budowie. Był środek lata, dlatego pogoda była taka, jaką lubił najbardziej – wszechobecne słońce i gorąc. Jednakże nie było tu tak fajnie, jak na piaszczystej Maladze, słonecznej Tropei, czy nawet gorącym Nesebarze, choć myślenie o Bułgarii niekiedy wprawiało go w dość duży dyskomfort. Nie z winy pogody, rzecz jasna, a imprez, które odbył tam z młodzieżą, również z Polski, która ledwo przekroczyła próg pełnoletności, a szalonych pomysłów miała tyle, że nie starczyłoby im życia, by wszystkie zrealizować.

Jednakże to nie tak, że Wrocław mu się nie podobał, bo podobał. Sprawką tego, że gdzie indziej było lepiej, a tu gorzej, była jego praca, która okazała się jednak za bardzo wyczerpująca fizycznie. Myślał, że właśnie tego potrzebuje, z resztą zawód ten przez jakiś czas zdawał egzamin. Podczas pracy nie miał czasu na nadmierne myślenie o poznanych ludziach, o sobie samym. A jednak gdzieś tam i tak, pomiędzy puchnące mięśnie, stróżki potu, zadyszkę, wdzierały się negatywne uczucia, których obiecał sobie nigdy nie dopuścić do głosu. Zwłaszcza gdy prowadził dobre życie, nawet jeśli według niektórych niekoniecznie.

W Maladze pracował jako kelner w urokliwym barze, w którym poznał niesamowitych współpracowników, a także gości. Nie raz ani nie dwa przysiadał się do stolika, przy którym wino sączyło starsze małżeństwo bądź partnerzy biznesowi dla ocieplenia stosunków. Rozmawiał wtedy, dowiadywał się więcej o świecie, samemu wnosząc powiew świeżości do życia swoich rozmówców.

Niekiedy sama właścicielka baru musiała go odciągać od pogaduszek, na które goście, o dziwo, zawsze byli chętni, nie przejmując się tym, że dany wieczór chcieli spędzić we dwoje czy jedynie gronie przyjaciół. Maria zawsze przymykała na to oko, wiedziała bowiem, że Namjoon nie robi tego w wyniku lenistwa, wymigiwania się od pracy. Był jak wiatr, w ciągłym biegu, nie dało się go okiełznać, zamknąć w sztywnych ramach ludzkości. Sama z resztą za nimi nie przepadała, nie miałaby serca więc wymagać ich przestrzegania od swoich pracowników, zwłaszcza tych skutecznych. Koreańczyk bowiem miał niesamowitą zdolność, dzięki której, podczas pogaduszek, niewymuszenie zachęcał ludzi do kupienia kolejnego, droższego wina czy dodatkowej porcji przystawek. Pracownik jak marzenie...

Czasem jednak Namjoon przeciągał strunę, może celowo, by przetestować otrzymane granice, a może po to, by seks z podburzoną kobietą był jeszcze lepszy. A po co? Gdy dla obojga zawsze był najlepszy.

Maria była starsza od niego o prawie dwadzieścia lat, miała syna w podobnym wieku do jego, ten jednak już z nią nie mieszkał. Była również wdową, dawniej to z mężem prowadziła wspomniany lokal. Gdy pewnego dnia w progu jego drzwi pojawił się Namjoon, miała wrażenie, że to mąż zesłał na jej drogę tego młodego mężczyznę. Za życia zawsze żartował, że Maria przyciąga do siebie małolatów, ją samą za to do małolata przyciągnęło tylko ten jeden raz, okazał się nim Koreańczyk. Namjoon natomiast miał to do siebie, że nie potrafił odmawiać życzliwym ludziom.

Miesiące mijały, para kochała się bez miłości, jadała razem śniadania, wieczorami zamykała wspólnie lokal, aż nadszedł już czas. Noc, podczas której Maria uświadomiła sobie, że chciałaby być kochana przez Namjoona, została przypieczętowana ulatniającym się, papierosowym dymem. Mężczyzna, wciąż gorący i lepki od potu, usiadł na skaju łóżka i zaciągał się nikotyną, jak gdyby pierwszy raz w życiu miał możliwość wzięcia wdechu. A Maria już wiedziała, co to oznacza, choć mężczyzna nigdy jej tego nie zdradził. Po prostu wiedziała, że go nie zatrzyma. Ten wiatr musiał mknąć dalej.

W Tropeii Namjoon znalazł się dzięki swojemu przyjacielowi, którego poznał podczas pracy w barze Marii. Aurelio, choć pochodził z Włoch, przeprowadził się do Hiszpanii na półroczny kontrakt ze swoim zespołem jazzowym, w wyniku którego przygrywali w różnych nadmorskich barach. Tak się poznali. Wtedy jednak Namjoon stale kręcił się wokół kobiety, Aurelio zaś w jej barze bywał może raz, dwa razy w tygodniu, nic niezwykłego.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 17 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

bańki mydlane zawsze lecą ku słońcu | namjinWhere stories live. Discover now