Rozdział 22 - Ryzyko zawodowe | część 2

Start from the beginning
                                    

Padma – cudowna, stoicka, błyskotliwa Padma – nawet nie kwestionowała decyzji Hermiony. Sięgnęła po różdżkę. Nieoczekiwanie, to Amarov zadziałał pierwszy. Nie wyglądał na człowieka, który brudzi sobie ręce, jeśli mógłby zapłacić komuś innemu. Złapał Padmę za nadgarstek, wyjął różdżkę z kabury i wyrzucił ją za burtę.

Rozpacz Padmy była niemal namacalna. Jeden z mężczyzn zwrócił się do Amarova, który odpowiedział, a potem się roześmiał. Wziął pistolet i przyłożył go do szyi Padmy, zupełnie niewzruszony faktem, że Hermiona wycelowała w niego różdżką.

- Nawet jednosylabowe zaklęcie nie będzie szybsze od pocisku - powiedział do niej – Ale możesz spróbować.

Trzech ludzi Amarova zniknęło pod pokładem.

- Richards, masz towarzystwo - ostrzegła go Hermiona.

Po krótkim rozkazie, jeden z mężczyzn złapał Hermionę od tyłu, zerwał z niej kamizelkę, hełm i wyrwał słuchawkę. Jej długie włosy ledwo zdążyły opaść na plecy, aby chwilę później mężczyzna zacisnął dłoń na jej warkoczu i pociągnął na tyle mocno, że oczy zaszły jej łzami. Jedna ręka zacisnęła się na nadgarstku jej dłoni, która wciąż trzymała różdżkę.

Przypadkowa klątwa wystrzeliła z niej, robiąc dziurę w pokładzie. Krzyknęła z bólu, gdy różdżka została wyjęta z jej uścisku i wyrzucona za burtę.

- Wypuśćcie nas! - błagała - Nie chcemy żadnych kłopotów!

- Ależ to żaden kłopot, panno Granger, zapewniam cię. Byłem już wcześniej porywany. Tym razem trwało to dłużej i było boleśniej niż zwykle, ale i tak w końcu by mnie uwolnili - chwycił Padmę tak, aby móc unieść koszulę i pokazać metalowy panel na klatce piersiowej – Jak powiedziałem, to jest moja polisa ubezpieczeniowa.

Nie rozwinął tematu. Zamiast tego wziął słuchawkę Hermiony od strażnika i przemówił do Richardsa.

- Agencie Richards, wiem, że mnie słyszycie. Apeluję, abyście oddali siebie i swoje różdżki w moje ręce. Zróbcie to, bo inaczej nic nie zostanie z twoich dwóch czarujących koleżanek.

Nie rób tego - pomyślała Hermiona.

Nie było powodu, dla którego pozostali trzej członkowie zespołu nie mogliby po prostu uciec. Mercer i Wallen byli zbyt cenni, by ryzykować ich stratę. Richards przecież zabrałby ich do domu, gdyby dostrzegł zbliżające się kłopoty, prawda? W końcu nie był tak miękki jak ona i Harry. Hermiona uspokoiła się, wiedząc, że Kowboj zawsze brał pod uwagę szerszą perspektywę.

Ale widocznie nie zawsze...

Z niezadowoleniem obserwowała, jak Richards i Wallen są prowadzeni na pokład. Szczególnie, że ten pierwszy był nienaturalnie spokojny. Miał ręce uniesione do góry, a jego różdżka, kamizelka i hełm zniknęły. Mercer kuśtykał za nim, z zakrwawionym nosem. Jego oczy natychmiast zaczęły szukać Padmy.

- Ty pierdolony draniu - zaklął Mercer.

- Nie potrafię opisać, jak bardzo złą decyzję właśnie podjąłeś - powiedział rzeczowo Richards – Nie jesteśmy tu dla zysku, czy z powodów osobistych. Jeśli nie dostarczymy lekarstwa, Londyn zostanie wymazany z mapy przez pewnych szczęśliwych Mugoli w Waszyngtonie. Trwa odliczanie.

- To nie mój problem - odrzekł łagodnie Amarov. Bezwiednie gładził policzek Padmy lufą od pistoletu – I w przeciwieństwie do ciebie, ja robię to wyłącznie dla zysku. To naprawdę ekscytujące czasy. Owszem, najeżone niebezpieczeństwami, ale nie ma to jak mały chaos dla zwiększenia adrenaliny, nie sądzisz?

[T] Love in a time of a Zombie Apocalypse | DramioneWhere stories live. Discover now