Rozdział 20 - Wszyscy Razem

Start from the beginning
                                    

- W porządku. Ludzie, dostaliście instrukcje. Przebierzcie się.

🔵 🔵 🔵

Sofa, na której spał, była zbyt twarda. W dodatku była zbyt śliska, prawdopodobnie z powodu zbyt intensywnej konserwacji z pomocą wosku do mebli. Dwukrotnie w ciągu nocy Draco omal nie zsunął się z narożnika, podpierając się dłońmi o podłogę, aby nie spaść prosto na dywan.

W pewnym momencie sen zwyciężył, wspomagany łagodnym środkiem uspokajającym, który dostał po rozmowie z Honorią. Obudził go hałas. Niewyraźny, ale wystarczająco głośny, aby wyrwać go z farmakologicznie wspomaganego snu. Draco otworzył oczy, gdy tylko poczuł delikatne, ale uporczywe szarpanie za rękaw jego koszulki.

Henry stał obok Dracona. Anatolij postarał się o odpowiednie ubranie dla chłopca. Piżama, którą miał na sobie wyglądała na nową, wciąż z oryginalnymi zagnieceniami.

- Co się dzieje? - zapytał go szorstkim od snu i wczorajszych krzyków na arenie głosem.

Henry zawahał się przez chwilę.

- Tatuś ma zły sen - szepnął.

Małą rączką wskazał na łóżko, które Draco im oddał. Blaise jęknął. Draco obserwował go przez minutę, zarówno po to, by ocenić stopień problemu przyjaciela, jak i po to, aby dać swoim oczom czas na przyzwyczajenie się do ciemności.

Niebawem zobaczył, jak wystawia rękę przed siebie, jakby odpierał niewidzialny atak. A potem rozległo się mamrotanie: spanikowane, udręczone, z zadyszką. Po kolejnej minucie usłyszał dźwięk, który był nie do pomylenia.

- Słyszysz? - wyszeptał Henry, a w jego głosie można było usłyszeć łkanie.

Draco stanął na podłodze. Jego mięśnie, pamiątki po niedawnym wysiłku, drżały i protestowały. Plusem jest to, że zostali dokładnie przebadani – nie mieli nic wspólnego z infekcją. Wyniki były negatywne.

Draco wstał i okrył kocem Henry'ego, który spojrzał na niego niepewnie. W większości przypominał Zabiniego, z wyjątkiem burzy czarnych loków, które niewątpliwie były zasługą Greengrassów.

- Połóż się tutaj i idź spać. Zajmę się Za... Twoim ojcem.

Draco poczekał, aż Henry podciągnię koc pod brodę i odwróci się plecami do niego. Odczekał jeszcze chwilę, zanim chłopiec zaczął oddychać głęboko i równomiernie, po czym podszedł do Blaise'a, który był zajęty pokonywaniem przeciwników we śnie.

- Zabini - powiedział Draco, potrząsając lekko bark mężczyzny. Nie był zaskoczony tym, że Blaise usiadł sztywno na łóżku, natychmiast przytomniejąc. Jego ręce powędrowały na puste miejsce obok niego.

- Henry.

- Ciszej. Właśnie zasnął.

Blaise zamrugał gwałtownie, oddychając w panice. Gdy dostrzegł śpiącego Henry'ego na sofie po drugiej stronie pokoju, uspokoił się. Draco odwrócił wzrok, przyglądając się pomarańczowemu horyzontowi za oknem, podczas, gdy Blaise otarł rękawem łzy, które spływały mu po twarzy.

Kiedy się uspokoił, wbił spojrzenie w kołdrę.

- Przepraszam. Pewnie byłem za głośno.

- Nie na tyle, żeby mnie obudzić - skłamał Draco – ale twój syn był zaniepokojony.

Blaise odpowiedział pustym śmiechem.

- Czteroletni chłopiec martwi się o emocjonalne samopoczucie swojego ojca. Żyjemy w świecie wywróconym do góry nogami, Malfoy.

[T] Love in a time of a Zombie Apocalypse | DramioneWhere stories live. Discover now