Rozdział 1

225 15 110
                                    

Lyubopytstvo – tłumacz. z języka rosyjskiego – Ciekawość

Esteria 

𐦍⋆⊹₊𓍢ִ໋✧ ༘⋆𖥔 ࣪˖*ೃ

Moje oczy przemierzały ludzi, którzy się tutaj zgromadzili, ich głowy były opuszczone. Firma pogrzebowa pracowała niemal bezszelestnie, kładąc trumnę na drewnianym stelażu. Matka płakała, a jej łzy przecinały ciszę jak ostrze. Ale gdy patrzyłam na nią, nie mogłam zrozumieć jej bólu. Nie rozumiałam, dlaczego płakała po mężczyźnie, którego nigdy nie kochała. Dla niej liczyły się tylko pieniądze. Pieniądze były dla niej ważniejsze niż jakakolwiek miłość czy więź.

Matka delikatnie wytarła mokre policzki jasnoniebieską chusteczką mojego ojca. Ta jednokrotna chusteczka, ozdobiona była srebrnymi inicjałami " T&W ", symbolizowała Therona Whitneya – czyli jego imię i nasze rodzinne nazwisko. Przyglądałam się Estelli w pełnym skupieniu, jej oczy błyszczały nieprawdziwym żalem i tęsknotą. Jednak te całe kłamstwo widziałam tylko ja, każdy inny dawał jej się nabrać na jej głupie gierki. Zane Wood, wspólnik mojego ojca, tulił się do kobiety w geście wsparcia. Ta scena wywołała we mnie mdłości, gdy obserwowałam, jak matka odbiera przyjemność z pocieszenia praktycznie obcej osoby. To zachowanie wywołało we mnie takie, kurwa, obrzydzenie. Trudno było mi uwierzyć, że tak toksyczna osoba jak ona, mogła być częścią naszej rodziny.

 Nagle na ramieniu poczułam delikatny dotyk, zaskoczenie ogarnęło moje ciało, gdy obróciłam się aby spojrzeć na osobę, która zwróciła moją uwagę. Przed moimi oczami ukazał się brunet z smutnym uśmiechem na twarzy. Alex Ross zawsze był uśmiechnięty, i to właśnie za ten promień radości go kochałam. Syn mojego wujka, był najwspanialszym, co mnie spotkało w życiu. Do dziś pamiętam jego uśmiech, gdy z triumfem wrzucił mnie do wody, sprawiając, że nasze dziecięce zabawy były pełne śmiechu i radości. Teraz, mimo że sytuacja nie pozostawiała miejsca na śmiech, to i tak jego uśmiech pokazywał się, odsłaniając przy tym jego proste, białe zęby.

- Cześć, Alex. – Mruknęłam, niezbyt nastawiona na rozmowę, gdyż kilka chwil wcześniej moją uwagę przykuwało przytulanie Zane'a Wooda i mojej matki. To obrzydzenie, jeszcze nie zeszło.

- Cześć, śnieżko. – Powiedział, po czym podrapał się po karku, wyraźnie zakłopotany. – Moje kondolencje. – Dodał, a jego szare oczy błysnęły momentalnie, wyrażając więcej niż jakiekolwiek słowa.

Następnie zbliżył się do mnie i objął ramionami, oferując swoje wsparcie w tym trudnym dla mnie czasie. Jego gest był niezwykle pocieszający, a ciepło jego ramion przyniosło mi chwilę ulgi. Tylko nie pasowało mi jedno...

- Zawsze mówiłem, że twój ojciec szybciej, będzie wąchać kwiatki od spodu. – Szepnął mi do ucha, muskając moją szyję ciepłym oddechem.

Wiedziałam.

Jego słowa sprawiły, że mimo smutku, który nad nami ciążył, uśmiech pojawił się na mojej twarzy. To typowe dla niego, jego poczucie humoru potrafiło przebić moje chmury złości czy smutku, choć przez chwilę nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy płakać. Wydaje mi się, że to pierwsze byłoby trochę dziwne. 

- Serio, kurwa ? – Westchnęłam, jednocześnie się uśmiechając. – Czy naprawdę nie możesz przeżyć jednej, pieprzonej, chwili bez jednego żartu? Nawet, na cholernym pogrzebie. – Zlustrowałam chłopaka spojrzeniem, zauważając drgnięcie jego kącika ust, które szynko minęło. Jego oczy zdawały się być skierowane na coś za mną, albo raczej kogoś.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 15 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Deceitful soul Where stories live. Discover now