III

12 3 0
                                    

Dom Nancy znajdował się w Westmont – południowej części Los Angeles. Niewielki budynek z brązowym dachem, dawno nie odświeżoną elewacją i brudnymi oknami nie budził mojego zachwytu. Zaniedbany, dawno nie podlewany trwanik usychał w promieniach wrześniowego słońca. Gorące powietrze wysycone zapachem spalin i rozgrzanego asfaltu drażniło nozdrza. Choć nie lubiłam tego miejsca, marzyłam już tylko o tym, by ukryć się we wnętrzu klimatyzowanego domku.

Zapukałam do drzwi, ciągnąc za sobą opasłą walizkę. Spojrzałam przez ramię, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że jestem obserwowana. Okoliczne domostwa wyglądały podobnie do tego, w którym miałam zamieszkać. Mieszkali w nich głównie studenci i ludzie z nizin społecznych. Okolicy daleko było do miana smlumsów, ale nie potrafiłam wykrzesać z siebie zachwytu nad otaczającą mnie rzeczywistością. Wzdłuż ulicy stał długi ciąg samochodów – głównie starych pickupów z zardzewiałymi progami. Przy chodniku graniczącym z trawnikiem domu należącego do Nancy, miejsce parkingowe pozostawało puste, dlatego zaparkowałam na nim mojego wysłużonego Forda.

Usłyszałam kroki po drugiej stronie drzwi.. Wyprostowałam się i wypięłam pierś, automatycznie, jak nauczyła mnie matka. Nie próbowałam się wyzbyć długo wpajanych zasad i zachowań – część z nich była przydatna, niektóre sprawiały, że czułam dyskomfort w konfrontacji z normalnymi ludźmi, którzy nie byli trenowani od najmłodszych lat, wielu z nich już nie zauważałam – stały się integralną częścią mnie. Nancy uchyliła drzwi, wyjrzała przez szparę i kiedy upewniła się, że to na pewno ja, otworzyła szerzej.

– Cześć – przywitała mnie bez entuzjazmu. Spojrzała na smartwatch, mrużąc oczy. – Myślałam, że będziesz jutro.

– Umówiłyśmy się na dziś – zapewniłam, taksując ją wzrokiem.

Wyglądała tak, jakby dopiero wróciła z mocno zakrapianej imprezy. Pod wielkimi, zielonymi oczami zaznaczały się fioletowe cienie, a spierzchnięte usta popękały w kilku miejscach. Oblizała wargi językiem i odgarnęła długi kosmyk rudych włosów, który wypadł z niedbałego koka upiętego na czubku głowy.

– Co jest, Nancy?

– Nic – westchnęła, wpuszczając mnie do środka. – Właź. W domu jest totalny burdel, ale nie miałam czasu ani siły, żeby to ogarnąć.

Pomyślałam, że określenie burdel jest przesadzone, ale kiedy przekroczyłam próg, przekonałam się o tym, jak bardzo się myliłam. W środku panował nieznośny zaduch. Zapach zepsutego jedzenia i brudnych ubrań szczypał w nozdrza. Zatkałam nos, by nie zwymiotować na przyjaciółkę. Mój zmysł powonienia był wyjątkowo wrażliwy, szczególnie, kiedy docierał do niego smród o takim natężeniu.

– Klima nie działa? – zapytałam.

Nancy wzruszyła ramionami. Weszła do niewielkiego salonu, zrzuciła z kanapy puste pudełko po pizzy i położyła się na poplamionej poduszcze, która w latach swojej świetności mogła pełnić funkcję dekoracyjną. Na podłodze walały się puste puszki po napojach energetycznych, opakowania po jedzeniu na wynos i papierosach. Popatrzyłam na przyjaciółkę – choć nazywanie jej w ten sposób było niemałym zakłamaniem – i zrozumiałam, że wydarzyło się coś bardzo złego. Usiadłam obok Nancy, na brzegu kanapy i położyłam dłoń na jej ramieniu. Poruszyła się, w reakcji na mój dotyk. Nie spodziewała się podobnego gestu z mojej strony, była nim równie zaskoczona, jak ja.

– Coś się stało? – zapytałam.

– Rozstałam się z Robem – mruknęła. Odchyliła głowę do tyłu i wydała z siebie przeciągły jęk. – Jestem spłukana i jeśli lada moment nie znajdę faceta, umrę śmiercią głodową.

Doskonale wiedziałam, w jaki sposób Nancy zarabia na życie. Spotykała się z mężczyznami, oferowała im swój czas i ciało w zamian za pieniądze i drogie prezenty. Nie określiłabym tego mianem prostytucji – to nie tak, że każdego dnia spotykała się z kimś innym. Na portalach randkowych szukała majętnych mężczyzn, najczęściej żonatych, którzy pragną spędzać wieczory u boku pięknej, młodej kobiety. Szczerze mówiąc nie robiło to na mnie większego wrażenia. Śliczna buzia, krągłe biodra i duże piersi Nancy przyciągały spojrzenia facetów – młodych i starych, biednych i bogatych, nawet tych, którzy trzymali za rękę swoją kobietę. Wykorzystała ten fakt, by zapewnić sobie dostatnie życie.

– Jesteś spłukana? – zapytałam, rozglądając się po obskurnym pokoju. – Jak to możliwe? Mówiłaś, że Rob daje ci konkretne kieszonkowe.

– Dawał – zaznaczyła ostro. – Wiem, że jestem rozrzutna, nie musisz mi tego sugerować, ale to nie tak, że przepiepszyłam wszystkie pieniądze na buty i torebki. Rob przelewał mi na konto pieniądze, ale miał wygórowane oczekiwania. Nowa bielizna na każdym spotkaniu, manicure i pedicure – cholerny fetyszysta, ubóstwiał moje stopy bardziej niż cycki – prychnęła. – Depilacja całego ciała raz na dwa tygodnie, henna, rzęsy... Policz ile to wszystko kosztuje. Ledwie starczało mi na własne wydatki.

Zaśmiałam się pod nosem.

– Biedactwo – mruknęłam ironicznie. – Jakoś nie jest mi ciebie żal.

– Jesteś suką.

– I kto to mówi? – zaśmiałam się. – Dlaczego się rozstaliście? Wydawało mi się, że jesteś zadowolona z tego układu.

– I tak i nie. Bywało naprawdę miło, szczególnie kiedy zabierał mnie do drogich restauracji i opowiadał mi o swojej zgorzkniałej żonie. Gęba mu się nie zamykała. Paplał jak najęty, jaki to on jest biedny, jaki nieszczęśliwy i pokrzywdzony przez los. – Teatralnie przewróciła oczami. – Momentami miałam ochotę wystrzelić samą siebie w kosmos, ale jego gadulstwo miało jeden, ogromny plus,

– Jaki?

– Nie starczało czasu na seks. – Zaśmiała się. – Perfidnie ciągnęłam go za język. Robiłam maślane oczy i zmartwioną minę, żeby tylko nie musieć jechać do hotelu. Ciało miał nawet nie najgorsze, jak na swoje lata, ale dźwięki, jakie wydawał z siebie w trakcie stosunku – wykrzywiła usta w grymasie obrzydzenia – były obrzydliwe. Brzmiał jak dzik, albo stary knur. – Złapała się pod boki i zaczęła chrumkać i kwiczeć, jak oszalała. – Trzeba wymyślić coś, co pozwoli nam na zarabianie porządnych pieniędzy bez konieczności chodzenia do łóżka z obrzydliwymi facetami.

Nancy podniosła się do siadu i podciągnęła koszulkę do góry, odsłaniając brzuch i dolną część pleców. Stanęła na środku pokoju, otoczona śmieciami i resztkami jedzenia i rozebrała się. Okrągłe piersi, z nienaturalnie drobnymi sutkami, sterczały dumnie, jak dwa dorodne grapefruity.

– Spójrz tylko! – Obróciła się na pięcie. Okrągłe pośladki pojawiły się polu mojego widzenia na pół sekundy. – To ciało powinno zarabiać grube miliony. Mężczyźni fantazjują o takich dziewczynach jak my. Jesteśmy ich mokrym snem, niespełnionym marzeniem, ideałem, którego nigdy nie zdołają posiąść. – Zbliżyła się do mnie i pochyliła, piersi zawisły na wysokości mojej twarzy. – Pomyśl tylko... Ja i ty, słodkie nastolatki ze ślicznymi buźkami i idealnymi ciałami...

– Ja i ty, gdzie?

– Jak to, gdzie!? W internecie!

Prychnęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. Skrzyżowałam ręce na piersi, wykrzywiając usta w wyrazie niezadowolenia.

– Zwariowałaś do reszty – ofukałam ją. – Schowaj te cycki i przestań gadać głupoty. Miałaś mi ogarnąć robotę w jakimś sensownym miejscu, a teraz wyjeżdżasz z jakimś porno biznesem. Nie tak się umawiałyśmy.

– Widzę, że kij w dupie masz zabetonowany na stałe – skomentowała, zakrywając piersi dłońmi. Przewróciła oczami i zarzuciła na siebie koszulkę. Wróciła na kanapę, usiadła tuż obok i poklepała mnie po udzie. – No już nie drocz się. – Szturchnęła mnie ramieniem, wywołując lekki uśmiech na mojej twarzy. – Znajdziemy sobie bogatych mężów i wyniesiemy się z tego syfu.

– Zanim znajdziemy sobie mężów, musimy tu posprzątać. Nie będę mieszkała w takim brudzie. Założe się, że pod kanapą mieszka wielodzietna rodzina karaluchów,

– Być może... Kto wie... – Nancy schyliła się, spuszczając głowę między nogami i zajrzała pod mebel. – Przyjaciele! – zawyła. – Jesteście tam? Jeśli tak, uciekajcie, Sophia chce was wykurzyć.

– Rzeczywiście musisz znaleźć sobie nowego faceta. Samotność ci nie służy.

– Pomożesz mi szukać? – zapytała, wyraźnie ożywiona. Sięgnęła po iPhona schowanego pod poduszką i otworzyła aplikację randkową. – Ten jest całkiem przystojny. – Wskazała palcem łysego faceta w markowym polo. Obok jego zdjęcia widniało imię: Alex, i wiek. – Wyślę do niego wiadomość...

– O nie! – zaprotestowałam, wyciągając telefon z jej dłoni. – Najpierw ogarniemy ten bajzel, później będziemy myśleć o przyjemnościach.

– Jakich przyjemnościach? Tutaj chodzi o pieniądze! Robimy interesy! Poważne interesy! 

Lekcja pokory [18+]Where stories live. Discover now