III

152 15 3
                                    

Mężczyzna siedział u siebie w biurze, które służyło mu już niejednokrotnie jako schronienie przed światem i wszystkim co się dzieje.

Przeglądał stos papierów które stały na jego białym, trochę już zabrudzonym biurku. Kartki walały się również po za miejscem pracy, między innymi po podłodze czy szafkach pod ścianą.

Czytał raport z akcji już kolejny raz, nie rozumiejąc dosłownie nic. Nie mógł się skupić na pracy, a to wszystko przez księżniczkę - Erwina Knucklesa - który postanowił nie odpisywać mu od ostatniego spotkania, na którym szef policji oddał mu klucz i kłódkę, w dobrych intencjach.

Montanha nie był w stanie pojąć co uraziło młodszego w takim stopniu, aby zerwał z nim kontakt i unikał go jak tylko się dało. Przecież powiedział wszystko ładnie, zgrabnie i zrozumiale, prawda? Czego można nie załapać przy dosłownym komunikacie, że "napad" można zrobić jeszcze raz?

Mężczyzna odłożył długopis na bok i rozmasował skronie zastanawiając się czy nie zrobić sobie choć chwili przerwy. Musiał przyznać, że ciężko było czytać cokolwiek gdy literki radośnie skakały ci przed oczami i rozmywały się, a to znowu wracały do dobrej ostrości.

Spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu, aby upewnić się, że nikt ważny nie wypisywał do niego w trakcie gdy walczył z przeklętymi dokumentami. Odblokował powolnie urządzenie i spojrzał na powiadomienia.

Niezapisany numer, kolejny niezapisany numer i... Jeszcze kilka innych numerów, które nie zostały podpisane imieniem i nazwiskiem właściciela. Skrzywił się lekko, gdy nie był wstanie skojarzyć kto do niego pisał. Ludzie z jednostki mu mówili aby w końcu wziął się za zapisywanie numerów to będzie mu łatwiej w życiu, ale jak to on, zlał to i zapewne ich jeszcze okrzyczał, że ma doskonałą pamięć. Jak widać mylił się i to nie pierwszy i nie ostatni raz.

Odczytał prawie każdą wiadomość, ale zatrzymał się widząc jeden z ostatnich smsów. Numer zastrzeżony. Nadal nie odpisał na wiadomość tej osoby. Od razu gdy dostał tego SMSa pomyślał, że ktoś z jego jednostki znowu sobie z niego robił żarty, aby naciągnąć go na sztuczne śledztwo. Przewrócił oczami na samo wspomnienie takowej akcji która kiedyś rzeczywiście miała miejsce.

Pomyśleć, że tak się starał przy tym śledztwie! Zaczęło się od wiadomości z różnych numerów, szczątków informacji, a potem przeszło na zdjęcia, straszne, czasami nawet brutalne filmy, które prowadziły do miejsca zabójstwa. Po miesiącach poszukiwań, Gregory już był na miejscu, dumny z siebie, że udało mu się trafić na przełomowy trop w sprawie i!.... Okazało się, że na "miejscu zbrodni" leżała tylko lalka i kartka wyśmiewająca go i jego zaangażowanie. Dodatkowo okazało się później, że zdjęcie Gregorego trzymającego lalkę w różowej sukience latało po komendzie na Mission Row przez co większość funkcjonariuszy śmiało się z Montanhy i nazywało go małą dziewczynką.

Po tej sprawie mężczyźnie zupełnie odechciało się przez pewien czas jeździć na patrole, a tym bardziej prowadzić jakiekolwiek śledztwa.

Patrzył tępo na ekran telefonu, gdy nagle na wyświetlaczu, kontakt z którego dostał wcześniej tajemniczą wiadomość przeskoczył na samą górę aplikacji.

"Użytkownik numeru wysłał(a) załącznik"

Gregory zmrużył oczy i niepewnym ruchem już chciał nacisnąć okienko z wiadomością, ale do jego biura wszedł jego zastępca. Podniósł swój wzrok z nad telefonu na osobę stojącą w ramię drzwi.

-Cześć Grzechu, skończyłeś już z tymi... - Nie dokończył zauważając nieład który panował w pomieszczeniu - Jezus Maria, przez biuro przeszło tornado czy co?! Rozumiem, że przeżywasz na swój sposób zniknięcie pastora, tak jak każdy, ale to nie znaczy, żebyś musiał zmieniać pokój szefa w burdel. - Powiedział załamany Gibbs.

Te symboleWhere stories live. Discover now