Rozdział I

609 46 39
                                    

Felirea, 1441 r.

Stara, porzucona biblioteka o tej porze wyglądała wyjątkowo ponuro. Pozbawione szyb okna zabito deskami, a niektóre meble zakryto białymi płótnami. W powietrzu unosił się kurz, ale maska z wizerunkiem uśmiechniętego, rogatego demona na mojej twarzy skutecznie chroniła nozdrza, aby nawet najdrobniejszy pył nie doprowadził mnie do kichnięcia. Nie mogłam pozwolić, by mnie ktoś usłyszał. Musiałam pozostać niezauważona.

Szukałam miejsca, aby się ukryć, kiedy jeden z dębowych regałów przykuł moją uwagę. Było na nim wyjątkowo dużo książek, a ich brzegów nie pokrywał kurz. Zanim zdążyłam bliżej się temu przyjrzeć, rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś wszedł do środka. Usłyszałam kilka kroków. Skryłam się, ostrożnie wyglądając między półkami, w oddali dostrzegłam Felirejczyków. Uważnie im się przyglądałam. Było ich dziewięciu. Nie miałam pojęcia, czy ktoś był na zewnątrz.

– Wyrzuć wszystko na stół, musimy sprawdzić, ile to warte – odezwał się jeden z nich.

Dźwięk zderzającego się metalu z drewnianym blatem poniósł się cichym echem. Na stole pojawiły się kosztowności skradzione dziś rano z posiadłości lorda Watsona, który wyjechał na kilka dni. Zabito całą służbę i jego żonę. Watson twierdził, że były to kosztowności mające dla niego znaczenie sentymentalne, a ja doskonale wiedziałam, że biżuteria, która właśnie leżała przed nosami złodziei miała absurdalnie wysoką wartość. Lord zagwarantował mi sowite wynagrodzenie za to zlecenie, ale była to zaledwie namiastka tego, co znajdowało się przed nosami złodziei. Równie dobrze mogłabym wszystko wziąć dla siebie, ale wiedziałam, że tego nie zrobię.

– Zanieś tę część do sejfu – rozkazał brunet. Nie był zbyt wysoki, ale wydawał się głową całej tej zgrai.

Jeden z nich chwycił torbę i ruszył w moją stronę. Cofnęłam się, znikając w ciemności i uważnie go obserwowałam. Mijał stare regały, aż w końcu zatrzymał się obok mnie nieświadomy mojej obecności. Czarny strój idealnie zlewał się z niedoświetlonym otoczeniem, dlatego pozostawałam niemalże niewidzialna.

Mężczyzna odsunął książki, które wcześniej zwróciły moją uwagę. Skoro nie spowijał je kurz, musieli zaglądać tam regularnie. Zatem sejf z pewnością nie był pusty. Poczekałam, aż otworzy drzwiczki skrytki, a następnie powoli uniosłam długi miecz, zatrzymując tuż przy jego krtani. Zamarł, czując ostrze na skórze. Powoli zbliżałam się, wyłaniając z ciemności i dostrzegając, jak jego źrenice poszerzają się na mój widok. Przysunęłam palec do ust roześmianego demona na czarnej masce, dając mu znak, aby milczał. Bezszelestnie zbliżyłam się do niego. Zanim zdążył wydusić z siebie alarmujący okrzyk, chwyciłam go, zasłaniając dłonią usta i wbijając jednocześnie sztylet w jego szyję. Mocno przesunęłam ostrzem po cienkiej skórze, aż szkarłatna posoka trysnęła na stare książki. Trzymałam go przez chwilę, a gdy jego ciało stało się bezwładne, powoli położyłam je na podłodze.

Nie marnowałam czasu na chowanie zwłok, zresztą były za ciężkie. Od razu się wycofałam, chowając w przeciwnym kierunku, aby mieć dobry widok na całą sytuację. Na szczęście ciemność działała na moją korzyść i przemieszczałam się między regałami zupełnie niepostrzeżenie.

– Roy? – odezwał się jeden z członków zgrai. Miał niedbale związane włosy i dłuższą brodę. – Pośpiesz się! – warknął, ale kiedy odpowiedziała mu głucha cisza, ruszył w stronę swojego towarzysza. – Cholera! Ktoś tu jest! –Zawołał, po czym upadł z impetem na podłogę.

Bogini Ognia Niebieskiego | TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz