40. Bezkres między prawdą a kłamstwem

Start from the beginning
                                    

– Cześć, moja kanapko – uśmiechnęła się cierpko. – Może wstaniesz i spędzisz z nami trochę czasu? – Zapytała spokojnie.

Ruby była jak pirania, za to Emily jak plaster w serduszka próbujący naprawić rozerwaną dłoń.

Nie czekając na moją odpowiedź, która dla wszystkich była dość oczywista, Emmy podeszła do łóżka i chwyciła za moje dłonie. Zaczęła podnosić nędzne, zwiotczałe ciało. Posadziła mnie na łóżku, wciąż nie puszczając rąk, w obawie, że za chwilę znów się położę.

Zakręciło mi się w głowie. Zobaczyłam ciemne plamy przed oczami. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz wstawałam, jadłam lub piłam.

– Możecie mnie zostawić samą? – Wymamrotałam pod nosem.

– Nie możemy. Rusz w końcu dupę i zrób coś ze sobą – odburknęła Ruby, na co Emily zmierzyła ją złowrogo wzrokiem.

– Chodź, zaprowadzę Cię do łazienki. Prysznic postawi Cię na nogi – powiedziała łagodnie Hutson.

– Ja naprawdę nie chcę – jęknęłam, kiedy dziewczyna próbowała postawić mnie na nogi.

– Umyjesz się, przebierzesz w świeże ubrania, zjemy razem coś smacznego. Będzie lepiej, zaufaj mi – na jej usta wkradł się delikatny, pokrzepiający uśmiech.

Problem w tym, że nie ufałam już nikomu.

Kolejnym problemem było to, że Ruby i Emily nigdy nie dawały za wygraną. Niemal siłą wyciągnęły mnie z pokoju, prowadząc do łazienki jak szmacianą lalkę. Z ledwością zeszły ze mną po schodach, po których moje nogi jedynie się wlekły. Emily odkręciła i dostosowała temperaturę wody, Ruby ściągnęła ze mnie pierwsze warstwy ubrania, zostawiając mnie na środku łazienki w samej bieliźnie.

– Kocham Cię, ale nadal masz na tyle sprawne ręce, żeby samej ściągnąć majtki, także... Raz, raz, do roboty! – Zarządziła Torres, przyklaskując co jakiś czas w dłonie.

– Nie śpiesz się. Poczekamy tak długo, jak będzie trzeba – szepnęła przy moim uchu Emily, muskając moje gołe ramię.

Wyszły. Ja zostałam. Stałam nieruchomo. Nie wiedziałam, czy dalej stać, czy upaść. Czułam się tak bardzo bezbronna. Apatyczna. Nijaka.

Nie wiem, jak długo trwałam w martwym punkcie. W końcu zmusiłam swoje ciało do ruchu. Ściągnęłam bieliznę i weszłam pod ciepłą taflę wody. Całe moje ciało krzyczało. Łkało. Błagało, aby zostawić je w spokoju. Chciało znów się położyć.

A może to ja krzyczałam?

Upadłam na kolana, obijając je o płytki brodzika. To jednak nie miało znacznie. Żaden ból nie był w stanie przebić boleści mojej duszy.

Gdy przestałam czuć kolana, beznamiętnie opadłam na pośladki. Całkowicie bezsilna, skulona, siedziałam pod spadającymi kroplami wody. Otulały mojego ciało, spływały powolnie po twarzy, zatrzymywały się na kosmykach włosów, odbijały się od kafelków. Nie mogły ugasić pożaru w głowie. Nie były w stanie stłumić gonitwy myśli.

– Rory, wszystko okej? Puszczasz wodę już od godziny – Usłyszałam pukanie i głos Emily za drzwiami.

– Tak, wszystko okej – odpowiedziałam wybrakowanym głosem.

Straciłam poczucie czasu, dokładnie tak, jak straciłam poczucie prawości.

Znów zmusiłam ciało do ruchu. Chociaż od dawna leżałam w objęciach ciemnego dna, z ogromnym trudem podniosłam się i wyszłam spod prysznica. Chwyciłam pierwsze lepsze ubrania z kupki świeżo wypranego prania. Przeczesałam poplątane włosy i zignorowałam swoją okropną twarz. Skrzywiona wcześniejszym widokiem, wzięłam kilka głębokich wdechów i nacisnęłam klamkę. Skierowałam się do kuchni, skąd dobiegało ciche chichotanie i odgłosy żywej dyskusji.

TIME of lies | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now