39. Nadzieja jest okrutną bestią

Start from the beginning
                                    

– Nie jestem dobrym człowiekiem – zaprzeczyłam, znów spuszczając wzrok.

– Oczywiście, że jesteś. Jedynie za bardzo starasz się zgrywać twardą. Możesz pozwolić sobie na różne emocje, to nie grzech – westchnął, zabierając swoją dłoń, po czym odchylił się do tyłu i oparł dłonie za swoimi plecami.

– Sam ciągle zgrywasz twardego i niczym niewzruszonego – zauważyłam, przybierając podobną pozycję, co chłopak.

– Nie zgrywam. Naprawdę taki jestem. Nigdy nie zaznałem miłości ze strony rodziny, więc nie potrafię zachowywać się w ludzki sposób. Zostałem wychowany w taki sposób i taki już jestem. Ale ty dorastałaś w otoczeniu babcinej miłości. Pokazała Ci, jak być dobrym człowiekiem i co ludzie powinni czuć. Znasz emocje i potrafisz je czuć, więc nie powinnaś ich ukrywać.

– Nie ukrywam. Co najwyżej... Ignoruję – stwierdziłam wymijająco.

– W porządku. Możesz ignorować uczucia. Jednak one nigdy nie znikną. Nie przestaniesz czuć – stwierdził, patrząc w moim kierunku.

– Jutro znów nie będziemy potrafili rozmawiać w ten sposób, prawda? – Zapytałam, również odwracając głowę.

– Prawdopodobnie – przytaknął, po czym spojrzał przed siebie. – Bo widzisz, Auro, w końcu przychodzi taki czas, gdy człowiek nie ma już siły nosić maski. Spuszcza głowę i przebranie opada. Najczęściej dzieje się to w nocy, kiedy otacza nas mrok i nikt nie może dostrzec prawdziwego oblicza. Tego, co skrywamy pod maskami. To od Ciebie zależy, czy w blasku dnia też będziesz chciała pokazać swoją prawdziwą twarz.

– A co z Tobą? Co z Twoją prawdziwą twarzą?

– Nie wiem, która twarz jest prawdziwa – wzruszył ramionami, uśmiechając się mętnie.

– Jesteśmy popieprzeni – stwierdziłam.

Chwyciłam w jedną dłoń leżący na łóżku akt urodzenia, a w drugą kopertę, w której wcześniej się znajdował. Otworzyłam ją z zamiarem schowania ponownie dokumentu, jednak papier nie chciał się zmieścić. Coś go blokowało. Przechyliłam kopertę, po chwili widząc, jak na podłogę spada jeszcze jedna kartka.

Jakim cudem nie zauważyłam, że w środku było coś jeszcze?

Spojrzałam najpierw na Timothy'ego. On zrobił dokładnie to samo. Zdziwieni wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. W końcu chłopak się schylił i podniósł kartkę, wręczając ją w moje dłonie. Oboje czytaliśmy zawartość kolejnego dokumentu.

– Przynajmniej teraz wiemy, dlaczego przy pieczątce na akcie urodzenia jest wpisany dwa tysiące czwarty rok – stwierdził pustym głosem chłopak.

W moich dłoniach znajdował się teraz nie tylko akt urodzenia, którego nie mogłam znaleźć w domu, ale również wniosek o późniejsze zarejestrowanie urodzenia.

– Nadal nie rozumiem, dlaczego ktoś musiał ubiegać się o takie rzeczy. Tak wyglądają procedury adopcyjne? – Zapytałam zdziwiona.

– Nie, nie sądzę. Dziecko powinno mieć już wystawiony akt urodzenia, będąc w domu dziecka. Potem jedynie trzeba mieć sądowe zaświadczenie o pozytywnym przejściu procesu adopcyjnego – wyjaśnił.

– Więc co to jest? Jakaś sztuczka Clarissy? Czy te dokumenty są prawdziwe? Czego wciąż nie wiem? – Pytałam coraz bardziej spanikowana.

– Daj mi swojego laptopa – polecił.

– Po co Ci mój laptop? – Zdziwiłam się, ale posłusznie wstałam i podałam chłopakowi komputer.

– Jeśli dokumenty są prawdziwe, to z całą pewnością będą tutaj – z kieszeni wyciągnął pęk kluczy i odszukał breloczek w kształcie stokrotki.

TIME of lies | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now