Rozdział 20

4.6K 120 18
                                    

Święta minęły mi bardzo szybko. Następnego dnia miał być już 2019 rok. Postanowiłam, że wszystkich pseudo przyjaciół zostawiam w 2018, a sama zaczynam nowy rozdział.
Rano zeszłam na dół by zjeść śniadanie standardowo przygotowane przez panią Baker.
- Cześ młoda- powiedział Josh wchodząc do kuchni.
- Hej, co tam?- spytałam.
- Jade za chwilę pograć z chłopakami w piłkę i tak się zastanawiałem czy nie chciałabyś jechać ze mną?
-Dobrze się czujesz?- spytałam niedowierzając w to co właśnie usłyszałam.
- Tak, a co?
-Jest jeszcze opcja, że cię podmienili.
- Co ty pierdolisz?
- Nie dobra jednak cię nie podmienili, po prostu jesteś chory.
- Możesz w końcu łaskawie powiedzieć o co ci chodzi?
- Chodzi mi o to, że mój najstarszy brat Josh Braian Miller w życiu nie spytałby się mnie o to czy chce z nim gdzieś wyjść.
- Ludzie się zmieniają- wzruszył ramionami, a chwilę później dodał- ale jak nie chcesz to nie. Nie będę cię zmuszał.
Już miał wychodzić z kuchni, gdy nagle się odezwałam.
- Nie czekaj, mogę z tobą pojechać.
- To masz piętnaście minut- powiedział po czym wyszedł.
Od razu poszłam do mamy spytać się czy mogę iść z nim. Zgodziła się pod warunkiem, iż Josh będzie mnie pilnować.
Podziękowałam jej k pobiegłam do swojego pokoju się szykować
Najpierw umyłam zęby a chwilę później już siedziałam przy toaletce.
Piętnaście minut później kończyłam malować kreski, gdy nagle Josh wparował mi do pokoju.
- Za dwie minuty wychodzę- oznajmił.
- potrzebuje jeszcze pięciu musze jeszcze usta zrobić i się przebrać.
- Masz pięć minut i ani minuty dłużej- powiedział, po czym wyszedł.
Wiedziałam, że już nie zdążę ułożyć sobie włosów, więc po prostu dokończyłam konturować usta, przejechałam je błyszczykiem i zaczęłam się ubierać.
Dzisiaj postawiłam na dresy i bluzę, którą kupiła mi mama na urodziny.
Na nogi założyłam jordany 4. Dodatkowo założyłam jeszcze kurtkę The North Face i tej samej firmy czapkę.
Gdy wyszłam z domu Josh już czekał w samochodzie.
- No w reszcie już chciałem jechać sam- odezwał się Josh gdy tylko wsiadłam.
- Też się ciesze na naszą wspólną podróż- odpowiedziałam sarkastycznie.
                                              ...
Droga zajęła nam niecałe 10 minut. Gdy wysiedliśmy chłopaki już byli.
Gdy tylko nas zobaczyli od razu do nas podbiegli.
- No siema- odezwał się pierwszy Alex i przybił piątkę z moim bratem- cześć mała- tym razem odezwał się do mnie i ku mojemu zaskoczeniu przytulił mnie.
Miałam nadzieje, że moje policzki nie poczerwieniały, choć w razie czego mogłabym to zwalić na mróz.
- To jest Marschal- powiedział mój brat przedstawiając mi nieznanego chłopaka.
Chwilę później przywitałam się jeszcze z Lucasem i Karlem oraz jakimś ich przyjacielem, którego pierwszy raz widziałam na oczy.
Skierowaliśmy się w stronę boiska i gdy mój brat był zajęty zaciekłą rozmową o piłce z Karlem i Lucasem, Alex postanowił zagadać.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej, dzięki, że pytasz- posłałam mu uprzejmy uśmiech.
- Bardzo nas wszystkich przeraziłaś tym co się stało. Martwiłem się o ciebie.
Poczułam jak moje serce zaczęło szybciej bić. Martwił się o mnie? Boże no chyba nie. On se ze mnie jaja robi.
Nie wiedziałam co powiedzieć, lecz nic nie musiałam, bo sam postanowił przerwać tą zadziwiająco komfortową ciszę.
- Pamiętaj, że gdybyś chciała się komuś wygadać to możesz zawsze do mnie pisać. I gdy już wrócisz do szkoły to jak będziesz się gorzej czuła to zawsze możesz do nas przyjść.
Kurwa ja chyba umarłam. To nie prawda. Te słowa nie padły z jego ust. To niemożliwe. Jeśli to sen to błagam nie chce się z niego wybudzić.
- Dziękuję, naprawdę. To miłe z twojej strony.
- Hej a co wy robicie, Davis mam nadzieje, że nie próbujesz poderwać mojej malutkiej siostrzyczki.
W odpowiedzi dostał siarczyste uderzenie w tył głowy od swojego przyjaciela, a ode mnie piorunujące spojrzenie.
- już dobrze spokojnie, żartuje- powiedział i zaczął masować sobie potylice.
Usiadłam na ławce, a chłopaki zaczęli grać. Przyglądałam się im jak podają pomiędzy sobą piłkę i rzucają nią do kosza. Było to w pewnym stopniu relaksujące, a w drugim ekscytujące.
Godzinę później, Marschal oznajmił, że musi już wracać, a Lucasowi i Karlowi znudziła się gra, więc postanowiliśmy się zbierać.
- Wpadacie teraz do mnie?- zaproponował Lucas.
- Muszę odwieźć Julii i wpadnę- oznajmił Josh.
- Jak Julie chcesz to możesz też wpaść- oznajmił Lukas.
- Mi tam obojętnie, jak nie będzie to dla was problem.
- Nie no co ty.
- No nie wiem- wtrącił się mój brat- jak mama się dowie to mnie zabije. Mieliśmy jechać tylko na boisko i do domu.
- Nie jestem już małym dzieckiem- oznajmiłam zakładając ramiona na piersi.
- Może i nie, ale zważywszy na ostatnie dwa tygodnie boimy się o ciebie.
Było mi wstyd, że mówił o tym przy swoich kolegach, chociaż wiedziałam że już na 100% wiedzą.
-Pozwól jej i tak co sama w domu będzie robiła?
- No dobra, ale jak dostane opierdol od mamy- wycelował we mnie palec- to nigdy więcej cię nigdzie nie zabiorę.
- Okej dziękuje- posłałam mu przesłodzony uśmiech, ale nie na tyle by było to mocno widać.
20 minut później zatrzymaliśmy się przed wielką willą. Wysiedliśmy, a ja mogłam dokładniej przyjrzeć się jej z zewnątrz
Dom Lucasa był duży chodź mniejszy od naszego. Z zewnątrz prezentował się bardzo ładnie. Biała elewacja idealnie komponowała się z czarnym dachem.
Po wejściu od razu był wielki salon połączony z równie ogromną kuchnią. Usiedliśmy na długiej kanapie, a gospodarz powędrował do kuchni i otworzył lodówkę, a następnie wyjął piwa.

failure in lifeWhere stories live. Discover now