Rozdział 20

239 11 4
                                    

Nicholas:

Przywiązanie.

To właśnie ono sprawiało, że ktoś stawał się dla nas niezwykle ważną osobą. Taką, której szczęście stawialiśmy ponad własnym. Jej komfort oraz poczucie bezpieczeństwa było dla nas najważniejszym priorytetem. Choć po pewnym czasie ona sama się nim stawała. Stawała się kimś, o kim rozmyślało się całymi dniami, a choćby wspomnienie o rozłące było nie do zniesienia. Samo wyobrażanie rozstania, zadawało psychiczny ból. Ponieważ ten ktoś, stał się nieodłączną częścią nas. Bez niego, stalibyśmy się niekompletni. Jakby czegoś brakowało. Albo raczej kogoś.

Często bywała to osoba, która jeszcze niedawno stanowiła dla nas nieznajomego. Kogoś obcego, kto bez uprzedzenia wtargnął do naszego życia i zawładnął nim do reszty. Objął władzę nad wszystkim. Umysłem, ciałem, sercem. Mógł zrobić z nimi co chciał, ponieważ bez względu na wszystko, one i tak należały do niego.

Takim kimś, była dla mnie Delilah.

Kobieta, która niespodziewanie stanęła na mojej drodze, sprawiając, że na moment zapomniałem o całym otaczającym mnie świecie. Bo dla mnie liczyła się tylko ona.

Jej pełne, rozkosznie wyglądające usta.

Jej często zarumienione policzki.

Jej boskie ciało, które wyglądało jak pieprzone arcydzieło.

A przede wszystkim jej zielone oczy. Zawładnęły mną w momencie, w którym poraz pierwszy spotkały się z moimi.

Były piękne.

Jak wszystko w Delilah. Ona cała była ucieleśnieniem moich najskrytszych pragnień.

Cała tajemnicza, zamaskowana brunetka, będąca również pokutą za wszystkie, popełnione przeze mnie grzechy.

I...Dobry Boże, jeśli to właśnie ona miała być moim rozgrzeszeniem, to byłbym w stanie dopuścić się najcięższego grzechu. Dla niej.

Nieświadomie wszystko co robiłem, było dla niej. Ja byłem jej.

Nieodwracalnie.

***

Patrzyłem jak Delilah zacisnęła drżące wargi i spuściła zamglone spojrzenie na trawę pod nami. W jej oczach zaczęły formować się łzy, a ja poczułem ukłucie na ten widok. Krew się we mnie gotowała na samą myśl o tym, że ktoś podniósł na nią rękę. Że ktoś ją skrzywdził. Bolał mnie fakt, że mnie przy niej nie było. Nie trwałem u jej boku, gdy mnie najbardziej potrzebowała. Ta okropna świadomość przeszywała mnie na wskroś, przebijając moje zimne serce. Choć od dłuższego czasu wyczuwałem w nim jedynie ciepło. Przyjemny gorąc, rozpływający się po całym moim ciele, gdy tylko pewna brunetka znajdowała się w pobliżu.

Nie pognalałem jej. Cierpliwie czekałem, aż wyjawi mi nazwisko. Nazwisko człowieka, którego w jednej chwili znienawidziłem całym sobą. Bo jak można darzyć sympatią kogoś, kto zranił ważną dla nas osobę? Niemożliwe. Tylko że...Delilah była dla mnie kimś więcej, niż ważną osobą.

Była wszystkim.

-Ja...Nie mogę.-wyszeptała po chwili ciszy, kręcąc głową. Jedna łza popłynęła po jej policzku.-Nie mogę zdradzić ci, kim on jest. Nie mogę...

Spojrzała na mnie załzawionymi oczami, w których dostrzegłem bezradność. A w pewnym momencie zauważyłem w nich nawet przebłysk cierpienia. Ona cierpiała. Cierpiała głęboko w sobie, chowając cały swój ból przed światem.

-Jesteś pewna?-zapytałem delikatniejszym tonem-Jeśli mi pozwolisz to...

Chciałem zaproponować jej, że pod jej pozwoleniem go złapie. A gdybym już to zrobił...Cóż. Miałem nadzieję, że biedak dobrze przeżył swoje życie, bo nie mógłby się nim nacieszyć długo dłużej.

Jednak brunetka miała inne plany.

-Nie.-przerwała mi. Jej głos w jednym momencie nabrał na silę, ale wyłapałem w nim nutkę załamania.-Nie musisz nic robić. Poradzę sobie z nim. Poza tym to nie pierwszy raz, gdy...

-Nie pierwszy raz?

Miałem nadzieję, że jej dalsze słowa były tylko wytworem mojej wyobraźni. Że wcale ta sytuacja nie zdarzała się częściej. Lecz nagle pobladła twarz Delilah oraz cisza, która zapanowała między nami, była potwierdzeniem tego, czego się obawiałem. Delilah przeżyła więcej, niż mogło mi się wydawać.

-Dobry Boże, Delilah...-w jednym szybkim kroku podszedłem do niej i złapałem jej twarz w swoje dłonie-Nie mogę znieść myśli, że działa ci się krzywda. I wciąż dzieje.

Nie wiem co wyczytała w moim wyrazie twarzy, ale westchnęła cicho i spojrzała na mnie łagodnie.

-Isaac...

-Obiecuje ci, że to się więcej nie powtórzy. Masz moje słowo.-wypowiedziałem słowa obietnicy, której nie ważne co, zamierzałem dotrzymać.

Sam, jeszcze jako dzieciak, byłem niejednokrotnie bity. Głównie przez ludzi, którzy nauczali mnie do roli władcy. Moi nauczyciele, na rozkaz mojego ojca, nie byli wobec mnie pobłażliwi. Za każdym razem, gdy coś mi nie wychodziło...Wolałem sobie tego nie przypominać. Wciąż miałem blizny po biciu batem oraz przypalaniu cygarem. Okropne wspomnienia. Z tą różnicą, że, gdy dorosłem, zaczęli się mnie bać. Nie mieli odwagi, aby stanąć naprzeciw mnie. Bo nie byłem już małym księciem, który nie potrafił podnieść szabli. Stałem się mężczyzną, godnym przejęcia władzy. I właśnie to ich przerażało. Że, gdy obejmę tron...zemszczę się. Oblał ich strach, dlatego się wycofali. Ale Delilah...ona wciąż to przeżywała. Ta podświadomość bolała mnie bardziej od wszystkich uderzeń, których doświadczyłem w dzieciństwie.

-Nie powiem ci, kto mnie uderzył. Choć bardzo bym chciała, nie mogę.-próbowała odwieść mnie od mojego zamiaru.

-W porządku. Nie musisz.

Spojrzała na mnie z lekkim niezrozumieniem. Zmarszczyła brwi, a ja wyprostowałem się, patrząc na nią z pewnością tego, co zamierzałem zrobić.

-Sam go odnajdę.

Jej malinowe usta rozchyliły się nieco, a następnie uniosła na mnie hardo podbródek.

-Isaac, nie rozumiesz. To nie będzie takie łatwe. On nie jest byle kim...

-Ja też nie.-zbliżyłem swoją twarz do jej-Nie pozwolę, aby ponownie coś ci się stało. Nie przeżyłbym tego. Jesteś dla mnie zbyt wartościowa, Delilah.-wyszeptałem.

A następnie cmoknąłem ją w usta i odszedłem na parę kroków.

-Nie musisz się więcej martwić. Zajmę się tym. Przysięgam.-puściłem w jej stronę oczko, ruszając przed siebie i zostawiając ją w tyle, wciąż stojącą w zaskoczeniu.

Nie musiałem długo czekać, aby usłyszeć jak mnie nawołuje. Nie mogłem się odwrócić. Postawiłem sobie cel, który zamierzałem zrealizować. Nic nie mogło mnie od niego odepchnąć.

Bowiem poprzysięgłem sobie, że go znajdę. Choćbym miał spalić cały świat, a następnie stąpać u jego popiołów. Znajdę tego, który śmiał tknąć moją Delilah.

Dla niej.

***

Wiem, że rozdział jest opóźniony, za co bardzo was przepraszam. W ostatnim czasie dużo się u mnie działo i kompletnie nie miałam czasu na pisanie. W przyszłym tygodniu postaram się wam to wynagrodzić.

Jak podoba wam się rozdział?

-Veyena

Behind the maskWhere stories live. Discover now