Rozdział 7 - Większe dobro

Start from the beginning
                                    

- Nie przepadasz za mną, prawda? - zapytał Richards, wyglądając na rozbawionego.

To dosadne pytanie zaskoczyło ją, choć nie powinno. Kowboj nic sobie nie robił z drażliwych tematów.

- Naprawdę szanuję, co próbujecie tutaj zrobić - wytłumaczyła - Po prostu nie zawsze zgadzam się z waszymi metodami.

- Scrimgeour mi ufa. Ty też powinnaś.

Hermiona zjeżyła się.

- Coś nas łączy, Agencie Richards. Wygląda na to, że nie ufasz mi w kwestii Malfoy'a.

Richards westchnął. Skrzyżował ramiona i wpatrywał się w nią. Hermiona zrobiła to samo, ze zniecierpliwionym i pytającym wyrazem twarzy.

- Nie przebywałaś zbyt dużo w otoczeniu mężczyzn, co dzieciaku?

Cóż, to pytanie z pewnością ją zaskoczyło. Absurd. Oczywiście, że przebywała wśród mężczyzn: silnych mężczyzn. Przez całe swoje życie.

Odrzekł, jakby był w stanie odczytać jej myśli.

- Nie mam na myśli Potter'a albo tego chorego nieszczęśnika w piwnicy, który na twój widok robi oczy zbitego szczeniaka. Ani też Ministra, czy twojego ojca, nauczycieli i innych instruktorów. Mam na myśli prawdziwych, dorosłych mężczyzn. Tych miłych i tych niezbyt dobrych. I tych, którzy nie traktują cię jak westalską dziewicę czy zbawicielkę świata.

- Agencie Richards, jeśli twoja wypowiedź ma jakiś cel, to lepiej powiedz go teraz.

- Malfoy coś do ciebie ma. Scrimgeour i ja wyczuliśmy to. Nawet prawdziwych mistrzów zła, a także tych aspirujących można łatwo wyczuć, wiesz? A mężczyznę, którego zamknęłaś niżej... można zrozumieć od razu. I w porządku - powiedział Richards, podnosząc rękę - to nawet zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że właśnie pracuje nad wydostaniem się z więzienia bez zapłacenia za to. Ale rzecz w tym, że wydaje się być tobą naprawdę zainteresowany, co mnie martwi, bo nie wydajesz się być tego świadoma, równocześnie będąc jego opiekunem.

Hermiona miała nadzieję, że nie wygląda na tak wstrząśniętą, na jaką się czuła. Bardzo starannie dobierała słowa, zanim je wypowiedziała na głos.

- Malfoy'a i mnie łączy długa historia. I prawdopodobnie o to wam chodzi.

Kowboj zachichotał.

- O nie, zdecydowanie nie mam na myśli waszej przeszłości, moja droga. Jego zainteresowanie ma związek z teraźniejszością.

- Och, do cholery jasnej! Nawet jeśli cokolwiek z tego o czym mówisz jest prawdą, czy to cokolwiek zmienia?

- Wykorzystaj to - powiedział zwyczajnie Richards.

Otworzyła usta, aby po chwili je zamknąć. Zmarszczyła brwi.

- Wytłumacz.

- Jestem niemalże pewny, że Malfoy myśli, iż ma nad tobą przewagę. Więc pozwól mu na to, bo masz możliwość odegrania się na nim. Miej to na uwadze następny raz, gdy się zobaczycie. Z twoimi kręconymi włosami, dużymi brązowymi oczami i tym samym usposobieniem, które posiada Wybraniec. Dla kogoś takiego jak Malfoy, który spędził swoje młodzieńcze lata w gnieździe żmij, jesteś jak uosobienie wspaniałości.

Hermiona zaczerwieniła się.

- Ja nie... Ja nie jestem taka.

- Oczywiście, że nie. - Richards posłał jej krzywy uśmieszek. - I nie proszę cię, abyś to zmieniła. Chciałbym, aby Malfoy przypomniał sobie jak bardzo się od ciebie różni. Różnice bywają interesujące. A on lubi być zainteresowany. Weź to pod uwagę i miejmy nadzieję, że szybciej dostaniemy tę formułę. Ponieważ może... i chcę podkreślić, że naprawdę mam na myśli może , jeśli nasz złoczyńca nie oszalał do końca, podarowanie mu tej słabości, czegoś o co nieoczekiwanie musiałby się zatroszczyć... Konflikt wewnętrzny może okazać się katalizatorem, którego potrzebujemy. Zapamiętaj to.

[T] Love in a time of a Zombie Apocalypse | DramioneWhere stories live. Discover now