Spokojnie, my tylko chcemy żebyś był naszą dziwką...

461 11 36
                                    

!!!UWAGA KOCHANI, DRASTYCZNE SCENY!!!


Pov Will:

Chciałem zapytać Tony'ego o tyle rzeczy, miałem w głowie mnóstwo pytań...Kiedy to się zaczęło? Czy ma myśli samobójcze? A może już miał próbę? W końcu ja chciałem się zabić dwa razy,  ale o tym pierwszym wiedział tylko Aideen. Widząc jego rany w jednej sekundzie zrozumiałem jak musiał się czuć Vince, widząc moje...Boże...nie przeżyłbym gdyby zrobił sobie krzywdę...Jak ja musiałem wyglądać z podciętymi żyłami i tabletkami wokoło? Nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić, jedyne co wiem, to to, że na pewno nie był to przyjemny widok. Trzymając go w ramionach czułem jego ból, mój brat całym sobą błagał o pomoc. 

- Will, możesz nie mówić o niczym reszcie...proszę... - zapytał, cały dygotając, krztusząc się wręcz swoimi łzami, lejącymi się jak potok na jego twarzy. A przez chwilę miałem już wrażenie, że było lepiej...Objąłem go jeszcze mocniej, nucąc mu cicho kołysankę, którą mama zawsze śpiewała malutkim bliźniakom na dobranoc. Nie mogłem mu dokładać więcej stresu tamtej nocy, muszę z nim jeszcze porozmawiać, ale nie dzisiaj, był za bardzo przerażony i zestresowany.

- Nic im nie powiem - obiecałem, jednak nie będąc do końca przekonanym co do tego, czy postępuje służnie. Powinienem powiedzieć Vincowi, ale nie chciałem mu tego robić. To mogłoby się skończyć jeszcze gorzej...

- Przepraszam...przepraszam za to, że tu jestem...nie powinnienem żyć...wszystko zepsułem - szepnął. Nie wiedziałem, iż można umrzeć psychicznie przez czyjeś słowa, ale najwyraźniej można, bo to mnie właśnie zabiło. Mój młodszy brat, który powinienen być szczęśliwy, śmiać się i niczym nie przejmować właśnie przeprosił za to, że żyje. Jak bardzo musi być zniszczony? Zabolało strasznie. Oczy mi się zaszkliły...

- Tony, nigdy tak nie mów, przenigdy...nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić jak bardzo jesteś dla mnie ważny...dla wszystkich. Rozumiesz? Uniosłem jego podbródek delikatnie, tak, aby musiał na mnie spojrzeć. Potem pod wpływ impulsu pocałowałem go lekko w policzek. Potrzebował bliskości, wsparcia i miłości. On nie był sobą, to nie był już TEN Tony, to był wrak mojego brata. Tak cholernie kruchy, tak bardzo wyniszczający samego siebie. 

- Każdego dnia, codziennie, słyszę w swojej głowie demony - mówił jak w amoku, przed chwilą zalewał się łzami, a teraz jego spojrzenie było zupełnie puste - Wiem, że mnie kochacie, ale cały czas mam wrażenie, że byłoby lepiej, gdyby mnie tu nie było. - Cały czas słyszę w mojej głowie głosy, nie pozwalają mi odetchnąć...Cały czas myślę tylko o tym, żeby się pociąć - powiedział to wszystko na jednym oddechu, a ja poczułem się tak, jabym słyszał siebie z przed pół roku...

- Tak bardzo chciałbym Ci obiecać, że przestaniesz się tak czuć...Ale to nie ode mnie zależy...Tony, naprawdę chcę Ci pomóc, jednak to ty nie możesz niszczyć samego siebie - wyjąkałem cicho przez łzy, które aktualnie również spływały po mojej twarzy. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przyłożyłem mu palec do ust. - Ciiii... - Chyba wystarczy już nam wrażeń jak na jeden dzień, nie sądzisz? - spytałem łagodnie...

- Chyba masz rację - powiedział zmęczonym głosem, a potem spojrzał na mnie nieco wystraszony. - A mógłbym dzisiaj spać z tobą? - spytał po chwili, bardzo, bardzo cicho.

- Jasne, możesz spać ze mną zarówno dzisiaj, jak i jutro, kiedyklowiek, kiedy będziesz potrzebował - uśmiechnąłem się do niego ciepło, próbując opanować łzy, wciąż lecące na mojej twarzy, co dawało dość komiczny obraz. - Pójdziemy na dół coś zjeść i idziemy spać? Ok?

- W porządku - pokiwał z wolna głową. Oderwaliśmy się na chwilę do siebie, otworzyłem drzwii i zobaczyliśmy osobę, której w tamtym momencie nie chcieliśmy zupełnie widzieć...

Will Monet, gdy świat się sypięWhere stories live. Discover now