Zlustrowałam całą jego sylwetkę. Pod kurtką miał zieloną koszulkę, która podkreślała barwę jego oczu. Długie spodnie skutecznie zakrywały resztę ciała, przez co nie mogłam ocenić jego ewentualnych obrażeń. Włosy w kolorze jesiennych liści powiewały na wietrze.
- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. – Przekrzywił głowę, przyglądając mi się z namysłem. Odchrząknął. – Chyba nie sądziłaś, że zabił mnie tamten demon, prawda?
"Tak, dokładnie tak myślałam" - mogłabym odpowiedzieć, gdyby nie to, że postanowiłam zachować resztki godności i nie dać po sobie poznać, że tak łatwo w niego zwątpiłam.
- Przepraszam, że kolejny raz uciekłam. Powinnam chociaż spróbować ci pomóc – wypowiedziałam słowa, które zataczały koła w moim umyśle, odkąd wsiadłam do tamtego ratującego mnie autobusu. Utkwiłam wzrok w kafelkach pod moimi stopami. – I dziękuję ci za wszystko. Za ocalenie mi życia po raz enty, chociaż wcale nie musiałeś tego robić, bo byłam dla ciebie wcześniej taka... Hm, oziębła i...
- Wystarczy – przerwał mi tonem, który zmusił mnie do podniesienia spojrzenia. Jego twarz zdradzała zdecydowanie i jakąś zagadkową ciekawość. – Martwiłaś się o mnie?
Odrobinę zdziwiło mnie to pytanie, ale postanowiłam odpowiedzieć jak najbardziej szczerze. Byłam mu to winna.
- Jak mogłam się nie martwić? Nie odzywałeś się kilka dni! A przypominam ci, że wcześniej pojawiałeś się aż za często. Nie mogłeś chociaż wysłać mi jakiejś magicznej venatorskiej wiadomości, że żyjesz i wszystko jest w porządku?
Próbowałam wzbudzić w nim wyrzuty sumienia, ale najwidoczniej coś mi nie wyszło, bo uśmiechnął się, pokazując mi te swoje dołeczki w policzkach.
- Martwiłaś się o mnie.
Zmarszczyłam brwi. Postanowiłam szybko zmienić temat.
- Skoro już to sobie wyjaśniliśmy... Czemu spotykamy się akurat tutaj i akurat teraz? - Wskazałam drzwi. - Szczerze powiedziawszy, trochę zwątpiłam, że kiedykolwiek zrobisz z nich użytek.
Zrobił kilka kroków w tył, zbliżając się do schodów prowadzących do ogrodu. W mojej głowie jak na zawołanie pojawił się obraz jego nogi trafiającej na pustkę i skazującej całe ciało na bolesny zjazd po stopniach. Nagle zatrzymał się, jakby doskonale wyczuł moment ratujący go przed spełnieniem tej wizji.
- Przejdziemy się?
Zacisnęłam usta, analizując jego całkiem przyjazny uśmiech.
- Czemu nie.
Weszłam spowrotem do domu i omiotłam wzrokiem najbliższą szafkę.
- Chodziło mi o przejście się po ogrodzie, a nie po domu - zauważył z lekką kpiną.
- Mi też - odparłam. Nareszcie chwyciłam klucze i pomachałam nimi, wracając do Josepha. - Ale nie potrafię magicznie zamykać zamków.
Wzruszył ramionami.
- Mógłbym cię nauczyć.
Uniosłam brwi. "Joseph, czarodziejski korepetytor", pomyślałam, przekręcając klucz.
Słońce wyglądało zza chmur, mimo to dzień należał raczej do chłodnych, być moźe z powodu nieustępliwego wiatru. Wchodziliśmy coraz głębiej w otaczający dom ogród, owoc ciężkiej pracy rąk mojej mamy. Zawsze zaskakiwał mnie podziw, jakim darzyła pielęgnowane przez siebie rośliny.
"Belle, patrz tutaj!" - zawołała do mnie kiedyś, a w jej oczach iskrzyła fascynacja. Wskazywała przebijający ziemię pęd. - "Nowe życie, tak po prostu. Czy to nie wspaniałe, że ziemia ze zwykłego nasiona tworzy takie cuda?".
CZYTASZ
Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]
Fantasy"Spoglądały na mnie przeszywające na wskroś, ciemne niczym najgłębszy mrok oczy należące do blondwłosego nastolatka. - Przepraszam - wydukałam i wyminęłam go. Kątem oka zauważyłam jego krzywy uśmieszek. Przepychając się przez tłum, próbowałam ucisz...