31. Smak ekscytującego życia

Start bij het begin
                                    

– Nic nie jest grane – odburknęłam.

– Ale przecież Ci pomógł. Zawiózł do domu. Cholera, siedziałaś mu na kolanach – wymieniała na palcach. – Nic do niego nie czujesz? – Zmrużyła z zainteresowaniem oczy, czekając na jakąś sensację.

– Oczywiście, że czuję – odpowiedziałam obojętnie, a Ruby momentalnie wybałuszyła oczy, niedowierzając, co właśnie usłyszała. – Głęboką nienawiść – dopowiedziałam dopiero po chwili ze sztucznym uśmiechem, na co brunetka prychnęła oburzona.

– Pożyjemy, zobaczymy. Podobno między nienawiścią a miłością jest bardzo cienka granica. Tylko masz mi o tym od razu powiedzieć! – Zarządziła, grożąc mi palcem.

– Tak jest, szefowo! – Odparłam, salutując w jej kierunku. – Ale to się nigdy nie wydarzy.

– Mówiłam Ci wcześniej o swoim radarze. A on zaalarmował, że wyczuł ogromne, elektryzujące napięcie między Waszą dwójką – stwierdziła z dumnie uniesioną głową.

– Elektryzujące napięcie nienawiści – uśmiechnęłam się sztucznie.

Mark Twain powiedział kiedyś: "To nie przez brak wiedzy wpadamy w kłopoty. To przez to, czego jesteśmy pewni, a co okazuje się zupełnie inne, niż myśleliśmy."

Teraz nawet rzucam cytatami, jak Jang. Zwariowałam! 

Chociaż z Ruby wszystko sobie wyjaśniłyśmy, miałam na głowie wciąż masę innych problemów. Na przykład taki – Mason zabronił mi przychodzić do pracy przez cały najbliższy tydzień. Elliot stwierdził, że zrobił to, bo się o mnie martwi, ale nie chciał tego głośno przyznać. Blondyn powiedział jedynie "Moje pracownice się zwolnią, jak zobaczą Twoją szyję i się dowiedzą, że jakiś gość atakuje kobiety pod kawiarnią". Elliot zdecydowanie się myli – Davis nie martwi się o mnie, tylko o rodzinny interes.

Na trening też nie mogłam pójść w takim stanie. Przecież nie będę biegać z apaszką na szyi. Wcześniejszy powrót do domu też odpadał. Babcia Rose zapewne zadałaby milion pytań, na które nie mam ochoty udzielać odpowiedzi.

Poszłam zatem usiąść na trybuny, starając się nie rzucać w oczy nikogo ze swojej drużyny, która właśnie odbywała trening. Całe szczęście, że z dołu miejsce przy budce komentatorów było niemal niezauważalne.

Chciałam nacieszyć się przyjemnymi promieniami słońca, odrobić pracę domową i spędzić nieco czasu w towarzystwie ciszy, której tak bardzo mi ostatnio brakuje.

Ale ciszy się nie doczekałam. Na pewno nie w mojej głowie.

Bo on tam był.

Ivan siedział w tym samym miejscu, co zwykle. Ja jednak nie potrafiłam tam usiąść. Zamiast tego, usiadłam na najwyższym stopniu schodów, opierając się o ścianę trybun. Starając się ignorować jego obecność, wyciągnęłam z plecaka książkę i zaczęłam robić zadania z algebry.

Może nawet mnie nie zauważył?

– Przepraszam, że wczoraj się nie pojawiłem. Twoje siniaki na szyi to moja wina – powiedział ledwo słyszalnie, wciąż nie patrząc w moim kierunku.

– To jest wyłącznie moja wina. Nie powinnam była się z nim wiązać i powinnam być bardziej czujna, gdy wracam sama – przyznałam zgodnie z tym, co myślałam.

– Nie ma żadnego "powinnam" ani "muszę" – jego ton świadczył o tym, że był zły.

Wstał z ławki i podszedł, nachylając głowę, Górując nade mną, pewnie patrząc mi w oczy. – Nic nie powinnaś, a na pewno nic nie musisz. Nie zmieniaj się. Nie ma ludzi idealnych, ale chodzi o to, żeby być idealnym samym dla siebie. Nie krzywdź swojej duszy zmianami, których nie chcesz i nie akceptujesz. Zaakceptuj w końcu swoje prawdziwe oblicze, tak, jak ja je akceptuję i podziwiam – powiedział z pełną powagą, nawet nie chwilę nie odrywając wzroku.

TIME of lies | ZOSTANIE WYDANE Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu