4. Próba samobójstwa

166 18 12
                                    

Kiedy wróciłam do domu, na szczęście mamy nie było w domu. Miałam same złe myśli. Szybkim krokiem poszłam do swojego pokoju. Tam zawsze czułam się najlepiej. Gdybym miała rodzeństwo, szczególnie strasze, mogłabym się go poradzić, a tak nic. Położyłam się na plecach na łóżku i zaczęłam rozmyślać o tym wszystkim co się dziś wydarzyło.

- To wszystko moja wina - mówiłam do siebie - Gdybym nie spotkała się z Kamilem wszystko byłoby okej, a przez to spotkanie rozpadł się mój związek z Marcinem - powiedziałam ze smutkiem.

***

Poszłam do kuchni, miałam jedną myśl. Wzięłam najostrzejszy nóż z czarną rączką. Szybko pobiegłam do łazienki.
Usiadłam na wannie i zrobiłam sobie na lewej ręce głęboką pierwszą krwawą ranę.
Nagle ktoś zaczął dzwonić i pukać do drzwi.

- JULKA! OTWÓRZ TE DRZWI! - krzyknęła tajemnicza osoba.

Kto to mógł być? Niespodziewałam się, ale nagle do łazienki wkroczyła Martyna.

- Co ty robisz dziewczyno?! - zapytała mnie z oburzeniem biorąc ode mnie nóż, kładąc go na półce - Co Cię do tego skłoniło? Ciąć się? Ale po co? - wciąż wykrzykiwała na mnie.

- Martyna.. to przez tą dzisiejszą sytuację z Marcinem - odpowiedziałam, skulając się.

- Julka! Czemu tniesz się przez jakiegoś chłopaka? Nic Ci to nie da - zaczęła mi wyjaśniać.

Wiedziałam, że Martyna była inteligentną osobą. Zawsze mogłam się o nią coś poradzić. Można powiedzieć, że była to jedyna osoba, którą mogłam się poradzić, bo moja mama się do tego nie nadawała.

- Serio, nie wiem co mnie do tego skłoniło - odrzekłam z smutkiem, patrząc za okno.

- Daj mi ten nóż, odłożę go do kuchni - powiedziała i szybko zeszła na dół, żeby go odłożyć.

Ona dobrze znała moją kuchnię, bo w lecie tamtego roku gotowałyśmy na urodziny mojej mamy. Pamiętam, jak bardzo cieszyła się z tego prezentu i serdecznie nam dziękowała.
Martyna wróciła niesłychanie szybko.

- Gdzie masz plastry? - zapytała mnie patrząc się wokół łazienki.

- W lewej szafce na górze - odpowiedziałam, pokazując jej tą szafkę.

- Daj rękę, muszę to zakleić - wyciągnęłam rękę w jej stronę, aby mogła nakleić mi plaster, który po chwili wyciągnęła z szafki.

- Dobrze, że przyszłam, bo nie wiem co by się wydarzyło, gdybym tego nie zrobiła - mówiła naklejając mi plaster.

- Bardzo dziękuję Ci, że przyszłaś. Jesteś kochana! - przytuliłyśmy się.

- Pamiętaj! Nigdy więcej tego nie rób! - zagroziła mi palcem.

- Dobrze, dobrze Pani Martyno - zaśmiałam się pod nosem.

- To nie był żart, tylko rozkaz - uśmiechnęła się do mnie.

- Pooglądamy jakiś film na telewizorze? - zapytałam ją, gdy szłyśmy do salonu.

- Ok! Jaki proponujesz?

- "Trzy metry nad niebem"?

- Tak! Kocham ten film! - westchnęła Martyna.

***

Oglądałyśmy film, potem zjadłyśmy obiad, gdy mama przyszła potem. Na szczęście nie pytała się o plaster na ręce. Założyłyśmy kurtki, a po chwili odprowadziłam Martynę do bramy i tak zakończył się nasz wspólnie spędzony dzień. Mieszkała ze dwa domy ode mnie i przeszła się na piechotę.

***

Potem poszłam do domu, położyłam się na łóżku i szybko nakryłam się swoją cielplutką kołderką.

‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡

Kolejny rozdział prawdopodobnie zostanie opublikowany w lipcu. Jak myślicie? Jak dalej potoczy się ta historia? Czekam na Wasze komentarze ;)

Do zoba! ;3

True storyWhere stories live. Discover now