Pistolet

779 33 16
                                    

* Pov Dylan *

Niedługo po tej całej chorej akcji leciałem do domu. Martina stwierdziła, że bezpieczniej będzie jeśli na razie nie będziemy się widywać. Nie byłem zadowolony z decyzji Vincenta. Jakoś udałoby mi się wybronić z tej sytuacji, a teraz  Rora ma być z pierdolonym Santanem. No chyba żart.

Leżałem właśnie na kanapie kiedy z kuchni przybiegła Aurora. Eugene właśnie podawała obiad, na który najpewniej Rora nie chciała iść.
Za nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć za rogiem już pojawił się Vincent. Tsa Dziadek na posterunku. Ten to kurwa zawsze ma jakiś monitoring w oczach. On wszystko wie. Zamiast brata dali mi kurde robota.

- Aurora zapraszam z powrotem do stołu. - odezwał się Vincent swoim lodowatym tonem. Milutki jak zawsze.

- Ale ja nie jestem głodna - Aurora tupnęła nóżką i założyła ręce na klatkę piersiową.

Vincent posłał jej jedno z typowych jego spojrzeń. Tych co mają postawić ją do pionu i jednocześnie wyrazić jego zdanie na temat nie bycia głodnym. Vincent zawsze wiedział co zrobić, Aurora też wiedziała, że u niego nie może przeciągać struny więc tylko westchnęła i poszła grzecznie do kuchni. W pewnym sensie to ma trochę przewalone bo przy nim to ani nie może opuścić jednego posiłku ani nawet kąpieli, a co dopiero poszaleć. Mój brat pilnuje wszystkiego.

Wszedłem do kuchni zaraz po Willu więc brakowało tylko tych dwóch przyjebanych klonów. W prawdzie nie czekaliśmy na nich bo najprawdopodobniej nie mają w planach zejść jednak nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie.

- Tato ja tego nie chce - narzekała Aurora. Vince spojrzał na nią klasycznie zimnym spojrzeniem chociaż gdy na nią patrzył łagodniało zdecydowanie.

- W czym jest problem drogie dziecko? - no jakby mnie tak spytał to bym mu raczej nie odpowiedział.

- No bo ja nie chce telaz jeść - powiedziała patrząc na Vince'a. W tym jest różnica jak my byliśmy młodsi to nikt nigdy nie wytrzymał patrzeć mu w oczy natomiast Rory często się udaje.

- A powiesz mi dlaczego? Coś cię boli?

- Nie jestem głodna - zamarudziła

- Aurora wiesz, że nie przyjmuje takiej odpowiedzi. Mam cię nakarmić?  - Ooo na to czekałem, ulubiony argument. Vincent nałożył trochę jedzenia na widelec i podał go Aurorze by mogła go chwycić. - Jak zjesz to pójdziemy na plac zabaw. - Dodał mniej chętnie.

- Do Leo?! - zapytała uradowana

- Nie, nie do Leo. Rozmawialiśmy już o tym. 

- To ja nie chce - Aurora odwróciła główkę od Vincenta na co ten westchnął wziął jej brodę w dwa palce i przekręciła w swoją stronę. No fajne show mam do obiadu.

- Słuchaj Aurora musisz jeść by być zdrowa i silna. Musisz mieć przecież siłę na zabawę prawda? - Rory skinęła i słuchała mojego brata dalej. -  Jak ładnie zjesz to pójdziemy się pobawić w co tylko chcesz.

* Pov Vincent*

Mimo początkowych komplikacji Aurora zjadła obiad i właśnie piła herbatę obok mnie. W tym samym momencie pracowałem na laptopie. Za chwilę pójdziemy na zewnątrz, iż moja córka zażyczyła sobie zabawę na dworze.

Ubrałem Aurorę w szarą bluzę i czarne legginsy oraz pudrową kamizelkę. Do tego wybrała sobie biało-różowe jordany czwórki i mogliśmy wyjść na dwór.

Poszliśmy na tył ogrodu i Aurora dotknęła mnie i zaczęła uciekać śmiejąc się przy tym. Zacząłem ją „gonić" co musiało wyglądać komicznie i najprawdopodobniej chłopcy będą się ze mnie nabijać przez długi czas. W pewnym momencie Aurora zatrzymała się na chwilę by sprawdzić gdzie jestem więc „podbiegłem" do niej i wziąłem ją na ręce na co zareagowała śmiechem.

- Mam cię.

- Tato, a pościsz mnie? - Wiedziałem, że ucieknie jednak po to tu przyszliśmy.

- Niech będzie, puszczę cię - odpowiedziałem i postawiłem Aurorę na ziemię.

Nie trwało to długo za nim znów zaczęła uciekać. Co chwilę obracała się by zobaczyć jak daleko jestem, aż w pewnym momencie się wywróciła. Podbiegłem do niej tym razem już normalnie i wziąłem delikatnie na ręce.

- Wszystko dobrze? Coś cię boli? - pytałem dość szybko. Aurora nie płakała, ale się do mnie przytuliła. - Odpowiedz mi proszę.

- Nie boli - uśmiechnęła się delikatnie - Mogę biegać dalej?

- A może na chwilę przerwa? - spojrzałem na nią - Napijesz się i pobawimy się dalej? - Dziewczynka skinęła i uśmiechała się dalej.

Posadziłem Aurorę na kolanach i podałem jej jej butelkę z wodą podtrzymując ją drugą ręką. Dziewczynka napiła się i spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami.

-Tato?

-Tak, Auroro?

-Pójdziemy później na spacel? - zapytała.

-Oczywiście, ale może trochę później dobrze? - w odpowiedzi dostałem skinięcie głową.

                                        ***

Siedziałem w gabinecie i pracowałem oraz starałem się umówić spotkanie organizacji. Charles będzie myślał, że chce podpisać umowę, a ja w tym czasie oskarżę go o złamanie zasad organizacji. Jest to ryzykowny ruch jednak nic innego za bardzo nie mogę zrobić.

W pewnym momencie do gabinetu weszła uradowana Aurora z ubraną bluzą tył na przód. Parsknąłem cicho i do niej podszedłem.

- Pomożesz? Plawie mi się udało to założyć - odezwała się wskazując na bluzę.

- Wiesz, że mogłaś przyjść? - zapytałem ubierając jej dobrze bluzę.

- Ale idziemy na dwól i chciałam iść szybko - podskoczyła radośnie.

- Dobrze, dobrze już idziemy - powiedziałem i wziąłem Aurorę a ręce.

Zeszliśmy na dół gdzie ubrałem Aurorze kurtkę, a sam ubrałem czarny płaszcz. Wyszliśmy na dół gdzie było już dość ciemno. Szliśmy obok rezydencji do lasu obok. Aurora opowiadała o zwierzętach, które mogły tu mieszkać i pytała czy rzeczywiście tak jest.

W pewnym momencie usłyszałem jakiś cichy  trzask za nami. Odwróciłem się szybko lecz nikogo tam nie zobaczyłem. Było to na tyle cicho, że uznałem, iż mi się przesłyszało. Poszliśmy trochę dalej i w tym momencie znów coś strzeliło. Tym razem byłem pewny, że mi się nic nie przesłyszało. Odwróciłem się i stanąłem by zobaczyć skąd pochodzi ten dźwięk. Aurora w tym czasie poszła trochę do przodu. Spojrzałem w jej kierunku i ujrzałem mignięcie światła latarki. Wiedziałem w tym momencie, że nic mi się nie przewidziało.

- Aurora chodź tutaj bliżej mnie. - powiedziałem cicho i zimno.

- Czemu? - zapytała ewidentnie nie rozumiejąc.

- Po prostu tutaj podejdź, wolę gdy jesteś blisko. - odpowiedziałem wyciągając do niej rękę. - Będziemy za chwilę wracać dobrze? - pytanie to i tak nie wymagało od niej odpowiedzi.

- A przyjdziemy jeszcze kiedyś? - zapytała kiedy brałem ją na ręce.

- Oczywiście. - odpowiedziałem. W oddali znów mignęli światło latarki. - Wiesz, lepiej wróćmy już teraz robi się zimno.

Odwróciłem się z zamiarem jak najszybszego wrócenia do domu jednak, jakoś dwa metry przed nami stanął mężczyzna ubrany cały na czarno.

- Gdzieś ci się spieszy Vincencie? - zapytał typowo jak każdy człowiek który zaraz wyciągnie pistolet.

Hejo przepraszam za tak długą przerwę, ale po nowym roku miałam strasznie dużo do zrobienia i w szkole dużo nauki i nie miałam czasu na nic, a na pisanie to już kompletnie. Aktualnie jestem na nartach ale w przyszłym tygodniu będę już w domu więc powinno być więcej rozdziałów.

- Pomysły ———>

- Opinie ———>

Córeczka Vincenta Moneta Kde žijí příběhy. Začni objevovat