List(y)

1.2K 25 16
                                    

* Pov Vincent *
Z samego rana przyszedł do mojego gabinetu Will. Wręczył mi dwa listy. Jeden był z pieczęcią organizacji. Nie trudno się domyślić, że jest on od któregoś z członków. A drugi z... pieczątką z sądu?

Otworzyłem list z organizacji. Było to zaproszenia na kolację w gronie Santanów. Przewróciłem oczami bo najzwyczajniej nie miałem ochoty zabierać całej rodziny na kolację bo oni chcą o czymś porozmawiać.

Drugi list rzuciłem gdzieś na biurko, bo w tym momencie mało mnie interesowało, czego może chcieć sąd.  I to był błąd.

Napisałem na grupie by wszyscy byli za pięć minut na dole. Poszedłem po Aurorę do mojej sypialni. Nie chciałem jej budzić więc delikatnie przykryłem ją kołdrą i zszedłem na dół.

- No co chcesz dziadku - zgromiłem wzrokiem Dylana i usiadłem przy stole.

- Chciałem was powiadomić, iż jesteśmy zaproszeni na kolację z Santanami - oznajmiłem.

- Po co ? - Zapytał Tony

- Tony czy ja Ci wyglądam na jasnowidza? Nie wiem pewnie chcą coś omówić bądź przekazać. - powiedziałem lekko zirytowany jeśli głupim pytaniem.

- No generalnie to wyglądasz - powiedział Shane na co obdarowałem go mroźnym spojrzeniem.

- Kiedy jest ta kolacja? - zaciekawił się Will. Jedyny mądry.

- Dzisiaj. O 18 - Nie specjalnie mi odpowiadał ten dzień.

- Nie ma mowy Vincent mamy plany - powiedział Shane.

- Shane nie interesują mnie wasze plany. Macie być gotowi o godzinie siedemnastej do wyjścia. A spróbujcie nie być to odetnę wam pieniądze z karty. - wstałem by zrobić sobie kawę.

- Nie możesz - warknął Tony.

- Ja wszystko mogę.

Usłyszałem ciche tuptanie i jak się okazało należały one do Aurory. Spojrzałem na nią i ukucnąłem.

- Obudziliśmy cię kochanie? - Dylan prychnął na co zgromiłem go spojrzeniem.

- Vincent ty masz jakąś dwubiegunowość - przewróciłem oczami i odwróciłem się do Aurory.
Przytuliłem ją do siebie.

- Kocham cię tatusiu - powiedziała cichutko Aurora.

- Ja ciebie też bardzo mocno kocham - założyłem jej włosy za ucho - Idziemy dzisiaj na kolację dobrze?

- A mogę wziąć misia? - zapytała uroczo. Uśmiechnąłem się delikatnie.

- Jasne, że możesz. Co zjesz na śniadanie? - Zapytałem biorąc ją na ręce i otwierając lodówkę jednocześnie.

- Nie jestem głodna - powiedziała i zaczęła się bawić się moja koszulą.

- Przykro mi, ale musisz coś zjeść.

- Ale ja nie chce - spojrzała na mnie robiąc maślane oczka, na mnie stety lub niestety  to nie działa. Posadziłem ją na blacie i spojrzałem uważnie.

- Aurora dobrze wiesz, że to na mnie nie działa. Czemu nie chcesz jeść?

- Nie jestem Głodna. Jest lano - patrzyła na swoją nóżki.

- Zawsze tak jesz - uniosłem dwoma palcami jej podbródek, tak aby na mnie spojrzała.

- No tato plosze mogę później? - westchnąłem.

- Przykro mi Aurora, ale nie. Zjesz tyle ile będziesz umiała.

- A mogę płatki z mlekiem?

- To nie jest pożywne śniadanie. Zrobię ci tosty dobrze? - Aurora mimo, że raczej nie chcenie to skinęła główka.

Córeczka Vincenta Moneta Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt