rozwój podstępu| rozdział 6

603 24 8
                                    

Jak codziennie rano wszyscy w akademii zjedliśmy śniadanie i wzielismy udział w lekcji. Jednak przez ten czas nie przestalam myśleć o Vincencie. Miałam caly czas nadzieje ze jego misja zostanie wykonana pomyślnie.

Siedziałam w swoim pokoju gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam drzwi, był to Albert. Wygladał na szczęśliwego co rzadko sie zdarza bo zazwyczaj jego wyraz twarzy jest ponury i pelen smutku.
- Layla! Mam dobre wieści! - powiedział z ekscytacją.
- Cóż to takiego? - spytalam. W głębi duszy mialam nadzieje ze to cos związanego z Vincentem. Nie myliłam sie.
- Dostalem wiadomosc od Vincenta. W nocy przebudziłem się, w moim pokoju był portal przez ktorego zobaczylem Księcia Vincenta. Powiedział mi tylko, ze udało mu sie odzyskacz zaufanie wilkusow i zebys sie o niego nie martwila. Nie zdążyłem nic mu powiedziec bo portal odrazu po jego slowach zniknal. - powiedzial. Kamień spadl mi z serca gdy usłyszałam te slowa. Chyba nigdy w zyciu nie czulam takiej ulgi na umyśle.
- Czyli nie tylko ty potrafisz tworzyc portale. Ale najwazniejsze ze Vincentowi nic nie jest! I oczywiscie ze nasz 1 etap podstepu sie udał. - nie potrafilam pokazac jak bardzo szczesliwa bylam lecz w srodku mialam ochote wybuchnac z radosci. Podeszłam i uscisnelam Alberta. Ten jakby sie zażenował. Ale zignorowalam to.
- Szybko musimy powiedzieć reszcie! - powiedziałam i zbiegłam szybko na dół gdzie byli uczniowie a Albert poszedl zawołac Pana Kleksa.
Po paru chwilach wszyscy zebralismy sie w salonie i przedstawilam całą sytuacja.
- Oo to bardzo swietna wiadomosc! Na poczatku mialem co do Vincenta wątpliwości, lecz mozliwe ze to on bedzie kluczem do naszego zwycięstwa. - powiedzial dumny Pan Kleks.

Ja dalej byłam przerażona, ale tym razem przez to ze wiedzialam ze wilkusy sa coraz blizej rozpoczecia ataku. Ale tym razem uda nam sie na zawsze wypedzic ich z naszego terytorium.

Nadeszła juz pora obiadu więc postanowilam ze dzisiaj ja cos przygotuje.

Uczniowie zebrali sie przy duzym stole i zasiedliśmy do uczty.
Po obiedzie postanowiłam ze pójdę na spacer i pomyślę o paru rzeczach. Poinformowalam o tym wszystkich by sie nie martwili. Albert spytał mnie czy może pójść ze mna, wiec sie zgodzilam.

Przechadzaliśmy sie po polach i rozmawialiśmy na różne tematy. Cieszyłam się że miałam z kim szczerze pogadać. Mialam dobry kontakt z uczniami, ale nie ze wszystkimi moglam pogadac tak samo jak z Albertem. Był jak narazie najbliższą mi osobą po tym jak Vincent wyjechał na misję. Także był dla mnie wsparciem w trudnych chwilach.

Po jakichś 2 godzinach wróciliśmy spowrotem do akademi.
Albert poszedł do swojego pokoju a ja do swojego. Jednak gdy weszlam do pokoju zobaczyłam mała karteczke na moim biurku napisaną koślawym pismem. Bylo na niej napisane:

Cześć chcialem was poinformowac ze sprobuje przedłużyć szykowanie sie na atak. Przygotujcie sie dobrze. Zapewniam was ze przez nastepne 2 dni bedzie
spokój. Tesknie za tobą. ~ Vincent "

Szybko wybiegłam z pokoju do pokoju Alberta.
- Zobacz! - pokazalam mu kartke.
- To chyba dobra wiadomość. - odpowiedzial.

Kontynuowaliśmy rozmowę, straciłam poczucie czasu.  Gdy spojrzalam na zegarek była juz 22. Wiec porzegnalam sie z Albertem i wrocilam do swojego pokoju. Chcialam pokazac kartke Panu kleksowi ale nie chcialam zawracac mu glowy o takiej godzinie.

Zasnełam około godziny później. W nocy czesto sie budzilam przez koszmary w których wilkusy przejęły akademie. Oby to nie był zły przesąd.

Rano obudzilam sie dosyc pozno bo o 9. Uczniowie juz pewnie jedza sniadanie. Szybko przebralam się i zeszlam na dół. Usiadlam jak zwykle obok Alberta i zjadlam śniadanie.
Po śniadaniu chcialam pokazac Panu Kleksowi kartke ktora zostawil mi Vincent. Podeszłam do niego z kartką.
- Widzi Pan? To zostawil mi Książe Vincent. - powiedzialam.
- Interesujące pismo. Ich chyba tam niczego nie uczą. No coz nie wazne. Wazniejsza jest treść. Wiec wyglada na to ze mamy jeszcze troche czasu. To dobrze. - odpowiedział. Chociaz mieliśmy pewnosc, ze wszystko idzie zgodnie z planem.

Dzień szybko mi zleciał. Wiekszosc czasu przesiedzialam w swoim pokoju czytajac książki. Nie mialam nic innego do roboty. Było około godziny 20. Bylam troche zmeczona ale nie chcialam sie jeszcze klasc spac. Poszlam na chwile do Alberta spytac sie jak sie czuje.

Po powrocie do mojego pokoju, prawie zeszlam na zawal ale nie wiedzialam czy ze strachu czy z radosci. Na moim łóżku siedział Vincent czytajac moj pamietnik. O Boże. Nie chcecie wiedziec co tam jest.
- Widzę, ze masz wyobraznie, Laylo. - powiedzial. Chyba teraz bardziej bylam przestraszona. Wyrwalam mu z rak moj pamietnik.
- Co ty tu robisz? - spytalam chowajac pamietnik do mojej szuflady.
- Przyszedlem odwiedzic moją przyszla żonę, chyba nie? - powiedzial. Trudno, zarumienilam sie lecz to nie moja wina.
- Nie powinienes być u swoich? - spytalam. Przeciez mial nie wracac dopóki nie zaatakuja.
- Poszli na jakąś wyprawę.  Ja powiedzialem ze sie zle czuje i zostane. Wiec postanowilem ze cie odwiedze. - powiedział.
- No okej. Cieszę się, ze cie w końcu widze. - powiedzialam usmiechajac sie.
On także sie do mnie uśmiechnął.

Opowiedzial mi wszystko co usłyszał i to jak udalo mu sie odzyskac zaufanie. Z jego opowiadan wydawalo sie to dosyc proste.
Gdy tak siedzieliśmy na łóżku, Vincent zaczał sie do mnie powoli przybliżać. Jednak nie do mojej twarzy lecz do szyi. Gdy juz jego usta byly bliskie mojej szyi zaczął mi robic malinke. Ja totalnie sie mu oddalam. Położyłam sie na łóżku a Vincent się nie oderwał. Trwało to chwile gdy uslyszelismy otwierające sie drzwi.
- Mozecie troche ciszej? Ja chce spac. - byl to Albert. Jednak nie zdazylam nic powiedziec bo Albert odrazu zamknął drzwi. No trudno. Lecz Vincentowi i mi to nie przeszkadzało. Kontynuowalismy dalej.
Minęło troche czasu. Leżeliśmy obok siebie. Ja bylam wtulona w Vincenta. 
- Niestety ale musze juz wracac. - powiedzial.
- Dobrze, tylko uwazaj na siebie! - powiedziałam i chcialam go pocalowac lecz nie siegalam moimi ustami do jego ust i musialam stanąć na palcach. Ten sie zaśmiał.
- Nie smiej sie ze mnie! To nie moja wina ze mam takie geny. - powiedzialam troche wkurzonym glosem. No ale prawda. To nie moja wina.
- Dobra nie złość sie. A teraz serio juz musze iść. - powiedzial i pocałował mnie w usta. Wszedl do swojego portalu.

Ja położyłam sie już spac. Odziwo zasnelam prawie odrazu. Chyba te chwile spedzone z Vincentem tak na mnie zadzialaly.

________________________________
Koniec 6 rozdziału

Poniewaz mam ferie postaram sie wstawiac czesciej rozdzialy a wy piszcie czy sie podobalo 🫶🏼💟

Poniewaz mam ferie postaram sie wstawiac czesciej rozdzialy a wy piszcie czy sie podobalo 🫶🏼💟

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Ona Jest Moja | Akademia Pana Kleksa | Vincent x Y/nWhere stories live. Discover now