25. Bieg ognia w kałuży benzyny

Start from the beginning
                                    

Nadal pamiętałam, że to właśnie przez chłopaka, którego twarz była zbyt piękna na tak okropną duszę, musiałam przechodzić przez tak wiele rzeczy i złych emocji, jednak ten sam chłopak w pewnym sensie mnie docenił. Niemal obca osoba dostrzegła, że mogłabym być pięknym, delikatnym kwiatem. Nie potrafili tego zrobić moi rodzice, a zrobił to arogancki, zarozumiały koszmar San Francisco.

Takie sytuacje potrafią podbudować bardziej, niż mogłoby się przypuszczać.

Ostatnie SMS'y zmieniły moje nastawienie. Postanowiłam wrócić jutro do szkoły, nie zważając na trwające zwolnienie lekarskie. Ani na to, że mój stan zdrowia wciąż pozostawał wiele do życzenia.

Może oprócz Janga jeszcze coś, a dokładniej ktoś, zmienił moje nastawienie i dodał otuchy.

Ivan: Mam nadzieję, że się nie poddajesz. Tym razem nie mogę Cię uratować przed zatonięciem, ale mogę czekać i Ci pogratulować, gdy nauczysz się unosić na wodzie.

***

Czując sporą determinację, wstałam we wtorek rano z łóżka. Nadal towarzyszył mi ból gardła i kaszel, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Aby nikt nie dostrzegł mojej słabej kondycji nałożyłam większą ilość makijażu, niż zazwyczaj. Spakowałam torbę na trening i ruszyłam do wyjścia.

– Dlaczego wstałaś!? Lekarz kazał Ci leżeć do końca tygodnia! – Usłyszałam krzyki babci dochodzące z kuchni.

– Mogę być jednocześnie kwiatem i kamieniem. I muszę to komuś udowodnić – odparłam, kończąc zakładać buty.

– Nic z tego nie rozumiem, ale mam nadzieję, że wiesz, co robisz – odpowiedziała spokojnie. – A po co Ci torba treningowa? – Przyjrzała mi się uważnie.

– Wracam do treningów. Nie boli mnie już noga i nie mam zamiaru się dłużej obijać.

– Rób, jak uważasz, ale jak coś Ci się stanie, to ja nie pokrywam kosztów operacji – stwierdziła, zapewne próbując mnie w ten sposób odwieść od pomysłu.

Byłam nieugięta. Wytrzymałam jej przenikliwy wzrok, z hardo uniesioną głową i zaplecionymi na klatce ramionami. Babcia Rose szybko zrozumiała, że nie zmienię zdania.

– Poczekaj dziesięć minut, to zrobię Ci śniadanie – westchnęła, kapitulując.

– Zjem coś w szkole, nie kłopocz się – ucałowałam staruszkę w policzek.

Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, zacisnęłam pięści i przybrałam najbardziej obojętną minę, na jaką było mnie stać. Po tym, jak babcia uparła się, żebym chociaż zabrała jakąś przekąskę, wyszłam z domu.

Dzień w szkole wyglądał dokładnie tak, jak się spodziewałam. Monotonne zachowania innych uczniów przestały robić na mnie wrażenie. Na każdej przerwie szłam z wysoko uniesioną głową, jakby w pobliżu nie było żadnych oczu wywierających dziury w mojej głowie. Skoro i tak zostałam przez wszystkich bezpodstawnie oceniona, nie widzę powodu to prezentowania się, jako pogodna i spokojna dziewczyna.

Mimo wszystko w porze lunchu nie poszłam na stołówkę. Obrałam za cel swoje bezpieczne miejsce. Ruby chciała pójść ze mną, ale zbyłam ją tłumaczeniami, że muszę iść coś załatwić. Ku mojemu zdziwieniu, Ivan już tam był.

Siedział na ławce, którą do tej pory zajmowałam z przyjaciółką. Chłopak, jakby wyczuł moją obecność, natychmiast przeniósł wzrok z drzew na mnie.

To, w jaki sposób promienie słońca oświetlały jego twarz i komponowały się z czarnym strojem, było... Urzekające.

Gdybym nie miała chłopaka, mogłabym nawet ośmielić się pomyśleć, że chciałabym być właśnie z takim człowiekiem. Oczywiście nie mówię o kimś z psychopatycznymi zapędami, a jedynie o cichym i spokojnym usposobieniu.

TIME of lies | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now