22. Wiara bywa zgubna

Start from the beginning
                                    

Nie mam zbyt dużych szans w zakładzie. Co z tego, że dotyczy biegania? Z ogromną niechęcia przyznaję, że Jang ma znacznie lepsze predyspozycje. Zapewne ćwiczy od dziecka, na dodatek ma idealnie zbudowane ciało. Nie tylko pod względem wizualnym. Z powodzeniem mógłby uchodzić za lekkoatletę, a nie tenisistę.

Moje nogi były znacznie krótsze od jego. Figura, chociaż w miarę smukła i umięśniona, nadal odbiegała od idealnej, atletycznej sylwetki.

Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, upewniając się, że nie pożałuję swojej decyzji.

W końcu nie zawsze trzeba wygrywać. Najważniejsze, to umieć odpuścić w odpowiednim momencie.

– Daj mi ten cholerny papier – wychrypiałam.

Myślałam, że to niemożliwe, a jednak. Na twarzy Janga pojawiła się jeszcze większa arogancja i zarozumiałość, mieszające się z poczuciem wyższości.

Pozostała trójka patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Tak, jakby z góry założyli, że zgodzę się na coś, nazywanego Próbą Czasu.

Nie jestem masochistką!

– Ekhm... Tak, jasne. Już się robi – odezwał się w końcu Elliot, z mętnym wzrokiem podążając do komputera.

W absolutnej ciszy czekaliśmy, aż Wood wydrukuje kolejny dokument.

Położył przede mną kolejną kartkę i długopis szybciej, niż przypuszczałam.

Tym razem nie było żadnych absurdów. Jedynie kilka zdań o tym, że poddaję się dobrowolnie, zgadzam się na spełnienie życzenia i zobowiązuje się nie wchodzić na drogę prawną w razie uszczerbku na zdrowiu.

Codzienność każdej, przeciętnej nastolatki.

Westchnęłam zrezygnowana, chwyciłam w dłoń długopis i złożyłam podpis w wyznaczonym do tego miejscu. Odłożyłam kartkę i długopis na stół, po czym oparłam się o zagłowię fotela.

Jang wychylił się nieznacznie, aby upewnić się, czy aby na pewno złożyłam na dokumencie podpis. Kiedy dostrzegł niezbyt zgrabne litery, zajął podobną pozycję do mnie, wpatrując się hardo w moją w twarz.

– Co to za życzenie? – Zapytałam z udawanym spokojem.

Tymczasem wszystko znajdujące się wewnątrz mojego ciała trzęsło się tak, jakby za chwile miało wybuchnąć. Albo rozsypać się w drobny mak. Skupiłam całą swoją uwagę na ustach Janga, które zaczęły się otwierać, by wypowiedzieć pierwsze słowa mojej klątwy.

– Ależ to ekscytujące – wyszeptał Elliot.

Wszyscy przenieśliśmy na niego spojrzenia. Siedział na fotelu, zginając nogi w kolanach, na których opierał łokcie. Natomiast twarz ukrył w dłoniach, uważnie przesuwając wzrok to na mnie, to na Janga.

– Ty tak serio? – Zapytał Ivan, zaciskając powieki i kręcąc z zażenowaniem głową.

– Stary... Nie mogłeś zachować tego dla siebie? – Jęknął Mason.

– Och... Złe wyczucie czasu? – Zdziwił się, zabierając podróbek z wewnętrznych części dłoni. – Wybaczcie. Możecie kontynuować – machnął dłonią niczym dyrygent batutą i wyszczerzył zęby.

Starając się zignorować to, jakże dziwne, zachowanie, potrząsnęłam głową, przywołując się do porządku.

Spojrzałam ponownie na Janga, który z całą siłą zaciskał szczękę, ciężko oddychając. Trwał tak przez kilkanaście sekund, aż w końcu wypuścił powietrze i otworzył oczy. Jego dwie, czarne dziury, zwane w innych przypadkach źrenicami, od razu spoczęły na mojej twarzy.

TIME of lies | ZOSTANIE WYDANE Where stories live. Discover now