21. Syndrom Matki Teresy

Start from the beginning
                                    

To był podręcznikowy przykład ciszy przed burzą.

Głosy ustały. Nastała idealna, niczym niezmącona cisza.

A we mnie niepokój.

Z zimnym potem na karku, powoli zamknęłam szafkę i niepewnie odwróciłam się twarzą w stronę korytarza.

Wybałuszyłam oczy i odruchowo chciałam się cofnąć. Nie miałam gdzie. Uderzyłam plecami o zimny metal, czując duszności. Strach. Kołatanie serca. Ścisnęłam książkę i tablet w dłoniach, przyciągając je do klatki piersiowej. Tak, jakby miały stanowić moją tarczę przed decydującym ciosem.

Nie, nie, nie. To nie może być prawda. Dlaczego znowu on?

– Czyżby moja olśniewająca osoba tak bardzo Cię zszokowała, Panno Freeman? – Powiedział cicho, uśmiechając się cynicznie.

Zszokowała? Jak już, to wystraszyła niemal na śmierć.

I nie olśniewająca osoba, tylko szatańska osobowość.

– Reguły mówią, że przed pierwszą lekcją mogę korzystać z korytarza! – Wytłumaczyłam się na jednym wdechu.

– Wiem, znam zasady – odpowiedział cierpko. – Przyszedłem załatwić pewną sprawę.

– Ze mną? – Zdziwiłam się, wskazując palcem na samą siebie, na co chłopak przytaknął.

Dopiero wtedy zaczęłam rejestrować to, co działo się wokół. Dostrzegłam po każdej możliwej stronie zebrany tłum i masę wyciągniętych rąk z telefonami, które najwyraźniej nagrywały całą sytuację. Czy widok załatwiającego prawy Janga był aż tak fascynujący?

A może widok Janga na korytarzu wśród innych uczniów z nieco zaczerwienionym policzkiem?

Nie sądziłam, że mam aż tyle siły, by ślad się utrzymał.

– O co chodzi? – Zapytałam, przełykając nerwowo ślinę.

– Co powiesz na mały zakład, Panno Freeman?

– Chcesz się ze mną założyć? – Powtórzyłam po nim, na co ponownie przytaknął. – O co?

– O życie – odpowiedział pewnie.

– O moje życie!? Zwariowałeś!– Jęknęłam, z ledwością będąc w stanie ustać.

– Nie, nie o Twoje – pokręcił spokojnie głową i schował dłonie do przednich kieszeni spodni, patrząc na mnie spod rzęs. – O życie Twojego chłoptasia. Jeśli nie zgodzisz się na zakład, będziesz świadkiem jego ostatniego tchu na tym świecie – stwierdził nad wyraz spokojnie.

– A jeśli się zgodzę? Jeśli się z Tobą założę? – Zapytałam oszołomiona, ze suchotą w ustach.

– Nic mu się nie stanie.

– Ale?

Zawsze było jakieś ale.

– Nie ma żadnego ale. Musisz jedynie podjąć się zakładu – odparł nieprzejęty, robiąc dwa kroki w moją stronę. – Stworzonego na moich warunkach. – dopowiedział po chwili.

A jednak. Jego warunki, to najważniejszy i najbardziej przerażający spójnik przeciwstawny.

– Nawet go nie znasz. Co to ma na celu? O co Ci chodzi? Dlaczego to robisz? Wciąż masz dla mnie żal? Nie wystarczy, że zostałam przez Ciebie bezrobotna? Czego tak właściwie chcesz? – Z nieustępującym przerażeniem zalałam chłopaka falą pytań.

– Powiedzmy, że nieudacznik, którego wczoraj zobaczyłem, nie przypadł mi do gustu. A jak wszyscy doskonale wiemy, mam bardzo wysublimowany gust – uśmiechnął się arogancko.

TIME of lies | ZOSTANIE WYDANE Where stories live. Discover now