14. Przegrzany iloraz inteligencji

Comenzar desde el principio
                                    

Po dłużących się sekundach, mój mózg w końcu przypomniał sobie, jak ma działać. Analizował sytuację na najwyższych obrotach. I zdał sobie sprawę, że oprócz nierealnie doskonałych mięśni brzucha, coś jeszcze było nie tak.

Jang paradował półnagi w damskiej szatni!

– Pierdolony zboczeniec! – Nie myśląc wiele, zaczęłam krzyczeć na całą szatnię.

Zerwałam się z ławki, chwyciłam w dłonie torbę, i starałam się nią zasłonić ciało. Niezbyt skutecznie.

Aby zwiększyć dzielącą nas odległość, weszłam na ławkę. Czekałam na cokolwiek. Ironiczną odpowiedź, wylądowanie na metalowych szafkach, poderżnięcie gardła, wyśmianie. Nic się nie stało. Zupełnie nic.

Z jeszcze większą, niż dotychczas, dezorientacją, zsunęłam nieznacznie torbę z twarzy. Odsłoniłam jedynie oczy, aby móc zobaczyć, co właśnie wyprawia chłopak.

Jang posłał w moją stronę jedynie pełne politowania spojrzenie.

– Jeśli myślisz, że w akcie zemsty możesz być zboczeńcem lub gwałcicielem i robić ze mną nieprzyzwoite rzeczy, to lepiej sobie daruj i od razu przejdźmy do części z zabijaniem – pisnęłam na jednym tchu.

Jego wyraz twarzy się nie zmienił. Stał jak głaz. Nieugięty i pełen powagi. Wyglądał tak, jakby nie był prawdziwy. Martwy.

Timothy Jang rzeczywiście był martwy. Jego moralność, człowieczeństwo i dusza już dawno zostały pogrzebane.

Niekontrolowanie mój wzrok, w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję, ponownie zjechać z twarzy na całą resztę ciała. Cało było równie piękne, co twarz. Perfekcyjne.

Czego nie można było powiedzieć o jego wnętrzu.

Wyglądał jak czysta niczym łza perfekcja. Przemyślana i dopracowana w każdym, najmniejszym calu. Jednak w środku był perfekcyjnie zepsuty. Odrażający.

Gdy mój wzrok niebezpiecznie przesunął się w stronę białych bokserek z Calvina Kleina szybko odwróciłam głowę i znów zasłoniłam się torbą. Mam nadzieję, że nie zdążył zauważyć mojego zażenowania i purpurowych policzków wstydu.

– Jakim cudem znów na siebie wpadamy, Panno Auroro Freeman?

– Jakim cudem jesteś nawet w takim miejscu, jak damska szatnia?

– Znów mówisz irracjonalne rzeczy – westchnął, spoglądając na zegarek ścienny. – Najwidoczniej w przeciągu ostatnich dwóch godzin i trzydziestu ośmiu minut nie popracowałam nad swoją rozwagą. Jesteśmy w męskiej szatni, Panno Freeman – wyjaśnił ze stoickim spokojem.

– Co!? – zdenerwowałam się jeszcze bardziej. – Nie, to niemożliwe. W czwartej szatni przebiera się żeńska drużyna lekkoatletyczna. Tobie musiało się coś pomylić – wyjaśniałam, kiwając głową z niedowierzaniem.

– W szatni numer cztery. Nie w szatni czwartej.

Nie mógł mówić prawdy. Przecież Sophie mówiła, że to czwarta szatnia.

A może powiedziała numer cztery? Cholera, nie pamiętam...

Zaczęłam przesuwać wzrok po całym pomieszczeniu i omal nie doznałam załamania nerwowego. Kilkunastu facetów spoglądało na mnie z różnych stron szatni, posyłając zdziwione lub zaciekawione spojrzenia. Niektórzy dwuznaczne uśmieszki.

Całe szczęście, że nie chodzimy już z Simonem do tej samej szkoły. Nie mam pojęcia, jak miałabym mu wytłumaczyć zaistniałą sytuację.

– Cóż... – zaczęłam powoli odsuwać torbę od twarzy podśmiechując się zawstydzona. – Być może coś mi się pomyliło – zaśmiałam się niezręcznie. – Proszę, nie posądzaj mnie o naruszenie intymności seksualnej – złożyłam ręce w przepraszającym geście, tym samym upuszczając sportową torbę na podłogę.

TIME of lies | ZOSTANIE WYDANE Donde viven las historias. Descúbrelo ahora