W jaskini lwa

11 1 0
                                    

Sytuacja była mocno skomplikowana, będąc w Rosji cały czas byłem pod obserwacją. Czuć było na kilometr organizację sami wiecie jaką. Z Dimitrim była krótka piłka, pokazałem mu możliwość dochodu w zamian za ochronę. Tym sposobem byłem już teoretycznie nie sam. To było rozwiązanie najlepsze z wszystkich tragicznych. I w zasadzie okazało się jednym z gorszych. Sytuacja była tragiczna. Jakiś gość pocztą pantoflową dostał informacje, że jestem powiedźmy blisko mafijnego półświatka. Czasem tak jest, że ty nie znasz ludzi, ale oni Cię znają. Był to niejaki Wiktor Stiepanowski, agent KGB odpowiedzialny jak się później okazało za prężną rekrutacje polskich sprzedawczyków i psujących krew Polskiej ludności podczas próby zmiany ustrojowej w sprawach rozwoju przemysłu.

Dimitrij był młodym gościem myślącym wschodnio, ale powiedźmy bardziej rozwojowo i nowocześniej. Niestety był za nisko w organizacji. Akcja zaczęła się w pokoju hotelowym. Usłyszałem tylko serię karabinu przebijającą drzwi i Dimę podziurawionego kilkoma kulami. Krzyknął: przepraszam, uciekaj i rzucił mi klucze do samochodu spięte z pistoletem Makarova. Zawsze broń miał przy sobie więc system bezkluczykowy się sprawdzał. Byliśmy na 3 piętrze, oddałem tylko 2 zupełnie niecelne strzały w stronę agresorów i rzuciłem się w okno, ze świadomością że na dole w tym miejscu jest markiza przed wejściem i parking. Mocno potłuczony i krwawiący udałem się do Mercedesa W140 Dimy. Miałem wrażenie że moja głowa eksploduje. Nie miałem pojęcia, że pościg opancerzonym Mercedesem na przedmieściach Moskwy będzie dotyczył mnie, a jednak. Sprawa była mocno na przegranej pozycji. W mieście przede wszyskim nie miałem motocykla. Pomyślałem sobie wtedy o jednym filmie przyrodniczym, który oglądałem jako nastolatek. Padło tam słynne zdanie: Zjedź bądź zostań zjedzonym, zabij bądź zostań martwym. Nie wiem czy to był instynkt przetrwania, ale generalnie miałem błyskawicznie pełny plan realizacji. Byłem też nie u siebie, pędząc ulicami Moskwy, dostałem kilka seryjek od Milicjantów na motocyklach, ale na szczęście Dimitrij posiadał wersją opancerzoną i przeżyłem. Po kilku godzinach jazdy udało mi się zjechać w mniej zaludnione miejsca. Byłem mocno zdesperowany, wiedziałem że jeśli ucieczka się nie uda, zostanę w najlepszym wypadku zlikwidowany. Dopuściłem się niestety kradzieży, w momencie mijania motocykla, zajechałem mu drogę, który miał mi posłużyć do ewakuacji z tego chorego kraju, na szczęście był zachodni. Oczywiście ze względu na brak czasu kierowca został przeze mnie zmotywowany do ewakuacji pieszej za pomocą wcześniej wspomnianego Makarova.

Międzyczasie skontaktowałem się z hindusami, nie miałem szans na powrót do domu w tradycyjny sposób. Ustaliłem z nimi dostarczenie mi estońskiego paszportu drogą pocztową. Warunek jednak był ciężki do spełnienia, przetrwać w Rosji pewien czas. Oczywiście pomocnym aspektem była płynna mowa w języku rosyjskim. Dostałem adres na, który zostały wysłane dokumenty. To był najgorszy okres w moim życiu, co 2 minuty zerkałem przez ramię i wyszukiwałem wzrokiem broni skierowanej lufą bądź celownikiem laserowym w moją stronę. Wtedy też poznałem tożsamość Wiktora, który był nastawiony do mojej likwidacji.

Kronika SprawiedliwościWhere stories live. Discover now