Sprawiedliwości czas zacząć

6 1 0
                                    

Rozpocząłem zatem duże przygotowania. Wybrałem dość dużą sumę pieniędzy z banku. Kasa to była w zasadzie jedyna rzecz na którą nie mogłem narzekać, nie przepuszczałem jej na głupoty, po prostu wiedziałem, że mimo tego że jest jej dużo jest ona ograniczona i nie zanosi się na to, żeby były jakieś duże przypływy gotówki. Przez kilka godzin tworzyłem spis rzeczy, które mogą mi się przydać na wypadek gdyby... Nie dokonywałem żadnych zakupów w sieci. Wszystko dokonywałem się w transakcjach gotówkowych. Przede wszystkim kupiłem porządny zestaw surwiwalowy i kilka akcesoriów wojskowych dostępnych na rynku. Zakupiłem wysokiej klasy wiatrówkę i nóż myśliwski, zapas żywności i środki medyczne wraz z opatrunkami. Większość z tych rzeczy dostarczyłem do schronu. Nauczyłem się również otwierać proste zamki za pomocą wytrychu.

Podjąłem zatem ostateczną decyzję, że chcę poświęcić wszystko dla prawdy i sprawiedliwości, mimo tego, że miałem to co chciałem, ale to była dla mnie sprawa ogromnej wagi. Czułem, że ryzykuje bardzo wiele, ale jestem to winien rodzicom. A tak w ogóle to nie jarałoby mnie życie, gdzie każdy dzień jest taki sam. Od dziecka lubiłem adrenalinę i ryzyko, lecz jednocześnie byłem zawsze przygotowany. Obiecałem sobie, że każde z działań, które podejmę będą zgodne z kodeksem etycznym. Miałem świadomość, że właśnie dziś rozpoczynam ogromny rozdział w swoim życiu, który niestety nie będzie mógł zostać zamknięty. Wpadnę w to po uszy i z pewnością będę pluł sobie w twarz, że to zrobiłem, ale wolę żałować że podjąłem niewłaściwą decyzję, niż że jej nie podjąłem.

Miałem przy sobie telefon zmodyfikowany przez moich hinduskich przyjaciół, ciepłą odzież nierzucającą się w oczy i plik banknotów. Wpadłem jednak na pomysł, że będę potrzebował jeszcze jednego: niezawodnego środka transportu, który niejednokrotnie wyciągnie mnie z opresji niczym Aston Martin Jamesa Bonda. Mój pomysł był jednak bardziej przyziemny, samochód którym miałbym się poruszać nie może zbyt rzucać się w oczy. Padło na grata którego niedawno kupiłem. Dokonałem w nim szereg modyfikacji, takich jak powiększenie baku, obracane tablice rejestracyjne czy kolczatka na elektromagnesie w tylnym zderzaku. Oczywiście silnik też uległ wymianie i pod maskę wskoczyła widlasta ósemka. Zamykając maskę pomyślałem, jeszcze tylko ostatni papieros, przespana noc i do dzieła.

Po wnikliwej analizie moich wspomnień, danych których zgromadziłem miałem w zasadzie tylko jeden punkt zaczepienia. Weryfikacja współpracowników i ówczesnych przełożonych mojego ojca. Był to Wojskowy Instytut Fizyki Jądrowej. Musiałem dostać się do siedziby firmy w celu zdobycia wystarczających dowodów. Najgorsze było to, że nie miałem pewności że dane o których myślałem w ogóle tam będą. Początkowo myślałem o włamaniu lecz poszedłem znacznie łatwiejszą drogą. Złożyłem CV na jedyne dostępne tam stanowisko i ku mojemu zdziwieniu po tygodniu czasu dostałem pozytywną odpowiedź. Dostałem tym sposobem większe możliwości uzyskiwania informacji. Zacząłem sumiennie pracować i jednocześnie pozyskując niezbędne dla mnie dane poprzez nieoficjalne wizyty w archiwum. Często zostawałem po godzinach przez co mieli o mnie dobre zdanie, jednak w tym czasie wchodziłem w kontakt z Khanem, aby informował mnie o bieżącym monitoringu jednocześnie wyłączając ten nadzorujący archiwum. Niestety w archiwach były szczątkowe dane, które nic nie wnosiły. Miałem jednak dane personalne osoby nadzorującej projekt mojego ojca, jednak ta osoba szybko zakończyła pracę w instytucie po wypadku moich rodziców. Zleciłem zatem Khanowi przeszukanie Internetu dysponując jedynie zdjęciem i imieniem i nazwiskiem. Po kilku dniach uzyskałem dane, że ta osoba nadal żyje, jednak po zmienionym nazwiskiem. W zasadzie nie było takie oczywiste. Zdradziła to jedynie fotografia zrobiona przez koło łowieckie. Mając takie dane znalezienie Pana Jakuba było tylko formalnością. Myślałem po prostu go zaczepić i zacząć zadawać pytania, ale stwierdziłem że to przysporzyło by mi braku odpowiedzi i służby na karku. Musiałem zatem w umiejętny sposób zorganizować nieformalne przesłuchanie, dzięki któremu miałbym pewność że dostanę szereg odpowiedzi. Oczywiście z racji konieczności zakończyłem współpracę z instytutem. Śledziłem tego człowieka kilka tygodni, aż wybrałem dogodny moment na rozmowę, jeśli można to tak nazwać.

Co sobotę wyciągał z lodówki szklankę rumu i dorzucał 2 kostki lodu. Jego dom nie miał systemu alarmowego więc, pozwoliłem sobie pod jego nieobecność nieco zmodyfikować lód z którego korzysta dodając prochy, tak jak z dziadem. Później pozostało mi tylko czekać aż niedźwiedź pójdzie spać. Związałem go i zawiązałem mu oczy, między czasie zacząłem szukać w jego domu broni, w końcu należał do koła łowieckiego. Gdy się rozbudził siedziałem naprzeciwko w masce, bawiąc się jego pukawką. Był przerażony mimo tego, że zagwarantowałem mu, że jeśli będzie wszystko tak jak ja chcę to po prostu wyjdę. Tak oto rozpoczęło się moje pierwsze w życiu przesłuchanie, które miało doprowadzić mnie bliżej prawdy.

Było około godziny 2:00. W planach miałem wyciągnąć od niego informacje, które pozwolą mi iść po sznurku do kłębka. Wiedziałem, że on był tylko płotką, ale jednoczenie był odpowiedzialny za zamknięcie programu nad którym pracował mój ojciec, zatem musiał znać osoby, które mu to przykazały. Niestety jak to na przesłuchaniach mówił, że o niczym nie wie. Jednak po kilku godzinach spokojnych rozmów zaczął puszczać parę z ust. Wiedziałem, że przesłuchania to ciężki kawałek chleba i techniki większości polegają na przemocy co średnio mi odpowiadało. Doszukałem się jednak w literaturze ciekawego procederu spouchwalania z osobami przesłuchiwanymi zapoczątkowanego przez niejakiego Hannsa Scharffa, żołnierza III Rzeszy. To wystarczyło, aby wyciągnąć cokolwiek do dalszej analizy i działań. Ulatniając się z miejsca zdarzenia rozlałem w jego domu naftę i zagroziłem, że będzie się mógł ruszyć dopiero po godzinie, jeśli będzie inaczej dojdzie do zapłonu. Nafta jednak miała inny cel. Po godzinie tak jak planowałem zostały wezwane służby wraz z psami tropiącymi, jednak przez ten specyfik nie potrafiły złapać tropu. Dużą część trasy pokonywałem pieszo, dopiero po kilku kilometrach wsiadałem do samochodu w celu zminimalizowania wykrycia. Dzięki przesłuchaniu zyskałem broń palną, której wolałem nie używać, ale dobrze było ją mieć. Swoją drogą była to bardzo wysokiej klasy snajperka z celownikiem laserowym. Wiem, możecie teraz pomyśleć, że jeśli zwinąłem broń i groziłem to gdzie tutaj kodeks moralny.

Sumienie każdy ma swoje i niestety świat jest brutalny, więc sądzę że zwinięcie mienia facetowi zamieszanemu w śmierć moich rodziców jest wybaczalne. To jednak był przygodny łup przydatny po rozpoczęciu życia, gdzie nie wiadomo będzie komu można zaufać i wszelkie służby będą przeciwko mnie. Najważniejszym jednak łupem był adres z nazwiskiem. Wróciłem z wszystkim do Malum i postanowiłem przez najbliższe kilka tygodni poświęcić się analizie danych zamkniętego projektu ojca. To był drugi cel, który konieczny był do osiągnięcia.

Po pewnym czasie rozpocząłem analizę danych dostarczonych przez pana myśliwego, jak że by inaczej z pomocą Khana.

Niestety po osobistym sprawdzeniu adresu sytuacja okazała się fatalna. Khan nie znalazł osoby o takich danych, a podany adres nie istniał. Byłem wściekły i czułem się oszukany. Jednak nie miałem zamiaru dawać za wygraną. Od razu stwierdziłem że konieczna jest ponowna wizyta u myśliwego, jednak nieco na innych warunkach.

Niestety musiałem obrać inną strategię. Z racji tego iż obserwowałem go wcześniej i znałem jego rutynowe działania, postanowiłem niestety go porwać i zagrozić utratą życia. Tak też zrobiłem, niestety musiałem „pożyczyć" bus z odsuwanymi bocznymi drzwiami na kilka dni.

Śledziłem go po mieście tak, aby zaparkował w stosownie spokojnym miejscu. Zaparkowałem obok niego. W momencie, gdy wsiadał wciągnąłem go na pakę i po szarpaninie potraktowałem dużą ilością gazu i taśmy klejącej. Wyjechaliśmy poza miasto do wcześniej ogarniętego pustostanu z dala od cywilizacji. Nie odzywałem się za wiele i gość wiedział, że moja cierpliwość się skończyła, niestety nie miał jak mówić przez taśmę. Potrzymałem go 6h w busie, później przywiązałem go do fotela kierowcy, nasączyłem w oleju napędowym szmatę i wetknąłem ją do wlewu paliwa. Odpaliłem papierosa, oderwałem taśmę z jego ust i czekałem co powie. Usłyszałem: przepraszam, nie zabijaj mnie, Dmitrij Bogdanow, Praga. Po tym przyłożyłem zapalniczkę do szmaty, nieznacznie się zajęła i zgasła. Śmiejąc się mu w twarz powiedziałem: nie jestem taką bestią jak wy, ale następnym razem będę. Odciąłem taśmę od kierownicy. Zapytał: kim jesteś? Na co odrzekłem: sierotą, którą mnie urządziliście.

Kronika SprawiedliwościDonde viven las historias. Descúbrelo ahora