Jedynym potworem na Ziemi jest człowiek

6 1 0
                                    

Postanowiłem wsadzić kij w mrowisko. Od Pana myśliwego dostałem nazwisko tego rosjanina, które okazało się prawdziwe. Jednak to była już bardzo gruba ryba, władza nic sobie nie robiła z jego wybryków, był powiązany z domami publicznymi i wieloma innymi przewinieniami. Miałem świadomość, że to już nie przelewki i ryzyko utraty życia znacznie tutaj wzrasta. Z jednej strony kochałem życie i nie miałem zamiaru go kończyć, nie miałem jednak nikogo bliskiego więc, gdybym w najlepszym wypadku kopnął w kalendarz, byłoby tylko kilka osób, które zapłakałby nad moim grobem. Przez cale życie szedłem podobnie obraną ścieżką, jeśli już coś zaczynałem to starałem się to zakończyć. Każdy stopień edukacji i każde inne kroki które wiązały się z dużym nakładem czasu i pracy. Starałem się, aby w moim słowniku nie było słowa: zwątpić. Dążyłem więc do spotkania z Dmitrim. Jednak nie był to człowiek, z którym można było się tak po prostu spotkać.

Pan myśliwy zdradził informacje na temat najbliższej imprezy organizowanej przez Dmitrija, po czym już osobiście starałem się zabłysnąć w towarzystwie. Na moje szczęście znalazł się tam stół do pokera, gdyż przegrałem setki godzin w tę grę w młodości. Po całkiem udanej partii Dmitrij pokazał mi swoją kolekcje sportowych samochodów. Tutaj miałem ogromne pole do popisu, byłem w tym naprawdę dobry. Znałem dokładne parametry większości wozów, które były w garażu, nie było to w cale takie trudne, gdyż producenci aut tego pokroju wdrażają tylko jedną wersję silnikową w zależności od typu pojazdu.

Zaimponowałem Rosjaninowi do tego stopnia, że zaprosił mnie na kolejną imprezę, gdzie miały się również odbyć wyścigi na opuszczonym lotnisku. Za każdym razem gdy widziałem jego twarz, złość wypalała mi oczy, ale wiedziałem, że to wszystko to długotrwały proces i konieczne jest opanowanie. Zanim doszło do kolejnej imprezy wynająłem na jej potrzeby Nissana GTR, to stosunkowo tani samochód jak na osiągi, które reprezentuje. Wiedziałem, że odpowiednie show na torze tylko przysporzy mi przewagę w walce którą zacząłem. Przez kilka godzin wpadło mi dodatkowe kilka tysięcy. Wiedziałem w jakich wyścigach brać udział, a w jakich odpuścić. Z racji tego, że byłem mocno zorientowany w specyfikacjach sportowych wozów przeliczałem ile koni przypada na każdy kilogram. W ostatnim wyścigu uczestniczył sam Dmitrij, szanse były dosyć wyrównane, więc podjąłem wyzwanie. Przez większość trasy szliśmy łeb, w łeb. Wiedziałem, że muszę wykazać się umiejętnościami z racji manualnej skrzyni biegów. Cała sytuacja była mocno ekscytująca, ryk silników i zapach palonej gumy wywoływały duży przypływ adrenaliny. Dzięki temu o niewielką przewagę udało mi się pierwszemu przekroczyć linię mety. Zgarnąłem wtedy 10 000 dolarów, ale kasa była dla mnie powiedźmy bezwartościowa w tej sytuacji. Tym że zwyciężyłem wgryzłem się w strukturę, którą musiałem rozbić od środka.

Po powrocie do hotelu mocno analizowałem wszystkie dane które przyswoiłem. Powoli uzupełniałem siatkę powiązań i rangi poszczególnych gangsterów. Między czasie mocno zadbałem o kondycje fizyczną i właściwe odżywianie. Musiałem być przygotowany na wszystko. W wolnych chwilach przy wykorzystaniu pukawki pana Myśliwego ćwiczyłem strzelanie do celu poza miastem. Wiedziałem jednak że prędzej czy później zostanę prześwietlany przez osoby, pomiędzy którymi się obracam. W raz biegiem czasu Dimitrij zapraszał mnie na grube imprezy, lecz jak to ujmę nie korzystałem z wszystkich dobroci.

Wielokrotnie w późniejszym czasie byłem zapraszany również na kolejne wyścigi, było ich dosyć dużo aczkolwiek jeden z nich był dość specyficzny. Dostałem do testów na niemieckim torze Nurburgring nową S-klase. Zazwyczaj zasiadałem w typowo sportowych furach, głównie wypożyczonych. Dimitrij powiedział, że jeśli pobije rekord okrążenia chłopaków z ekipy dostanę propozycje. Ze strony jego podwładnych, pojawiały się pytania dlaczego nie mam własnej wypasionej fury. Zawsze ze spokojem odpowiadałem: Ferrari za bańkę może mieć każdy bogaty, a samochód marzeń należy zbudować od podstaw, gdyż wysiłek wzmaga satysfakcje. Mnie nie spieszno jednak było do budowania fury marzeń, bo miałem inne sprawy na głowie, takie jak szpiegowskie wstąpienie w szeregi mafii dla własnych korzyści informacyjnych. Musiałem jednak udowodnić swoją gangsterską wartość. Po wykręceniu dobrego czasu Dimirij zaproponował mi pracę w roli szofera. Nie przyjąłem jednak propozycji od razu, wiedziałem że muszę pokazać poczucie własnej wartości i zgodziłem się przy dwukrotnie większej stawce. Ryzykowałem, ale tym razem zyskałem. Pracowałem dla niego przez kilka miesięcy jako typowy taryfiarz tylko z zarobkiem pięciocyfrowej sumy w dolarach. Nie byłem przyzwyczajony do dużej konsumpcji więc dużą część hajsu zostawiałem w hospicjach i domach dziecka. Sam jako sierota wiedziałem jaką traumę doświadczają osierocone dzieci bądź te które są nieuleczalnie chore.

Przejazd na niemieckim torze nie był przypadkowy. W trakcie typowej podwózki doszło do niebezpiecznego incydentu. Domyśliłem się o co chodziło - zostałem wykorzystany na trasie ściągania haraczu...

Sprawa początkowo szła gładko, ale do czasu. W jednym z lokali jednego z naszych właściciel knajpy oblał rozgrzanym olejem, później było tylko gorzej. W takim półświatku byłem jeszcze szczawikiem i nie bardzo wiedziałem o co chodzi, jak się okazało agresja właściciela była spowodowana kolejną wizytą smutnych panów w tygodniu. Niestety ktoś dał ciała i wybraliśmy niewłaściwy lokal. Finalnie w wyścigowym tempie podrzuciłem poszkodowanego najemnika Dmitrija do szpitala i kontynuowałem jazdę do dziupli.

Byłoby zbyt optymistycznie gdyby nic po drodzę się nie wydarzyło... Moja adrenalina i tak była na wysokim poziomie a po pewnym czasie okazało się że mamy ogon. Jak tylko wyczułem pościg usiłowałem skierować trasę poza miasto. Po osiągnięciu 200km/h czerwone Audi dalej siedziało nam na zderzaku, a mało tego próbowało nas zepchnąć z drogi. Nie mogłem skorzystać z mojej metody wtapiania się w otoczenie ze względu na zbyt mały dystans. Niestety po dłuższym pościgu doszło do bardzo ciężkiej sytuacji, po wymianie ognia jedna z opon w Audi została trafiona i doszło do mocnego zderzenia z innym samochodem. Ze względu na moich pasażerów, byłem zmuszony do kontynuowania jazdy mimo tego z pewnością poszkodowani potrzebowali pomocy. Jednak po kilku set metrach zmieniłem zdanie mimo pistoletu przy skroni. Wiedziałem że będę jeszcze potrzebny i nie mogą mnie sprzątnąć bez zgody Dimy. W postronnym samochodzie były dwie ofiary śmiertelne. W Audi też były dwa trupy i jeden solidnie potłuczony ale żywy gangster. Postanowiłem zatem dostarczyć nieszczęśnika ruskowi.

Tak jak już wspominałem, kodeks moralny to dla mnie rzecz święta. Każdy porządny człowiek kieruje się swoimi zasadami i dlatego może osiągnąć sukces. Nie mogłem nikogo krzywdzić, przynajmniej jak na razie. Będąc w sytuacji bez wyjścia postanowiłem użyć mojego wynalazku.

Mając już zaufanie udałem się na rozmowę z Dimą, że mam informacje dotyczące patentu o który będą rywalizowały wszystkie koncerny na świecie. Że można na tym zbić niepoliczalną fortunę, a dolary szejków to przy tym nic. Kazał mi przedstawić urządzenie i jeśli zadziała to umówi mnie na wspólne spotkanie w jego przełożonym w Rosji.

Zrobiłem jak kazał, nic nie mogłem stracić, choć w zasadzie jeśli dostałbym niespodziewaną kulkę, nie udałoby mi się zdetonować zdalnie szafek z urządzeniami, ale i na to miałem plan. Posiadałem zaprogramowany telefon z dziennym wyprzedzeniem wykonania telefonu/detonacji. Dzień w dzień go odwlekałem, gdybym był martwy, na drugi dzień szafki zostałyby otwarte. Dodatkowo na urządzeniach widniał napis BOMB co dawało mi pewność, że do jego weryfikacji przybędą służby wojskowe. To jednak był plan B w którym ja byłem martwy.

Sam byłem wyposażony w podskórny nadajnik GPS, który był aktywowany poprzez minutowe przyciśnięcie. O nim wiedzieli tylko hindusi i na wypadek aktywacji mieli mnie wyciągnąć z opresji.

Byłem bardzo sceptycznie nastawiony co do przedstawiania wynalazku ruskim, ale to była jedyna szansa. Obawiałem się o typowo wschodnie myślenie i marnowanie potencjału. To była w zasadzie jazda na krawędzi. Jedna kulka i wynalazek jest już po ruskiej stronie, ale również po innych. Szczęście jednak mi dopisywało i przeżyłem prezentacje. Dimitrij był pod wrażeniem i jak na ruska objawiał duży entuzjazm i zainteresowanie. Dostałem 50 000$ i zaproszenie na lot prywatnym odrzutowcem do Moskwy do ośrodka badawczego.

Słowo się rzekło więc poleciałem z moim prototypem. Wylądowaliśmy i z płyty lotniska prosto do ośrodka pojechaliśmy ekskluzywnym SUV-em. Różnica zamożności mnie przerażała, na ulicach można było zobaczyć umierające bezpańskie psy, chorych seniorów i zaniedbane dzieci, a międzyczasie ja woziłem się z bogaczami w luksusie. Nie wiem dla czego ale poczułem się wtedy winny. Pomyślałem, że powinienem być w miejscu gdzie jestem potrzebny, ale z drugiej strony to co robiłem było w imię sprawiedliwości. Mimo wszystko parłem do przodu.

Spotkałem się z kilkoma rosyjskimi uczonymi, lecz w ośrodku wcale nie było lepiej. Osobom posiadającym ogromną wiedzę wcale nie żyło się lepiej. Wielokrotnie były zastraszane, aby wyniki na które czekała „góra" spłynęły szybciej. Nikt ich nie rozumiał, oprócz wszystkich prawdziwych naukowców, który ciężko pracują w imię rozwoju, a nie dla kasy, która swoją drogą powinna też się zgadzać. Miałem wyrzuty, że przyszedłem z tym do ruskich, ale w zasadzie innego wyjścia nie było. Kości zostały rzucone. 

Kronika SprawiedliwościWhere stories live. Discover now