2. Valentina

686 50 16
                                    

Uwielbiam pracę w "Kundelku". Od kiedy tylko pamiętam, moim marzeniem było założyć schronisko i móc zająć się tymi bezbronnymi stworzonkami, które zostały porzucone. Zapomniane. Dlatego też poszłam na studia weterynaryjne, a później wzięłam ogromny kredyt studencki, żeby odkupić schronisko i gabinet weterynaryjny od właścicieli, u których miałam swoje pierwsze praktyki. Już kiedy zaczynałam do nich przychodzić, żeby pomagać jako wolontariuszka, skarżyli się, że nie mają już siły na prowadzenie schroniska. Powiedziałam im wtedy, że kiedyś odkupię od nich to miejsce i stworzę coś pięknego. I dotrzymałam obietnicy. Każdego dnia dawałam z siebie wszystko, aby tylko zwierzęta czuły się zaopiekowane i gotowe na nowy dom, żeby całe to miejsce zaczęło żyć. Długie lata wyrzeczeń, nieprzestanych nocy, stresu, przerwanych znajomości i miliony godzin spędzonych na wolontariacie w tym miejscu. I stałam się w końcu pełnoprawną właścicielką "Kundelka", a za chwilę miałam też zostać lekarzem weterynarii. Moje największe marzenie, w końcu miało się spełnić.

A to wszystko po to, żeby przyszedł sobie jakiś buc i wziął żywe stworzenie jako prezent dla bratanka. Bo przecież pies jest super prezentem.

Na prawdę chciałam być miła dla tego faceta. Zawsze staram się być miła dla ludzi i pokazywać sobą, że nie wszyscy są chodzącymi burzowymi chmurami. Chciałam pomóc mu w odnalezieniu swojej bratniej duszy z czterema łapkami. Ale gdy usłyszałam, że chce zaadoptować psa, który ma być prezentem, nie wytrzymałam. Na świecie jest bardzo mało rzeczy, które potrafią mnie wyprowadzić z równowagi. Z reguły jestem miła i raczej wolę trzymać się na uboczu, niż lśnić pod blaskiem reflektorów. Potrafię przemilczeć wiele rzeczy, nawet jeśli mi się nie podobają i się z nimi nie zgadzam.

Jednak przedmiotowe traktowanie żywych stworzeń, to coś, czego nie będę tolerować. Nigdy nie będę w stanie zrozumieć, jak można tak perfidnie grać na emocjach, stworzonka, które tak jak my, ma uczucia.

Dlatego też odesłałam dupka z kwitkiem, bo z mojego schroniska, żaden podopieczny nie będzie prezentem. Właśnie dlatego został wprowadzony zakaz adopcji w okresie świątecznym i chwilę po nim. Nie chcę, żeby moje zwierzęta były nieudanym prezentem świątecznym, który znudzi się. Po tygodniu, gdy okaże się jak wiele obowiązków się z nim wiąże.

I żaden bubuś, który uważa się za nie wiadomo kogo, tego nie zmieni.

Tak mi podniósł ciśnienie, że musiałam podjeść kilka ciasteczek orzechowych, żeby wyrównać pozom cukru we krwi. Jeśli nie będę mieścić się w drzwiach, będzie to tylko i wyłącznie jego wina. Sama nawet nie pomyślałam, żeby po nie sięgnąć, ale pan „Chyba nie wiesz z kim rozmawiasz", zmusił mnie do tego.

Na całe szczęście od wejścia rozchodzi się już charakterystyczny stukot butów należący do mojej najlepszej, i jedynej, przyjaciółki. I na moje nieszczęście, siostry mojego chłopaka.

Camille jest młodsza ode mnie o prawie pięć lat. Razem pracowałyśmy jako wolontariuszki i tak wyszło, że zostałyśmy przyjaciółkami. Mimo, że miała wtedy trzynaście lat, a ja prawie osiemnaście, polubiłyśmy się. Połączyła nas chyba miłość do zwierząt, bo Cam tak jak ja studiuje weterynarię, a w między czasie pomaga rodzicom w sklepie, albo mi tutaj.

Podziwiam ją, ja na pierwszym roku nie miałam na nic czasu. Teraz w sumie nie jest lepiej, całe dnie spędzam w „Kundelku" na zmianę z godzinami na uczelni i pisaniem pracy końcowej. Mi to nie przeszkadza, lubię jak dużo się dzieje, ale Thomas każdego dnia przypomina mi, jak to zaniedbuje swoje obowiązki wobec jego osoby.

To właśnie Camille poznała mnie ze swoim bratem. W tamtej chwili nie szukałam nikogo, byłam tylko licealistką na wymianie uczniowskiej, która chce przeżyć swoją przygodę życia w ostatniej klasie szkoły średniej.

Siła, którą mi dajeszWhere stories live. Discover now