Rozdział 11

481 16 1
                                    

*teraźniejszość*

Pov Vittoria

Czułam, że wariuję.

Praktycznie w ogóle nie spałam. Jeżeli już to może z dwie godziny. Wyglądałam jakby pierdolnęło mnie co najmniej osiem tirów, a w głowie miałam papkę. Adrien nie odezwał się od wczoraj, a Vito jeszcze nie zaczął zmiany...

Tylko przy nich czułam się bezpiecznie. Kiedyś zaliczał się do tych osób jeszcze Enzo. Teraz się go boję.

Moja paranoja podpowiada mi, że on nie wyjechał, że to on był wtedy pod salonem...

Modliłam się by tę pół godziny minęło jak najszybciej. Nie ufałam ojcu. Mam tylko nadzieję, że Vito mu jeszcze nic nie powiedział, bo jeśli tak to mogę mieć zakaz na wychodzenie z domu.

Albo spotka mnie coś gorszego.

Jak otumaniona patrzyłam na zegar z nadzieją, że czas zacznie szybciej mijać. Nawet nie zauważyłam kiedy ktoś wszedł. Usłyszałam ciche kroki. Stopy zatrzymały się obok mnie. Mężczyzna kucnął i uniósł mój podbródek. Wyraz jego twarzy na widok mojej, raczej pochlebny nie był. Tym razem naprawdę wyglądałam jak menel.

- Vitti... - przytulił mnie do siebie, a ja po prostu zaczęłam płakać. Nie czułam nic. Nos miałam zatkany, a z oczu samoistnie leciały łzy - Hej, spokojnie. Już dobrze. Jestem z tobą. Jesteś tu bezpieczna - podniósł nas z podłogi i usiadł na materacu mojego łóżka. Usadził mnie na swoich kolanach i nie puszczał, dopóki się nie uspokoiłam - Już dobrze - pogłaskał mnie po plecach. Odsunęłam od niego głowę i wytarłam policzki. Patrzył na mnie czule, tak jak powinien patrzeć ojciec na córkę.

- Nie wiem co mi jest... Przepraszam - zeszłam z jego ud i stanęłam tyłem do niego. Nie chciałam mu teraz patrzeć w oczy.

- Spokojnie. Nie masz za co. Po prostu się boisz, to zrozumiałe.

- Ile ty masz lat? - nawet nie wiem czemu o to spytałam. To tylko znak, że moje logiczne myślenie nie istnieje.

- Trzydzieści dziewięć. Skąd to pytanie?

Stary. Dwadzieścia jeden lat różnicy

- Sama nie wiem. Zresztą i tak przepraszam, że...

- Nie masz za co - wstał i stanął przede mną. Patrzył na mnie z góry, a mój wzrok padł na moje skarpetki w choinki. Mam gdzieś, że jest wiosna - Masz chwilę załamania i to jest okej. Każdy musi się kiedyś wypłakać - pokiwałam głową. Może i miał rację, ale to nie zmienia faktu, że mi głupio.

- Jeśli to on?

Kilka nic nie znaczących SMS-ów to jedno. Stalking to drugie.

- Obiecuję, że nawet cię nie tknie.

- Dziękuję - nieznacznie uniósł kącik ust.

- Nic ci przy mnie nie grozi.

Tym razem ja go objęłam. Nie protestował. Boże, gdyby mnie odepchnął to chyba bym się spaliła ze wstydu.

- Jesteś bezpieczna.

Chciałam w to wierzyć.

****

Sukinsyn zrobił sobie kurwa wakacje. Jebany idiota, mój pieprzony brat.

Zażyczył sobie samotnego wieczoru kawalerskiego. Kurwa, akurat teraz. Obiecał, że mi pomoże, kutas złamany. Jeszcze oczywiście nie poinformował mnie on, tylko ten cały Daniello, jego pachołek.

Wzięłam głęboki wdech i włączyłam telefon by wybrać jego numer. Oczywiście nie odebrał. Zostawiłam mu wiadomość, że ma w trybie natychmiastowym do mnie oddzwonić. Oczywiście tego nie zrobił.

The Sweet Dream Of YouWhere stories live. Discover now